Od razu pokręciłem łagodnie głową na słowa mojego męża. Pomyślał by raz chociaż trochę, rozejrzał się, otworzył oczy... mogłem mu wybaczyć mu te wczorajsze niedopatrzenie, pierwszy dzień po dłuższej przerwie, jeszcze był niewyspany, no ale dzisiaj? Dzisiaj przecież nie powinien być rozkojarzony. Wyspał się, wykąpał, dostał chwilową ulgę poprzez dojście w moich ustach... i dalej nie myśli. Rozleniwił się za bardzo.
Stanąłem więc przed nim i skupiając się na poprawie jego włosów, zacząłem mówić cicho, by nikt przypadkiem nas nie nie usłyszał.
– Rozejrzyj się, mój drogi. Co widzisz? – spytałem, zarzucając ręce na jego kark.
– Spokój? Kilka osób na ulicy? – odpowiedział niepewnie, jakby nie rozumiejąc mojego pytania.
– I jak ubrane są te osoby? Jakie widzisz tu sklepy? Nie jest to może jedna z najbardziej luksusowych dzielnic, ale zaglądają tu osoby z wypchaną sakiewką i dużym ego. Ego na tyle dużym, że jeżeli padną ofiarą kradzieży stwierdzą, że ją zgubili i sobie to odkupią. I też znajduje się tu złotnik, do którego bardzo chciałbym zajrzeć. Może już twoja perła jest gotowa do odebrania – wyjaśniłem, chwytając jego dłoń i zacząłem powoli spacerować wzdłuż uliczki. Musieliśmy w końcu sprawiać wrażenie takich samych osób, jak wszyscy tutaj.
– Osoba niższego pochodzenia od razu by się tutaj odznaczała – mruknął cicho Haru, dyskretnie rozglądając się na boki.
– Błędnie zakładasz, że jedynie ci najgorszych dzielnic są w to zamieszani, to po pierwsze. Po drugie, co to za problem kupić trochę lepszy strój? Jeżeli dobrze zostanie to rozegrane, szybko się odkują. Trochę za bardzo stereotypowo myślisz. Sądziłem, że masz trochę bardziej otwarty umysł – skarciłem go trochę chcąc, by się ogarnął. Myślałem, że po tym, jak się sparzył na moim przypadku, ale chyba jeszcze potrzebuje jeszcze kilku dni, nim dojdzie do faktycznej wprawy.
– Wybacz. Po prostu nic tu nie dostrzegam – odpowiedział, na co musiałem się z nim zgodzić. Co prawda, w każdej chwili może się to zmienić, ale czy mamy tyle czasu? Niekoniecznie.
– Odwiedzimy złotnika i idziemy. Przez ten czas coś może się wydarzyć, a i tak później chciałem do niego zajrzeć – stwierdziłem, prowadząc go do odpowiedniego sklepu. – Zainteresuj się towarem przy oknie, ja...
– Wiem, jak się zachować – burknął, a ja wyczułem, że trochę ma mi za złe, że mówię mu takie oczywiste rzeczy. Cóż, w tym momencie ciężko było mi stwierdzić, czy zdawał sobie sprawę z tego, czy nie.
– Wybacz. Chcę po prostu mieć pewność, że wszystko pójdzie po naszej myśli – odpowiedziałem, skupiając się na drodze. Oby tylko jak najszybciej przyzwyczaił się do tempa pracy i szybszego myślenia, łączenia faktów. Potrzebujemy tego do sprawnego rozwiązania tej pasjonującej sprawy. Trzynaście dni pozostało, jak się w nie nie wyrobię... cóż, dopóki nie rozwalimy tej szajki, ja nie opuszczę straży. Nie ma mowy, bym zostawił tę sprawę nierozwiązaną. Im dłużej o niej myślę, tym bardziej mnie ona irytuje. Wzięliby się do normalnej pracy, której jest mnóstwo, wystarczy tylko trochę chęci, a nie pójścia na skróty. – Może później pójdziemy na kawę. Brakuje mi trochę kofeiny – zaoferowałem się, zmieniając temat, by uspokoić swoje emocje.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz