czwartek, 26 września 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Ależ oczywiście, że chce mnie dotknąć, jego całe ciało wręcz drżało od chęci dotknięcia mnie, podobnie jak umysł, który wręcz krzyczał z przyjemności. Oj, ja już dopilnuję, by nie tylko jego umysł krzyczał, ale i ciało. Skoro czuje się dobrze i brzuch pełen jego naleśników i mojego nasienia mu nie przeszkadza, nie będę się hamować. Wykończę go całkowicie, dopóki nie będzie w stanie chodzić, ani nawet ustać na nogach. 
Oderwałem się od jego ramienia i przysunąłem usta do jego ucha. 
– Na to trzeba sobie zasłużyć – odparłem mu wprost do ucha i zaraz po tym ustami zszedłem niżej, na jego szyję, by zaraz wbić zęby w jego szyję. A mój piękny Mikleo zaraz cudownie jęknął. Jak tresowana suczka... 
Dzisiaj sobie nie żałowałem, tylko korzystałem z Mikleo ile tylko mogłem, i na każdy sposób, jaki tylko mogłem. On też nie wydawał się narzekać i brał, co mu dawałem, pięknie jęcząc, krzycząc, i dochodząc raz za razem. Przyznać mu musiałem, że dzisiaj wytrwał znacznie dłużej, niż w jakimkolwiek innym dniu; zdążyłem dostać lekkiej zadyszki, kiedy wyjęczał tym swoim słabym głosikiem, że ma dosyć. Nie był w stanie ustać na nogach, dlatego musiałem go wziąć na ręce i zanieść do łóżka, na którym go położyłem. Najchętniej to bym go umył, bo trochę by mu się go przydało, ale widziałem, że nie miał na to siły. Cóż, troszkę się prześpi i wtedy będę mógł obmyć go z tej krwi i spermy. Dzieciaków nie ma, i nie będzie aż do jutra, dlatego możemy sobie pozwolić na chwilę lenistwa i z niczym się nie spieszyć. 
– Dobrze się spisałeś – pochwaliłem go ładnie, kładąc go na poduszki i gładząc jego policzek. 
– Położysz się obok? – poprosił, ledwo utrzymując otwarte oczy. 
– Położę się, ale nie teraz, wiesz? Zrobiłeś niezły bałagan, ktoś go musi posprzątać. Ty nie jesteś w stanie ustać na nogach, dlatego ja się tym zajmę. Odpocznij, kiedy przyjdzie czas, liczę na drugą turę – odpowiedziałem, nie przestając się do niego łagodnie uśmiechać. Oj, jak znów się do niego dobiorę, także ponownie doprowadzając go do szaleństwa i wycieńczenia. 
Mikleo pokiwał głową i cos mi odpowiedział, ale zrobił to bardzo niewyraźnie, już zasypiając. Poczekałem jeszcze chwilę przy nim, dopóki nie miałem pewności, że zasnął, gładząc jego policzek. Dopiero po tym mogłem go zostawić samego i posprzątać podłogę w kuchni, na której było trochę dziwnych płynów, które znajdować się tam nie powinny. Wziąłem więc ścierkę i zaraz to wszystko wytarłem, a po tym to jeszcze umyłem. Następnie jeszcze zaopiekowałem się zwierzakami, musząc przecież zadbać o o nie i dopiero wtedy mogłem wrócić do męża, który dalej spał jak zabity. Zadowolony byłem, że doprowadziłem go do takiego stanu i całkowicie wykończyłem, chociaż miałem nadzieję, że jak już otworzy oczy, energia mu wróci. Dawno nie byłem zaspokojony tak, jak tego dnia. Zawsze musiałem się powstrzymywać, bo Mikleo już miał dosyć. Teraz też w końcu musiałem odstąpić, ale byłem znacznie bardziej usatysfakcjonowany. 
Zadowolony położyłem się ostrożnie na łóżku, a następnie przytuliłem go do siebie delikatnie i ucałowałem go w czoło. Moja Owieczka... nikomu nie dam jej skrzywdzić. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz