poniedziałek, 30 września 2024

Od Mikleo CD Soreya

Niczego tak bardzo nie pragnąłem, jak jego obecności, potrzebowałam jej, aby poczuć bezpieczeństwo, bez którego nie byłem w stanie spokojnie spać mimo tego, że przecież tu nic mi nie grozi, za bardzo przywiązałem się do Soreya i teraz nie potrafię spać bez niego, a to niedobrze, bo prędzej czy później będę musiał przespać noc lub dwie bez niego i jak je wtedy sobie z tym poradzę?…
– Chciałbym, abyś tu ze mną został, byłbym naprawdę bardzo szczęśliwy, gdybyś to uczynił – Odpowiedziałem, tym swoim zachrypiałym głosem.
– Oczywiście Miki, że to zrobię dla ciebie wszystko – Stwierdził, uśmiechając się do mnie ciepło.
– Wszystko? Tak wszystko, wszystko? – O to pytałem troszeczkę się z nim, drażniąc, mimo tego, że byłem osłabiony, tak zawsze miałem ochotę, aby się drażnić.
– No już nie przesadzaj, nie tak od razu wszystko, znam rzeczy, na które bym się nie zgodził – Stwierdził, bawiąc się moimi włosami.
– Chciałem coś na to odpowiedzieć i pewnie bym to zrobił, gdybym nie był tak strasznie zmęczony, ziewnąłem cicho, przecierając dłonią swoje oczy, dopiero co wstałem, a już chciało mi się znów spać, jestem naprawdę słaby, a wszystko dlatego, że każe mi się kłaść, wiadomo, że z nudów zasnę, nie mając niczego innego do robienia.
Sorey siedział przy mnie przez cały czas, nim ciężkie oczy zamknęły się, a ja znów odpłynąłem do krainy snów.

Kilka następnych dni Sorey kazał mi leżeć w łóżku, nie dając nawet z niego wstać, nie do końca mi się to podobało, chciałem trochę spędzić z nim czasu, a nie tylko ciągle leżeć w łóżku nawet nie mogą za bardzo się na nim obrócić.
Mając już dość leżenia, z powodu którego już wszystko mnie bolało.
Wstałem z łóżka, czując się znacznie lepiej, to znaczy czułem się na tyle dobrze, abym mógł siedzieć na tyłku, który jeszcze bolał, ale już nie aż, tak jak dzień popełni.
Oczywiście w domu byłem sam, dzieciaki były w szkole, a Sorey z tego, co zdążyłem się dowiedzieć, między ciągłym zasypianiem szukał pracy, jestem ciekawy, czy udało mu się coś znaleźć.
Zapewne, jeśli wróci już do domu, wszystkiego się dowiem.
Po wstaniu z łóżka odruchowo rozciągnąłem swoje mięśnie, szybko tego żałując, moje ciało jeszcze nie było w stanie pozwolić sobie na aż takie ruchy, muszę chyba pójść nad jezioro, aby trochę się odprężyć i zregenerować swoje ciało.
Nie mając niczyjego towarzystwa, powoli doprowadziłem się do porządku, zabierając ze sobą psy, aby Sorey nie gniewał się na mnie, że idę nad jezioro bez nich.
Banshee i Psotka siedziały na brzegu jeziora, gdy ja pływałem w zimnej wodzie, czując ulga, która przychodziła podczas pływania.
Relaksując się z kilka no może kilkanaście minut, a może i nie minut, odczuwając odprężenie, które bardzo się przydało.
– Sorey – Widząc męża stojącego na moście, dopłynąłem do niego, uśmiechając się łagodnie. – Dzień dobry – Przywitałem, opierając się na mość.
– Dzień dobry owieczko. Widzę, że czujesz się już znacznie lepiej – Zadowolony usiadł na moście, kładąc dłoń na moim policzku.
– Czuję się zdecydowanie lepiej – Przyznałem, nie przestając cieszyć się na jego widok. – Gdzie byłeś? – Dopytałem, chcą wiedzieć, dlaczego dziś z rana nie było go przy mnie.

<Pasterzyku? C;> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz