wtorek, 17 września 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Oczywiście mój mąż jak zwykle musiał przesadzać. Zresztą, wypoczynku potrzebował, gdyby tak nie było, to nie spał aż tyle. Zresztą, to nie on powiedział, że oboje musimy być wypoczęci, by to całe dziwne połączenie mocy zadziałało. Ja tam wypoczęty jestem, i byłem gotów na zaatakowanie demona, w ubraniach czy bez nich, i tylko czekałem na Mikleo. 
- Wykorzystamy więc twoją energię i zaatakujmy demona. Im szybciej, tym lepiej, i dzieciaki za długo nie mogą chodzić do szkoły, i ty pewnie też już masz dosyć siedzenia w domu. Jednak nawet jak demona się pozbędziemy, dalej nie będziesz mógł opuszczać domu samemu – zagroziłem, mrużąc oczy. Mam bardzo proste zasady, i jeżeli będzie je przestrzegać, będę dla niego miły i spokojny. Nie jestem skomplikowany, chcę dbać tylko o jego bezpieczeństwo, to nic złego przecież. 
- Jesteś pewien, że czujesz się na siłach? – spytał ze zmartwieniem, przyglądając mi się uważnie, jakby szukał jakiegoś znaku, że jeszcze nie wypocząłem. 
- Czuję się na tyle dobrze, na ile mogę, ale gdybym tak się posilił się jakąś duszą... cóż, wtedy czułbym się lepiej – wyznałem całkowicie szczerze. Czemu miałbym mu kłamać? Dusza by mnie wzmocniła, ale przecież nie mogłem tego zrobić, bo każdy ma szansę na nawrócenie. Żeby mógł wiedzieć to, co ja widzę w ludzkich sercach..
Mikleo przez chwilę milczał wyglądając, jakby się nad czymś mocno zastanawiał, aż w końcu westchnął ciężko, jakby się z czymś pogodzić. A ja cierpliwie czekałem na jego odpowiedź, nie odzywając się ani słowem. Wystarczyło mi w tej chwili tylko założyć zbroję i udać na polowanie na tego kmiotka, a Miki mi tylko musiał potwierdzić, że jest gotowy na atak. 
- Może więc powinieneś się takową pożywić – zaproponował, opuszczając wzrok na swoje dłonie. Jego słowa mocno mnie zaskoczyły, gdyż się po prostu tego nie spodziewałem. Mój anielski mąż proponuje mi, bym uczynił grzech śmiertelny, niewybaczalny w oczach boga i przecież tym samym jego. A wyglądał przecież na zdrowego, i energia bijąca od niego także przyjemnie kusiła, czyli więc było z nim wszystko w porządku. 
- Czy... ty mi zaproponowałeś to, co myślę, że mi zaproponowałeś? – zapytałem, nie potrafiąc w to dalej uwierzyć. 
- Tak. Aby fuzja się udała i przeszła bez żadnych komplikacji, oboje musimy być w stanie bardzo dobrym. Ja czuję się bardzo dobrze, ale skoro ty potrzebujesz tego, czego potrzebujesz... nie mamy innego wyjścia. Jeżeli go nie powstrzymamy, zginie więcej osób, których czas jeszcze nie nadszedł. Na pewną śmierć cię nie puszczę, nie mogę pozwolić, by demon zniszczy całe miasto, więc... – nie dokończył, ale doskonale wiedziałem, co miał na myśli, i domyślałem się, jak trudne musiały to być dla niego słowa. Miałem nadzieję, że wkrótce Mikleo nauczy się, że nie każdy zasługuje na drugą szansę, i że nie wszystkich da się  ocalić. 
- Obiecać ci mogę, że będzie to ktoś, kto zasługuje na śmierć – powiedziałem, chwytając jego dłoń, by zaraz złożyć na jej wierzchu delikatny pocałunek. Krzywdzić pragnąłem tylko tych, którzy na to zasługiwali, w przeciwieństwie do innych demonów, którzy to pragną nieść cierpienie i śmierć dla każdego. Może to dzięki tej duszy, którą to według Mikleo w sobie mam...? To chyba nawet lepiej, że tam jest, i mnie przed pewnymi rzeczami powstrzymuje. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz