Mimo, że za bardzo z mężem nie rozmawiałem dzisiejszego dnia i wymieniliśmy raptem dwa zdania, zauważyłem od razu, że był w nieco lepszym humorze, a już na pewno zmienił się jego ton, który nie był tak ostry. Z czystym sumieniem mogłem opuścić pokój, wraz z Ametyst, która cały czas była przy mnie. I która to strasznie mnie ciekawiła, albo przynajmniej ciekawiło mnie to, co powiedziała mojemu mężowi. Może później się j to dopytam, teraz i ja coś zjeść powinienem, by coś tam w tym żołądku było. Od wczoraj nic nie jadłem i gdyby to ode mnie zależało, dalej nic bym nie jadł, woląc spożyć posiłek w towarzystwie męża. Nie wiedziałem jednak, ile go nie będzie. Równie dobrze rozmowa może im potrwać kilka minut, albo nawet i długie godziny. Mają sporo lat do nadrobienia, jeżeli wyrazi taką chęć, a jeżeli nie... cóż, do niczego go nie zmuszę, chociaż mam nadzieję, że jednak zdecyduje się dać jej szansę. No, i także złożyłem Ametyst pewną obietnicę, z której się muszę wywiązać.
Kiedy tylko służba przyniosła do sypialni jedzenie dla mnie oraz dla kociaków, Dama i Tradycja od razu podniosły się z łóżka, przeciągając się leniwie. One były nauczone, że z ludzkiego posiłku nic nie wyżebrzą, od razu więc udały się do swoich miseczek, a Ametyst musiałem wskazać, gdzie znajduje się jedzenie. Może przez to, że za dużo czasu spędziła z nami, kiedy była malutka i jest nauczona, by jeść przy człowieku, i to tak dosłownie przy człowieku, więc teraz też tego oczekuje...? Nie wiem, pierwszy raz mam styczność z tak malutkim kociakiem, i jeszcze wychowywaniem go. Tradycja i Dama w chwili znalezienia ich, były znacznie większe od Ametyst, więc i łatwiejsze do odchowania. Z Ametyst było mnóstwo zabawy, wymagała mnóstwo atencji, dalej potrzebuje jej więcej od tej dwójki, co jest trochę naturalne, a przynajmniej tak mi się wydaje. Dobrze, że ma wieczne towarzystwo w postaci jej dwóch starszych sióstr.
– Proszę przynieść dwie porcje śniadania do pokoju pani Kato. Dziękuję – odparłem, kiedy przyszła do mnie jedna ze służących. Uznałem, że skoro do tej pory mój mąż nie wrócił do mnie, to ich rozmowa jeszcze trochę potrwa. A tak o pustym żołądku niemiło siedzieć. – A ty co, mała? Idziesz ze mną? – zapytałem zaskoczony małą kotkę, która pojawiła się przy drzwiach, kiedy tylko chciałem opuścić pokój. Oczywiście mi odpowiedziała, ale co, nie byłem w stanie stwierdzić. – Będę pracować. Nie będę miał czasu na zajmowanie się tobą.
Kolejne miauknięcie. Brzmiało to jednak bardziej stanowczo, jakby moja odpowiedź jej nie zraziła. Albo coś tylko sobie wmawiam. – Skoro chcesz... to zapraszam – dodałem, rozbawiony jej zachowaniem. Ona była naprawdę kochana. Niby nic takiego nie robiła; kiedy tylko zasiadłem w swoim fotelu w gabinecie, od razu wskoczyła mi na kolana, milutko sobie mrucząc podczas mojej pracy. To niby nic takiego, a jednak jakoś mi się tak milej robiło. Trochę jednak potrzebowałem tego towarzystwa, takiej atencji, czucia się chcianym... lepiej byłoby, gdyby to Haru był tym, który mi tę atencję daje, ale atencja kociaka też jest dobra. I to jej nie odstępowanie mnie na krok takie słodziutkie było...
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz