Potrzebowałem chwili, aby dojść do siebie o siła i energia płynąca od mojego męża była dla mnie bardzo przytłaczająca i ciężka, to właśnie dlatego zrobiło mi się trochę słabo, kiedy nasza fuzja zakończyła się…
– Tak, tak nic mi nie jest, po prostu na chwilę nogi ugięły się pod moim ciężarem – Przyznałem, uśmiechając się do niego łagodnie, biorąc kilka głębokich wdechów, aby znów być w stanie funkcjonować.
– Jesteś pewien? Przecież widzę, że coś jest nie tak – Za bardzo się o mnie martwił, nic wielkiego mi się nie stało, przecież to tylko lekkie osłabienie organizmu niestety, ale moje ciało jest dużo słabsze od jego ciała, a po połączeniu to ja zostałem tym bardziej osłabionym ze względu na bycie istotą bardziej czystą, którą uderzyło tak wiele zła.
– Tak, możesz być spokojny, to nic takiego już się czuję lepiej – Zapewniłem, odczuwając prawdziwą ulgę, demon nie został zabity, a na tym najbardziej mi zależało, nie chciałbym zabijać demona, będąc w jedności z mężem, ja nie zabijam, a jedynie oczyszczam, dlatego wolałbym tego uniknąć.
Sorey przyjrzał mi się uważnie, kładąc dłonie na moim policzku, sprawdzając temperaturę mojego ciała.
– Twoje ciało jest chłodne, a więc chyba rzeczywiście nic się złego nie dzieje – Mówił to chyba bardziej do siebie niż do mnie trochę się tym, uspokajając, a przynajmniej tak wyglądał, mam nadzieję, że tak też jest, nie chcę, aby się o mnie martwił, to zdecydowanie nie jest potrzebne.
– Jestem chłodny, czuję się dobrze i chciałbym już wrócić do domu – przyznałem, uśmiechając się do niego ciepło…
Mój mąż jeszcze raz uważnie przyjrzał mi się, kiwając głową, niemniej jednak wróciliśmy, postanowił podejść do leżącego na ziemi mężczyzny, który jego zdaniem powinien już nie żyć.
Z pogardą spojrzał na bezbronną już istotę chętny ją zabić, a wiedziałem to tylko dlatego, że czuję jego emocje, które zdecydowanie nie są zbyt bardzo pozytywne.
– Sorey zostaw go, proszę cię, nie krzywdź go – Podszedłem, bliżej chwytając jego dłoń, chcąc skupić jego uwagę na mojej osobie.
Mężczyzna spojrzał na mnie ciężko przy tym, wzdychając, ewidentnie ten pomysł nie podobał mu się ani trochę, no ale czego się spodziewał, myślał, że się na to zgodzę? Oczywiście, że nie dobrze mnie zna, a jednak czasem zachowuje się, tak jakby nic o mnie nie wiedział.
– Wracajmy – Burknął niezadowolony, mocniej chwytając moją dłoń, przez całą drogę uważnie mi się przyglądając, w razie, gdybym miał coś sobie zrobić, a przecież nic się, się nie stało, to tylko drobne problemy po bliższym spotkaniu ze złem płynącym w krwi mojego męża.
– Możemy polecieć? Dasz radę? – Sorey najwidoczniej miał już dość spaceru, który mógł zająć się nam na pewno z pół dnia jak nie więcej, a więc lot byłby najlepszym rozwiązaniem, nie wiem, tylko czy będę w stanie jeszcze polecieć? Tego nie wiem, ale spróbować mogę.
– Tak możemy lecieć – Zgodziłem się, robiąc to, o co mnie poprosił, pokazując swoje skrzydła, przy pomocy których wzbiłem się w powietrze.
Podczas lotu nie wydarzyło się nic niezwykłego, dzięki czemu spokojnie dotarliśmy do domu. – Muszę odpocząć – Przyznałem, czując narastające zmęczenie, z którym nie byłem w stanie walczyć.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz