Nie do końca spodobało mi się to, że Haru zasugerował, bym poszedł tam sam. Jak to po co będzie mi potrzebny? Rozwiązujemy sprawę razem, więc to oczywiste, że Haru wejdzie tam że mną. On myślał w sposób inny, niż ja, a to w tej chwili było nam potrzebne, by rozwiązać tę paskudną sprawę.
– Będziesz mi potrzebny do myślenia. Chodź – poleciłem, wchodząc do zakładu kuśnierskiego.
Od razu w moje nozdrza uderzył przyjemny zapach świeżej, obrobionej skóry. Mi tam się ten zapach bardzo podobał, ale Haru delikatnie się skrzywił, najwidoczniej nie będąc fanem takich nut. Cóż, najważniejsze, by myślał, a nie cieszył się zapachem, od tego miał mnie przecież, chociaż dalej nie rozumiałem, jakim cudem czuje ode mnie owocowy zapach. W ogóle nie używałem takich nut zapachowych i przy pielęgnacji, i przy perfumach... jego węch jest naprawdę dziwny.
– Dzień dobry. W czym mogę panom służyć? – odezwał się właściciel sklepu, starszy mężczyzna, który był mistrzem w swoim fachu. Wszelkie rękawiczki, płaszcze, futra zamawiałem tylko i wyłącznie tutaj, bo doskonale wiedziałem, że lepszej jakości w tym mieście próżno szukać. Oby po przejęciu zakładu przez młodzika to się nie zmieniło, bo gdzie ja wtedy zamawiać będę?
– Chcieliśmy porozmawiać z twoim czeladnikiem – odezwałem się spokojnie, odrywając wzrok od pięknych, czarnych rękawiczek. Nie potrzebuję ich. Te, które mam, są jeszcze dobre i ciepłe. Nie skuszę się na nie.
– Oczywiście, już go wołam, ale... nie wpadł w żadne tarapaty? – spytał, trochę przejęty.
– Nie, chcieliśmy tylko z nim porozmawiać, na osobności. Proszę się nie martwić – uspokoiłem go, na co starszy mężczyzna pokiwał głową.
– Oczywiście, Roy jest w pracowni – wyjaśnił, wskazując ręką kierunek.
Kiwnąłem głową i udałem się do odosobnionego pomieszczenia, a Haru grzecznie podążył za mną. Wyczuwałem, że nie czuł się tu komfortowo, ewidentnie nie będąc przyzwyczajony do takich małych sklepików. Może dlatego nie chciał tu wejść...? Długo tutaj nie posiedzimy.
– Dzień dobry, Roy. Możemy pogadać? – spytałem cicho, odrywając chłopaka od jego pracy.
– C-co? Tak, pewnie, ale o czym? – odezwał się niepewnie młody chłopak, lekko podskakując na krześle. Zawsze był taki nerwowy? Nie pamiętam.
– Przyszedłem odebrać dług. Na twoje szczęście, chcę tylko informacji – wyjaśniłem, obserwując jego zmieniającą się mimikę twarzy. On chyba coś wie, albo przeczuwa, po co tutaj jestem.
– Chodzi o złodziei, prawda? – spytał wprost, co akurat mi się spodobało. Od razu do sedna, to coś, co lubię.
– Kontaktowali się z tobą? – zapytałem, nie spuszczając z niego wzroku.
– Tak. Kumpel chciał, bym wrócił do branży, a-ale odmówiłem. Nie chcę już kraść, teraz mam wszystko – odpowiedział szybko, jakby myślał, że założyłem, iż przyjął propozycję. Cóż, to nie była moja sprawa, gdyby przyjął, ale ja drugi raz bym go nie uratował.
– Jakaś podpowiedź, gdzie moglibyśmy znaleźć twojego kumpla i jego kumpli?
– W jednym z magazynów nad rzeką. Ale nie wiem, który to – odpowiedział, na co pokiwałem głową. Magazyny... Dużo ich chyba nie jest, a węch Haru może się tu przydać.
– Chcesz o coś jeszcze spytać? – zwróciłem się do męża, który może na coś wpadł, mi na razie ten magazyn wystarczy.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz