piątek, 27 września 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Na jego słowa pokręciłem głową, ponieważ kompletnie nie o to mi chodziło. Nie chciałem, by się bał. Nigdy tego nie chciałem Wiem, że kilka razy w moim nowy życiu były momenty, w których to moja osoba go przerażała. Niektóre były z jego winy, niektóre były z mojej, jednak niezależnie, czyja wina to była, nie chciałbym, by znów się mnie bał. Nie on. Cała reszta świata może, ale nie moi najbliżsi. 
- Nie traktuj tego jako groźbę, ale jako ostrzeżenie. Albo obietnicę, sądząc po twoich zboczonych upodobaniach – odpowiedziałem, gładząc kciukiem jego dolną, poranioną wargę. 
- Tylko sobie żartowałem, nigdy bym się ciebie nie bał, nie musisz być taki poważny – odpowiedział, w co mu nie do końca uwierzyłem. Mówił tak, bo chce mnie uspokoić. I może też naprawdę żartował, i wyparł tamte chwile, w przeciwieństwie do mnie. 
- Zawsze jestem poważny, kiedy składam poważne obietnice – odpowiedziałem, chcąc by wiedział, czego się spodziewać przy następnej pełni. Teraz traktowałem go nawet delikatnie mając na uwadze jego pełny brzuch, chociaż i tak mniej delikatnie w takich normalnych dniach. Skoro jednak mam od niego zielone światło na pełne szaleństwo...  i tak wolę trochę mimo wszystko się hamować i stopniowo sprawdzać, na ile sobie mogę pozwolić z każdą pełnią. Nie zmienia to jednak faktu, że swoją obietnicę spełnię. 
Ku mojemu zaskoczeniu, Mikleo po tych słowach delikatnie zadrżał, jakby w... nie wiem, podnieceniu? Na Piekła, on naprawdę jest przedziwny. To dopiero zapowiedź, jego ciało ledwo jest teraz w stanie funkcjonować, a on już nie może się doczekać na więcej, to jest dopiero przedziwne. Niby od zawsze wiedziałem, że Mikleo miał bardzo specyficzne upodobania seksualne, ale nie sądziłem, że aż tak.  
- Nie mogę się więc doczekać – wyszeptał, a w jego oczach zaświeciły dwa ogniki. 
- To sobie jeszcze trochę poczekasz. Teraz pij, i zraz ci przyniosę twoje naleśniki, trzeba je zjeść – przypomniałem mu, gładząc jego policzek, który taki trochę ciepły był. Pytanie tylko, czy było to z powodu tego, że po pełnym dniu oraz nocy rżnięcia się jego ciało nie było w najlepszej kondycji, czy też to od tych dziwnych myśli pełnych nadziei?
- No tak, naleśniki... ale nie jestem głodny. Może dzieciaki zjedzą, jak wrócą – zaproponował, na co westchnąłem cicho. 
- O ile to będzie jeszcze zdatne do jedzenia... – mruknąłem cicho, szczerze w to wątpiąc. Wychodzi na to, że trzeba będzie je wyrzucić. Nie wiem, o której wrócą dzieci, umówiłem się z nimi, że mają być w domu, zanim zajdzie słońce, a te naleśniki, przez tę czekoladę... cóż, no najlepiej byłoby je zjeść już teraz, że się tak wyrażę. – Jak się będziesz czuł troszkę lepiej, będę miał do ciebie prośbę – odezwałem się, a on już oczywiście był zainteresowany moimi słowami. 
- Już teraz dobrze się czuję, czego potrzebujesz? – zapytał cichutko tym swoim ochrypłym głosikiem. 
- W pozbyciu się nadmiernej wody z prania, a tak właściwie z twojej sukienki. Nie chciałbym, by dzieciaki ją dostrzegły, a pościel już z kolei może się normalnie suszyć – wyjaśniłem mu sprawę, nie narzucając mu z góry czasu, w którym ma to zrobić. I tak muszę ją jeszcze wyprać. Pościel się suszy, owszem, ale z sukienką postanowiłem poczekać, właśnie z tego względu. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz