Poczułem pewnego rodzaju chwilowy spokój otulający moje ciało, trochę tak, jakbym miał przy sobie męża, chociaż był daleko, słyszałem go lub wyobrażałem sobie, że go słyszę, starając jakoś się trzymać, musiałem coś zrobić, by nasz syn podniósł się z dołka, w którym był już zbyt długo.
Niestety po rozmowie z Misaki miałem wrażenie, że wszystko mnie obciążyło, za dużo spadło na moje barki, byłem tylko rodzicem, nie potrafiłem leczyć złamanego serca, nie potrafiłem oddać mu tego, czego tak szuka.
Wygląda na to, że niewiele moje zrobić, a mimo to spróbuję, zrobię wszystko, aby Merlin, chociaż na chwilę poczuł ukojenie, którego tak szuka.
Nie mogłem spać całą noc, myśląc o tym, jak pomóc własnemu dziecku, ja wesprzeć w tej trudnej sytuacji, jak ukoić ból, którego nie da się zagoić, złamane serce boli, boli bardziej niż rana na ciele i nic nie jest w stanie pomóc. Doskonale wiedziałem, co czuł mój syn, bo i ja kiedyś stałem w tym miejscu, zagubiony, sfrustrowany, załamany i zły na cały świat za to, co się wydarzyło, a jedyne, co trzymało mnie na tym świecie to dzieci, którymi starałem się za wszelką cenę zajęć, nawet jeśli było to trudne i czasami wręcz niemożliwe.
Nie zmuszając się już do snu, wstałem z łóżka, przebrałem w bardziej wygodne i równocześnie wyjściowe ubrania, opuszczając po cichu dom, nie chcąc nudzić domowników, głaszcząc jedynie pieska, którym chętnie odprowadził mnie do samej furtki.
Opuszczając posesję, ruszyłem gdzieś przed siebie, szukając odpowiedzi na męczące mnie pytania, których było tak wiele, wciąż nie wiedziałem, jak pomóc mojemu dziecku, mimo że pomóc bardzo chciałem.
Siadając w parku, patrzyłem przed siebie, myśląc i czekając na odpowiedni moment, musiałem dziś znów spróbować porozmawiać z synem, nawet jeśli bałem się tej rozmowy, wiedząc, jak wiele może ona kosztować nie tylko jego, ale i mnie, oby tym razem było lepiej, nie chcę znów powtarzać tej samej historii drugi raz.
Czując, że to już odpowiedni moment ruszyłem na spotkanie z Merlinem, który już na mnie czekał, nie da się go zaskoczyć nie w ten sposób…
– Co ty tu robisz mamo? Nie powinieneś już wracać do domu? – Usłyszałem zaskoczenie w jego głosie.
– Powinienem, chciałem jednak z tobą porozmawiać o tym, co stało się wczoraj, o tym, jak się czujesz i o tym w jak złym kierunku podążasz – Wyjaśniłem, wchodząc do domu syna zaproszony gestem ręki.
– Tak? A nie robię przypadkiem tego samego co ty? Użalanie się nad sobą to była twoja specjalność – Był arogancki i złośliwy, a mimo to był moim synem, który potrzebował mojej pomocy.
Usiadłem na kanapie ciężko przy tym, wzdychając, tak jak podejrzewałem, moje dziecko za bardzo przypomina mnie, i to nie w tym, w czym powinien mnie przypominać.
– Merlin nie musisz przypominać mnie, ja byłem sam bez rodziny, trójką dzieci, ale ty, ty masz rodzeństwo i rodziców, masz piękny dom i nie masz obowiązków, które miałem ja jako samotny rodzic – Starałem się to wytłumaczyć, chociaż czułem, że to na marne, on wiedział swoje, ja próbowałem przekonać go do swojej racji i co? Problem w tym, że on nie chciał słuchać, wyrzucając mnie z domu.
Po tej rozmowie czułem się jeszcze gorzej niż przed nią, to wszystko jest trudniejsze, niż podejrzewałem, ja nie jestem w stanie mu pomóc, nie nadaje się, to wszystko było złym pomysłem, powinienem wrócić do domu, tu nikt mnie już nie potrzebuję, już nie…
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz