piątek, 27 września 2024

Od Mikleo CD Soreya

Byłem naprawdę zmęczony, dziś oddałem mu się w całości chyba jeszcze nigdy w pełnię, nie czując aż takiego zmęczenie i przyjemnego bólu, który odczuwałem.
– Cieszę się, że chociaż raz byłem w stanie cię całkowicie zaspokoić – Szepnąłem, naprawdę zmęczony.
Sorey ucałował mnie w czoło, pomagając do końca umyć moje klejące się ciało, doprowadzają mnie do porządku.
– No chodź, już jesteś czysty – Odezwał się po umyciu mojego ciała, pomagając mi nie tylko wstać, ale i ubrać, zanosząc do łóżka, widząc, że nawet tego nie jestem w stanie już uczynić.
Zmęczony wtuliłem twarz w poduszkę, powoli zasypiając.

Przebudziłem się gdzieś koło południa, rozglądając po sypialni, w której byłem sam, a więc mimo zmęczenia musiałem podnieść się z łóżka, co nie było wcale takie proste, już samo podniesienie się do siadu sprawiło mi spory ból rozchodzący się po całym moim ciele.
Cicho jęknąłem z bólu, niczego nie żałuję, było warto i zdanie zdecydowanie nie mam zamiaru zmienić, gdybym tylko był w stanie więcej znieść, na pewno dałbym mu więcej, coś tak czuję, że gdyby dzieci nie było, dziennie byśmy się bawili, a on, dzięki temu były całkowicie zaspokojony, niestety na takie przyjemności trzeba jeszcze trochę poczekać.
Podniosłem się powoli z łóżka, czując drżenie całego ciała, nad którym próbowałem zapanować, chociaż było to bardzo trudne.
– Miki a ty co robisz? Dlaczego od śpisz? – Sorey musiał wyczuć, że już nie śpię na szczęście, zjawiając się w naszej sypialni, bo coś czuję, że ja nie byłbym w stanie tam dotrzeć.
– Chce mi się pić – Wyszeptałem, nie będąc w stanie nawet za dużo mówić z wiadomych przyczyn.
Oczywiście, zaraz ci coś zrobię – Obiecał, podchodząc do mnie, pomagając tym samym wrócić do łóżka. – Co byś chciał? – Zapytał, przyglądając mi się uważnie, zdejmując włosy z mojej twarzy.
– Herbatę – Wydusiłem, mając nadzieję, że to chociaż trochę złagodzi ból.
– Oczywiście, odpoczywaj, a ja zaraz ci ją przygotuję – Ucałował mnie w usta, opuszczając sypialnie.
W takim momencie jak ten położyłem się ostrożnie na łóżku, uważając na swój ruch, znając już ból z nim się wiążący.
Nakryty kocem czułem ponownie nawracający sen, potrzebowałem jeszcze snu, który pewnie, by jeszcze trwał, gdyby nie suchość gardła i towarzyszący mu ból.
Sorey wrócił do mnie z gorącym napojem, który wręczył mi, przyglądając mi się uważnie.
– Bardzo cię boli? – Zapytał, zmartwiony tym, co mi zrobił, a to nie było potrzebne, przecież sam się na to godziłem, chętnie mu się oddając na każdy możliwy sposób z przyjemnością, dając mu robić ze mną, co tylko chciał.
– Nie tak bardzo, jakbyś tego chciał – Odpowiedziałem, uśmiechając się do niego złośliwie, biorąc łyk gorącego napoju.
Sorey spojrzał na mnie, unosząc jedną brew.
– Tak? A wiesz, co to oznacza? – Zapytał, siadając na łóżku, chwytając mój podbródek, gdy tylko odstawiłem kubek na bok.
– Nie wiem, chociaż zaraz pewnie mi powiesz – Odpowiedziałem bardzo cichutko.
– Następnym razem przelecę cię tak, że jeszcze będziesz błagał, abym przestał – Stwierdził, a jego wyraz twarzy był bardzo poważny.
– Oj uważaj, bo się jeszcze zaczyna bać – Wyszeptałem, patrząc prosto w jego oczy, uśmiechając się do niego złośliwie.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz