niedziela, 22 września 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Wiedząc, że mój mąż jest w dobrych rękach, albo raczej łapach, mogłem powoli udać się po dzieci. To chodzenie po nie bardzo mi się podobało, mogłem dzięki temu trochę poznać ich znajomych, a tak konkretnie to poznać ich serca, ich pragnienia i drobne grzeszki. I tak właściwie, nie było tak źle. Niektóre pragnienia faktycznie, były takie trochę podejrzane, niepewne, ale mogłem je potraktować z przymrużeniem oka. To były dzieciaki, ich serce dalej się kształtowało i dosyć łatwo ulegało pewnym wpływom. Nasze dzieci mają czyste serca, więc mają szansę na to, by ich ogarnąć. Na razie jednak będę to wszystko obserwował, a jeżeli któryś z tych dzieciaków wejdzie na ścieżkę, z której zejść się nie da, zareaguję od razu. 
Z dzieciakami wróciłem do domu, a Mikleo dalej nie było, podobnie jak i Banshee. Byłem prawie że pewien, że dalej są nad wodą, ale mimo wszystko chciałem się upewnić, że tam są, i użyłem mocy naszego paktu, by zlokalizować mojego pięknego męża. Tylko...
Niczego nie wyczułem. 
To mnie trochę zaniepokoiło. I to nawet bardziej niż trochę. Czemu nie byłem w stanie go wyczuć? Nie wiem, czy bardziej czułem niepokój, czy może wściekłość. On gdzieś uciekł? Coś mu się stało? Kogo mam zniszczyć, by do mnie wrócił? I gdzie jest Banshee? Nie dała rady? Jak tylko się dowiem, kto skrzywdził Mikleo, i moją psinę... oj, nie chciałby być w ich skórze. Albo jego skórze, jeżeli to tylko jedna istota. Po naszej fuzji, i pochłonięciu duszy, czułem się znacznie silniejszy, i nie zawaham się wykorzystać całej tej siły, jeżeli chodzi o moich najbliższych. 
- Tato? Wszystko w porządku? – głos Hany mnie trochę wyrwał z zamyślenia. Zamrugałem kilkukrotnie oczami, przekierowując mój wzrok na nią. – Twoje oczy... – dodała, trochę przerażona. Trochę straciłem panowanie nad sobą. Powinienem się ogarnąć, nie mogę pozwolić, by zobaczyły mój prawdziwy wygląd, który mocno się zmienił od ostatniego czasu, kiedy widziały mnie bez iluzji, i wcale nie zmienił się na lepsze. 
- Muszę znaleźć mamę. Nakarmcie zwierzaki i nie opuszczajcie domu – poleciłem tylko i opuściłem dom, kierując się w miejsce, w którym po raz ostatni widziałem męża, czyli nad jezioro. 
Po drodze napotkałem Banshee, która biegła w stronę domu. Była cała i zdrowa, wychodzi więc na to, że żadnej walki nie było. Co więc stało się z Mikim? Suczka oczywiście przekazała mi to, co wiedziała, a to mi w niczym nie pomogło.
- Jak to nagle zniknął? Nie mógł po prostu wyparować – syknąłem czując, jak krew z wściekłości i z przerażenia buzuje w moich żyłach. Rozbłysk światła i zniknął... – To mi nic nie mówi – dodałem, zaczynając chodzić w kółko, by coś wymyśleć.  Im bardziej skupiałem się na naszym pakcie, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, że nie czuję nic z jego strony. Nie wiem, jak się czuje, nie wiem, gdzie się znajduje, nie wiem, co myśli... czy to może oznaczać, że nie żyje? Nie, wtedy bym poczuł coś. Coś pękłoby, bo pakt zostałby zerwany. Skoro żyje, to gdzie jest? Dowiem się tego, i kiedy już go w końcu znajdę, nigdy go nie zostawię więcej samego, nawet z Banshee. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz