sobota, 28 września 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Jego zapytanie trochę mnie rozbawiło. Oj, komuś tu chyba uciekł cały dzień, i nawet chyba nie zdawał sobie z tego sprawy. Jak wczoraj tę herbatę wypił i wysuszył suknię i po tym poszedł spać, tak dopiero teraz wstał. Aż się trochę o niego martwić zacząłem, bo jeszcze nigdy tak długo nie spał, nawet po naszym feralnym pakcie, który nie dość, że sam w sobie był wymęczający, to jeszcze nasz powrót trochę potrwał. No nic, najważniejsze, że wstał i czuje się w miarę dobrze, chociaż najwidoczniej minie trochę czasu, nim zacznie normalnie chodzić i siadać. Teraz będzie musiał sypiać na brzuchu, by nie było boleśnie. I moja wczorajsza obietnica w ogóle go nie skłoniła do przemyśleń, dalej mu mało, dalej chce zostać sponiewierany... przedziwna sprawa. Niby wiedziałem o jego upodobaniach od dawna, ale za każdym razem mnie to zaskakiwało. Po prostu ciężko mi uwierzyć w to, że taki piękny anioł o takiej cudnej, niewinnej twarzy i drobniutkim, smukłym ciele ma takie ostre upodobania. Aż mnie zaczęło zastanawiać, czy kiedy uprawialiśmy w poprzednich moich życiach spokojniejszy seks, to czy było mu dobrze, czy udawał, by mi przykro nie było. Wierzę, że ktoś o tak złotym sercu, jak on, byłby skłonny do tego. 
- Niedawno je odprowadziłem do szkoły – odparłem zgodnie z prawdą, jednocześnie przygotowując mu herbatę, o którą mnie wcześniej prosił. 
- Ale... co? Przecież miały wrócić od znajomych, tak? No i jest niedziela, co one robią w szkole? – spytał, odrobinkę chyba zagubiony w tym wszystkim. 
- Moja Owieczko najsłodsza, niedziela była wczoraj. I dzieci wczoraj wróciły, w stanie bardzo dobrym i z czystymi sercami. Tak, skarbie, przespałeś cały dzień – uświadomiłem go, stawiając mu przed nosem kubek z gorącą herbatą, do której dodałem trochę soku malinowego. – Proszę, pij i dochodź do siebie. 
- Nie czuję się, jakbym spał aż tyle godzin – wyznał zszokowany, biorąc pierwszy łyk. 
- Ale czujesz się lepiej? Poza tym bólem? – zapytałem, przyglądając się mu ze zmartwieniem. Mimo wszystko zawsze będę się o tę moją malutką Owieczkę martwić, niezależnie od jego słów potwierdzających, że wszystko niby jest w porządku. On może też mi tak mówić, bym nie poczuł się źle. 
- Nie martw się, ten ból był tego wart – odpowiedział, uśmiechając się łagodnie. Oj, ta moja niesforna Owieczka... 
- Dobrze, że cię za bardzo nie uszkodziłem – przyznałem, cicho wdychając. – Pij herbatę i wracaj do łóżka, teraz musisz dużo wypoczywać, by być gotów na następną pełnię – dodałem, zasiadając obok niego. Chyba wszystko na tę chwilę było ogarnięte. W  domu było czysto jak na to, że mamy tyle zwierzaków, pranie zrobione, zwierzaki nakarmiona, a nawet ja zdążyłem się ogarnąć; na moim ciele nie było żadnego niepożądanego włoska, a dodatkowo natarłem skórę balsamem, co by pachniała przyjemniej niż jakaś siarka. Naprawdę ogarnięte było wszystko, co można było ogarnąć. A to niedobrze. Co ja będę robił, kiedy Miki znów zaśnie? Powinienem sobie znaleźć jakąś pracę. Albo taką, by zarabiać pieniądze, które przez ciągłe zakupy kremu czekoladowego trochę nam tu szybko ubywały, albo może jakąś tutaj przy domu. Coś bym może pomajsterkował, pobudował, pomalował... może płot nowy bym zrobił? Sam nie wiem, po prostu potrzebuję czegoś do robienia, jak mój mąż nie jest w stanie poświęcić mi uwagi.

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz