piątek, 13 września 2024

Od Mikleo CD Soreya

 Przebudziłem się kilka godzin później od razu, dostrzegając, że jestem w sypialni i co najważniejsze nie było tam mojego męża. Przestraszony, a jednocześnie zły za to, że gdzieś sobie poszedł, podniosłem się z łóżka pośpiesznie, opuszczając sypialnie w poszukiwaniu Soreya.
Przeszukałem cały dom od samej góry po sam dół, zaglądając nawet do piwnicy, w której również do nie znalazłem.
Zmartwiony opuściłem dom, napotykając męża w ogrodzie wylegującego się na leżaku wpatrującego się we mnie z uniesioną jedną brwią.
Westchnąłem z ulgą, patrząc na niego w milczeniu, nie będąc pewien, co powinienem zrobić, czy mogę do niego podejść? Czy mogę się odezwać? Czy on w ogóle będzie mnie słuchał?
Widząc jego minę, odechciało mi się do niego podchodzić, wróciłem do domu, nie chcąc rozpoczynać kolejnej wojny, nie mając na nią siły, on ma inne podejście do całej tej sytuacji, a ja mam inne, mam tylko nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego, bo jeśli tak się stanie, znajdę go, a wtedy pożałuje, że żyje.
Usiadłem na kanapie, myśląc nad tym, co powinienem w tej chwili zrobić, porozmawiać z nim, czy jednak odpuścić sobie całą sprawę, dając mu święty spokój, kim, jednak bym był, gdybym to zrobił, zdecydowanie jestem dla niego za dobry.
Podniosłem się z kanapy, ruszając w stronę drzwi wyjściowych, chwytając za klamkę, nie otworzyłem ich, potrzebowałem jednak więcej czasu, aby znów z nim porozmawiać, nie chcąc kłótni, one mnie męczą, zabierając niepotrzebną energię, której i tak za wiele nie mam.
Podchodząc do okna, obserwowałem męża, który i mnie dostrzegł.
Nasze spojrzenia spotkały się, a żadne z nas nie chciało odwrócić głowy.
Westchnąłem cicho, odwracając głowę, nie mając odwagi z nim rozmawiać, ilekroć próbowałem, on zachowywał się jak skończony kretyn, rzucając fochami, obwiniając mnie za całe zło tego świata.
Odsunąłem się od okna, słysząc głos naszych dzieci.
– Mamo, gdzie tata? – Usłyszałem głos Hany, która jak zawsze była bardzo blisko z tatą zawsze pytając o niego, gdy, tylko nie było go w pobliżu.
– Tata jest na ogrodzie, możesz do niego pójść, jeśli chcesz – Odpowiedziałem, od razu, widząc jej kroki podążające w stronę ogrodu.
Zostałem sam z synem, który ruszył do kuchni, a ja tuż za nim, Haru zrobił sobie śniadanie, a ja zająłem się gorącym napojami, zrobiłem trzy gorące czekolady i jedną kawę.
Kawę i gorący słodki napój, zaniosłem mężowi i córce napoje.
– Proszę – Nim zdążyli coś mi odpowiedzieć, zniknąłem za drzwiami, które za sobą zamknąłem.
Nie mając za wiele do zrobienia, z powodu spokojnie płynącego dnia zabrałem gorący kubek ze sobą do sypialni, zabierając ze sobą książkę, która pozwoliła mi na chwilę odprężyć się, zapinając o zagrożeniach, które na nas czyhają.
Nie wiem, ile upłynęło, natomiast gdy czytanie mi się już znudziło, odłożyłem książkę na bok, opuszczając naszą sypialnię, szukając męża, który wciąż znajdował się na ogrodzie.
Ciężko wzdychając, opuściłem dom, idąc w jego stronę.
– Chcesz porozmawiać? – Zapytałem, stojąc przy nim, patrząc na niego z uwagą.
– A mamy o czym? – Zapytał, odwracając ode mnie swoje spojrzenie.
– No nie wiem, może o tym, co się wydarzyło? Chcesz dalej unikać tematu? – Dopytałem, unosząc jedną brew ku górze.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz