Owszem, doskonale pamiętałem tę obietnicę, ale jak teraz widzę, jak mój maż się z tym męczy i powoli to robi, trochę miałem ochotę zabrać mu to i samemu wypełnić. On zdecydowanie nie nadawał się do tej pracy, nie cierpiał jej, i widać było to po nim. Czemu więc zadeklarował wczoraj, że mi pomoże, kiedy ewidentnie tego nie chce? Chyba, że po prostu chciał, bym poszedł spać, i teraz, dzięki niemu tego dnia mam dwa razy więcej pracy. Cudownie.
Próbowałem zabrać od niego chociaż część dokumentów wiedząc, że przecież wypełnię je w tym samym momencie, co on jedną stronę, ale Haru był uparty i trzymał je przy sobie. Co za... głęboki wdech i wydech. Nie robi mi przecież tego na złość. Wczoraj mi obiecał, że się za to zabierze, i teraz chce tej obietnicy dotrzymać, nawet jeżeli sam tego nie cierpi. A ja powinienem to doceniać. Tak jest. Doceniam jego działania, które mają służyć mojemu dobru, a nie szkodzie.
Tylko, co ja teraz miałem zrobić?
Trochę nie mając za wiele do pracy, zabrałem się za segregowanie zeznań, bo to, jak były one przechowywane, wołało o pomstę do nieba i godziło w mój zmysł perfekcjonisty. Jak można było w ogóle to tak beznadziejnie trzymać? Kto za to odpowiadał? Za takie niedopilnowanie powinna być jakaś kara, dwadzieścia cztery godziny w celi, czy coś podobnego. Odpowiednio posegregowałem dokumenty, odłożyłem je na równie odpowiednie miejsce, i... znów byłem bez pracy. Wróciłem więc na swoje miejsce i nerwowo stukając palcami o blat i wpatrując się w ten nowy znaczek, który postawił Haru. Jak teraz nad tym myślę... pójście tam jest bezpieczne? Wszedł do baru w zbroi strażnika, i ludzie mu sami z siebie powiedzieli, gdzie szukać podejrzanych? Ludzie raczej nie są wylewni wobec strażników. Może to jakaś pułapka na niego? Jest prawdopodobieństwo, że to dobry trop, bo ludzie go kojarzą, i lubią, ale lepiej dmuchać na zimne. Oby tylko obeszło się jutro bez jego przemiany, im mniej ciał z pazurami i kłami, tym lepiej dla nas.
- Możesz przestać? – odezwał się w pewnym momencie Haru, chyba nieco zirytowany moim stukaniem palcami o blat. Już miałem odpowiedzieć mu ciętą uwagą, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język, i to dosłownie. Poczułem zaraz ból, a także metaliczny posmak krwi w ustach. Czy ten dzień może być jeszcze gorszy? Po tym pytaniu, na pewno.
- Idę potrenować – mruknąłem do męża, wstając od biurka. Coś zdecydowanie muszę robić, zatem popracuję nad swoim słabym wyglądem oraz sprawnością fizyczną. Najwyższa pora, muszę w końcu zabrać się za siebie, bo jeżeli takie osoby jak Kamei dostrzegają, że wyglądam gorzej, to muszę wyglądać paskudnie.
Haru w żaden sposób nie odpowiedział, ani mnie nie powstrzymywał, a ja udałem się do sali treningowej, która na szczęście była pusta. Tyle dobrego, zdecydowanie bardziej wolałem trenować w ciszy i spokoju. Wpierw oczywiście szybka rozgrzewka, rozciągnąłem swoje mięśnie, co było bardzo przyjemne, trochę się zasiedziałem przy tym biurku i kark już zaczął wołać o pomstę do nieba. A po tejże szybkiej rozgrzewce zdjąłem czarne rękawiczki z dłoni i zacząłem wyładowywać swoją złość na worku treningowym, uderzając w niego pięściami. To pomogło mojej psychice, przynajmniej do momentu, w którym to poczułem, jak coś spływa po moich palcach. I to coś to była krew. Zapomniałem o zabezpieczeniu kostek bandażem. Zawsze to robiłem. Czemu teraz o tym zapomniałem? Ostatni raz, najmocniej jak potrafiłem, uderzyłem w worek i podszedłem do apteczki, by sobie te nieszczęsne kostki opatrzeć i dopiero wtedy zacząłem czuć, jak bardzo mnie one bolą. Niech Haru już kończy i wracajmy do domu. Z tym moim dzisiejszym roztargnieniem już nawet bałem zabrać się za poważniejsze dokumenty i wypełnianie ksiąg rachunkowych, gdzie nawet drobne pomyłki mogą mnie sporo kosztować. Przejrzę tylko korespondencję, pozapisuję spotkania w kalendarzu i chyba na tym się moja dzisiejsza aktywność kończy.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz