Szczerze powiedziawszy, gdyby nie powiedział mi o tych bliznach i gdybym nie dostrzegł jego spojrzenie kierującego się właśnie na jego blizny, nie zwróciłbym na to najmniejszej uwagi, dla mnie jest piękny taki, jaki jest bez względu na to, czy ma blizny, czy też nie, nie zwracam na to uwagi, kocham go za to, jaki jest, a nie za to, jak zmienia się jego ciało.
– Są dla mnie niezauważalne, twoje ciało jest piękne, a skoro ma ono blizny, to jest ono tak samo piękne, jak przedtem, a może i piękniejsze tylko z drobnymi zmianami, które nigdy nie będą mi przeszkadzały – Wyjaśniłem, jak zawsze mówiąc prawdę i tylko prawdę, bo i czemu miałbym go okłamywać? Mam nadzieję, że kiedyś zrozumie i przestanie zwracać uwagę na tak drobne rzeczy, które dla mnie nie mają najmniejszego znaczenia.
– Mówisz tak dlatego, że mnie kochasz prawda? – Zapytał, patrząc głęboko w moje złote oczy.
– Nie, mówię tak dlatego, że tak jest. Nie kłamie, nigdy nie kłamałem i kłamać nie zamierzam, tego możesz być pewien – Zapewniłem go, chwytając jego dłoń, którą ucałowałem drugą dłoń, kładąc na jego biodrach, odczuwając podniecenie już z jego samej bliskości, a co dopiero świadomości co mógłbym z nim teraz zrobić.
Daisuke patrzył na mnie w milczeniu prawdopodobnie czegoś, szukając w moich oczach, choć nie wiem, co byłby w stanie, w nich znaleźć.
– Jesteś zbyt dobry – Stwierdził, z czym absolutnie nie mogłem się zgodzić, nie jestem za dobry, jestem po prostu szczery nic poza tym, dobroć nie ma z tym nic wspólnego.
– Nie powiedziałbym – Widząc, że znów chce coś powiedzieć, uciszyłem go, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, nie chcąc tego słuchać.
Jak dla siebie zbyt oschły, a to najchętniej bym zmienił, chciałbym, aby akceptował siebie takim, jakim jest bez względu na to, co tam sobie w głowie wymyślił.
– Nic już nie mów, już cicho – Poprosiłem, dłonie, wślizgując pod jego piękną sukienkę, którą specjalnie dla mnie założył.
Daisuke zaśmiał się cicho, że pozwalając mi dostać się do swojego pięknego ciała, które od razu zacząłem pieścić, nie mogłem już nad sobą panować, mieliśmy godzinę, a więc w tym czasie bardzo chciałem go skosztować.
Mój mąż nie opierał się, pozwalając mi dotykać się, całować, pieścić piękne ciało nim złączyłem nasze ciała w jedno, kochając się z nim w fotelu, co było nawet fajne, chcieć nie najwygodniejsze, łóżko zdecydowanie bardziej by mi odpowiadało.
Chcąc go bardziej i więcej przeniosłem go na łóżko, gdzie kochaliśmy się jeszcze kilka razy i gdyby nie to, że mój mąż był już zmęczony, zapewne kochalibyśmy się jeszcze trochę.
Obserwowałem jego zmęczenie, które malowało się na twarzy mojego pięknego panicza.
Ależ on był piękny, ależ on mnie podniecał, uwielbiałem na niego patrzeć i podziwiać to piękno, które od niego biło, nawet jeśli on sądził inaczej.
– Zmęczony? – Zapytałem, głaszcząc delikatnie jego piękne włosy.
– Yhm – Mruknął na wpół już śpiący, ledwo kontaktując.
– Chcesz teraz zjeść obiad? – Podpytałem, musząc wstać, aby zająć się mięsem.
– Yhm…
– Yhm? – Powtórzyłem, uśmiechając się delikatnie pod nosem. – No dobrze śpij – Ucałowałem go w czoło, jeszcze kilka chwil, leżąc przy nim, pilnując jego spokojnego snu, opuszczając go, dopiero gdy naprawdę musiałem, pamiętając o mięsie, który musiałem się zająć.
<Paniczu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz