Na jego słowa westchnąłem cicho. Pomoże mi... tylko w czym mi on może pomóc? Wątpię trochę w to, by znał się na rachunkowości w stopniu zaawansowanym, a ja tego właśnie potrzebować będę. Mógłby mi co najwyżej pocztę posegregować, to trudne nie jest, nie trzeba do tego żadnych nauk wyższych i bardziej zaawansowanych, no ale to chwilka... Dobrze, patrząc na tę stertę papierów nie chwilka pracy, ale dłużej niż godzinę przy tym nie posiedzi. A ja jednak jakbym sobie teraz trochę powiedział w biurze, tak do drugiej, już sporo mniej miałbym do zrobienia na następny dzień. Oczywiście, na pewno wyspany nie będę, rzadko kiedy mogę pozwolić sobie na odpoczynek po powrocie z urlopu, ale będę miał to za sobą jak najszybciej i będę miał ten psychiczny spokój. A wypocząć to ja sobie wypocznę po śmierci. Albo na starość. Wszystko zależy. Co przyjdzie pierwsze.
– Już widzę, jak po pracy będziesz chętny do papierkowej roboty. Zajmę się kilkoma sprawami, i by ci światło nie przeszkadzało, przejdę do swojego biura. A ty sobie odpoczywaj, widać, że zniosłeś tę podróż gorzej ode mnie – odpowiedziałem spokojnie, nie mając żadnego problemu z tym, że ja będę pracował, a on spał. W końcu, zawsze tak właśnie było, że po podróży musiałem wracać do papierków, czemu więc teraz miałoby być inaczej?
– Widzę, że i ty zmęczony jesteś – odpowiedział, przyglądając mi się z uwagą.
– Trochę jestem, ale mam obowiązki, które chcę jak najszybciej wykonać. Zresztą, zawsze było tak, że kiedy wracałem z podróży, musiałem później spędzać godziny przy biurku. To nic nowego – wyznałem, wzruszając ramionami.
Haru przyglądał jeszcze mi się przez chwilę, a kiedy wstałem od stołu, by podejść do mojego biurka, bez ostrzeżenia chwycił mnie w swoje ramiona. Wydałem z siebie okrzyk oburzenia i odruchowo złapałem za jego szyję. Wierzę, że by mnie nie opuścił, ale to był odruch silniejszy ode mnie. Mój mąż bezceremonialnie zaniósł mnie do łóżka, rzucając na materac. On się chyba prosi o kłótnię, powiedziałem mu już coś, czemu on mnie nie słucha?
– Haru! Powiedziałem ci coś, muszę pracować – burknąłem, chcąc się podnieść, ale mój mąż od razu pojawił się obok mnie, tuląc do siebie, co uniemożliwiło mi ruszenie się z łóżka.
– Jutro się tym zajmiemy, brzoskwinko – stwierdził, tuląc mnie mocno do siebie i wtulając nos w moje jeszcze wilgotne włosy. I teraz to ja się chyba już nigdy od tej jego brzoskwini nie uwolnię. Aż powoli zacząłem żałować, że go o to spytałem, bo teraz już nigdy nie uwolnię się od brzoskwini. Chociaż, jak tak o brzoskwiniach mowa... nie pogardziłbym takim owocem, czy to samym czy w deserze. Orkrunik, jeszcze wzbudził we mnie ochotę na owoce.
– Mhm, i jutro będę tylko słyszał, że nie masz siły, albo że masz dość papierkowej roboty – bąknąłem cicho, pusząc swoje policzki i patrząc na jego zadowoloną twarz spode łba.
– Nic takiego nie będzie miało miejsca, nawet w pracy to ja zajmę się papierologią – zaproponował, na co uniosłem zaskoczony brew. To się nazywa poświęcenie.
– Zapamiętam ci więc to i przypomnę w odpowiednim czasie. Jednak i tak muszę wstać, nie mogę spać w szlafroku bez niczego pod spodem, muszę coś ubrać – powiedziałem, zerkając na swoje nogi by upewnić się, że wszystko tam jest ładnie zakryte pod puchatym szlafrokiem.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz