niedziela, 15 września 2024

Od Mikleo CD Soreya

Nie tłumaczyłem mu jeszcze, na czym polega nasz pakt, oczywiście czytanie w myślach i odczuwanie wspólnych emocji to jedna strona paktu, jednak jest jeszcze, coś poza tym, coś, co kiedyś bardzo nam pomogło, a dziś może znacznie ułatwić życie.
– Jeśli połączymy nasze siły, nie skrzywdzi ani ciebie, ani mnie – Zacząłem ostrożnie temat, który miałem już rozwinąć i pewnie bym to zrobił, gdyby mi w tym nie przeszkodził.
– Najpierw zabije mnie, a później ciebie, nawet jeśli będziemy walczyć z nim razem, będzie bardzo łatwo nas rozdzielić, przecież o tym wiesz, nie jesteś przecież głupi – Stwierdził, patrząc mi prosto w oczy, kładąc dłoń na moim policzku wciąż mnie, nie rozumiejąc, może gdybym mu to wszystko od razu logicznej wytłumaczył, nie byłyby taki zagubiony.
– Zaczekaj na spokojnie, zacznijmy od początku nasz pakt, pozwala nam stać się jednością, łącząc nasze ciała, siłę i moce – Wytłumaczyłem, wtulając się w jego dłoń, kładąc na niej swoją dłoń.
– Tak można? – Dopytał, zaciekawiony tematem, który w tej chwili poruszamy, uważnie mi się przysłuchując, przynajmniej raz mi nie przerywając.
– Tak, po wypowiedzeniu mojego imienia jesteśmy w stanie stać się jednością, a wtedy już na pewno już nas pokona – Zapewniłem, będąc tego pewien, no może tak w osiemdziesięciu procentach.
– Jesteś tego pewien? Przecież nie jesteśmy niezniszczalni – Miał rację, nie jesteśmy i tego nie twierdzę, po prostu uważam, że jesteśmy silniejsi.
– Nie, to prawda nie jesteśmy, ale coś tak czuję, że silniejsi od niego na pewno – Wyjaśniłem, na co powoli pokiwał głową, nie wiem, czy rozumiał, co miałem na myśli, ale mam nadzieję, że jeśli jednak nie do końca będzie rozumiał, o co mi chodzi, zapyta lub będzie chciał tego spróbować, co oczywiście wcale nie będzie takim złym pomysłem, dzięki temu nie tylko zrozumie, o co mi chodzi, ale i zobaczę, co chce mu przez te słowa przekazać.
– Rozumiem chyba – Trochę był zagubiony i wcale mnie to nie dziwiło, na jego miejscu chyba też miałbym ten sam problem, na szczęście Jestem to ja i pokażę mu wszystko niedojdzie do walki z demonem.
– Nic się nie martw, wszystko ci pokaże obiecuję, ale najpierw musisz porządnie wypocząć, bo tylko, dzięki temu obaj będziemy mieli więcej sił – Wyznałem, mając nadzieję, że zrobi to, o co go proszę, obaj musimy porządnie wypocząć, aby nasza fuzja była w stanie prawidłowo zadziałać, a my przy tym w stanie walczyć.
– To ty musisz odpoczywać, ja już wystarczająco sobie poodpoczywałem – i takie odpowiedzi w sumie się po nim spodziewałem, nie powiedział mi niczego, czego wcześniej bym od niego nie usłyszał.
– To może zrobimy tak, obaj położymy się do łóżka i odpoczniemy co ty na to? – Zaproponowałem, uśmiechając się do niego łagodnie, mając nadzieję, że to, co przekona, tak jak zawsze przekonywało.
Sorey westchnął ciężko, zdejmując dłoń z mojego policzka, patrząc na mnie w milczeniu, chwytając dłoń, której wiesz, ucałowałem.
– Wiesz, że powinieneś mnie wyrzucić z domu, bo to, co teraz robisz, może ci zaszkodzić? – Dopytał, chcąc upewnić się, że wiem, co robię.
– Wiem i nic to nie zmienia, chodźmy do domu – Poprosiłem, uśmiechając się do niego ciepło, chcąc już wrócić do domu, ale już nie sam.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz