piątek, 7 lutego 2025

Od Mikleo CD Soreya

Musiałem się zgodzić, nie mając większego wyjścia, muszę dać czas Merlinowi w jutro, jeśli znów będzie miał takie głupie myśli, użyje całą moją moc, aby uspokoić jego zszargane myśli, nawet jeśli mocno odbije się to na moim zdrowiu.
~ Tak zrobię – Obiecałem, poświęcając całą swoją uwagę mojej córce, która po zobaczeniu swojego brata również się załamała, jeszcze tego mi teraz trzeba było, jestem zmęczony, tak bardzo zmęczony, chciałbym, aby to już było za mną…
Po powrocie do domu zająłem się pocieszeniem córki, która trochę posmutniała, z powodu możliwego odejścia z tego świata jej męża, na szczęście to jeszcze nie jego pora, jeszcze nie w tej sprawie, nie w tej chwili.

Spędziłem całe popołudnie z moimi dziećmi, przez cały czas, myśląc o moim synu, który potrzebował mnie bardziej niż, kiedykolwiek w swoim całym życiu.
Nie mogąc czekać, jeszcze tego samego dnia, gdy nadchodził już wieczór, udałem się do mojego syna, tym razem, nie mając zamiaru odpuścić, czy mu się to podoba, czy nie pomogę mu nawet za cenę własnego życia i zdrowia.
– Merlin? – Wchodząc do jego domu, rozejrzałem się, odczuwając nie tylko panujący ciężar psychiczny, ale równocześnie smród alkoholu, który uderza w moje nozdrza.
– Co tu robisz? Mówiłem ci, że masz już tu nie przychodzić – Burknął, biorąc kolejny łyk alkoholu, którym się w tym momencie upajał…
Widząc to, poczułem jeszcze większą motywację, aby mu pomóc, aby uwolnić go od tego cierpienia, biorąc całe na siebie, wszystko, aby, tylko nie musiał znów cierpieć.
– Wiesz, że zatapianie skutków w alkoholu do niczego cię nie doprowadzi? Możesz jedynie dobór zaszkodzić, jeśli bardzo tego chcesz – Wyjaśniłem, wciąż mówiąc do niego jak do dziecka, bo w sumie nim był, dziecko, które potrzebowało pomocy.
Merlin nic nie odpowiedział, nie ukrywając załamania, które naprawdę mnie załamywała.
– Dlaczego on musiał umrzeć? – Usłyszałem jego załamany głos, dostrzegając w nim siebie cierpiącego i marzącego o powrocie ukochanej osoby. – Dlaczego nie może wrócić do mnie tak jak tata wrócić do ciebie? – Spojrzał na mnie, zaczynając płakać, pierwszy raz, otwierając się przede mną tak naprawdę szczerze, tak jak otworzyć się powinni już na samym początku, szkoda, że zrobił to, tak późno, chodź i tak dobrze, że uczynił to w ogóle.
– Tata, wracając do mnie, złamał wszystkie zasady panujące w niebie, sprowadzając na siebie grzech, niestety prawda wygląda tak, że nigdy nie powinien do mnie wracać – Wyszeptałem, przytulając go do siebie.
Oczywiście bardzo cieszyłem się z powrotu ukochanego i zrobiłbym wszystko, aby już zawsze przy mnie był, a mimo to jestem doskonale świadom tego, co uczynił i jak bardzo złe to było.
Słysząc płacz mojego syna, położyłem dłoń na jego głowie, uwalniając całą swoją moc, chcąc uwolnić go od smutku, bólu i cierpienia, które przejąłem na siebie, odczuwając coraz to większy ciężar przytłaczający mnie z każdej strony.
– Już dobrze, jestem tu przy tobie, wszystko będzie dobrze, obiecuję – Wyszeptałem, głaszcząc jego włosy, czując spokój, który od niego emanował, był taki zmęczony, taki bezbronny, niech odpocznie, ten ciężar bardzo go wymęczył, teraz już jest dobrze, teraz tego nie czuje, odpoczywa, a ja jestem tu i będę tak długo, jak, długo będzie mnie potrzebował.

<Pasterzyku? C;> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz