Jak ja kochałem, kiedy mój mąż zajmował się moim kutasem. Jego usta, jego język potrafił działać cuda, no ale czego się spodziewać od anioła, jak nie cudów? Zacisnąłem palce na jego włosach, dociskając jego głowę, dzięki czemu cały mój kutas znalazł się głęboko w jego gardle. Idealny.
Kiedy doszedłem w jego gardle, odsunąłem go od siebie, obserwując jego czerwoną twarz i łezki w kącikach oczu. Przecudowny, przesłodki i idealny. Delikatnie dłonią otarłem te łezki tylko po to, by później mało szarpnąć jego włosy, wyginając jego głowę do tyłu, dzięki czemu miałem całkowity dostęp do jego szyi. Zacząłem ją całować i delikatnie podgryzać, aż nie doszedłem do jego obojczyków. Dopiero wtedy wgryzłem się w jego ciało, spijając jego krew, która była równie słodka, jak jego zapach. Od razu wyczułem, jak cicho jęczy, wsuwając palce w moje włosy.
Zająłem się nim bardzo dobrze pilnując, by jego sukienka nie była ubrudzona i zniszczona, bo sądząc po jakości wykonania, trochę jednak kosztowała. A skoro tyle kosztowała miło by było, żeby nie została zniszczona. No i też żeby jak najdłużej była na jego cudnym ciele. Cudowna sukienka na cudownym aniele... przecież to tak, jakby została dla niego stworzona.
– Jesteś cudowny – powiedziałem do niego cicho, kiedy po wszystkim leżeliśmy na kanapie. Tak, jak sobie wcześniej obiecałem, Mikleo nie był w stanie się ruszyć. Będę musiał go zabrać do łazienki, przebrać, ubrać go i zanieść do łóżka. Czyli w sumie, muszę zrobić wszystko za niego... ale to nic. O to mi przecież chodziło, by nie potrafił zebrać myśli, a co dopiero egzystować i robić myśli.
– Mhm – mruknął, ledwo utrzymując oczy otwarte.
– Już się tobą zajmuję – obiecałem, naciągając spodnie na tyłek i dopiero po tym mogłem się nim zająć. Co jak co, ale z gołym tyłkiem nie będę po domu chodził. Co prawda, jesteśmy tylko my, droga należy tak właściwie do nas, bo prowadzi tylko do miasta i do nas. To, że ktoś poza Mikim mnie zauważy, nie wydarzy się, no ale tak mi wygodniej.
Zadbałem o niego tak samo dobrze, jak wcześniej; letnia woda do balii, pachnący olejek i dokładnie mycie. Mikleo był posłuszny i dał mi ze sobą robić wszystko, co mi się podobało, bo nie dość, że mogłem robić, co chcę, to jeszcze podziwiać jego ciało. I swoje dzieło. Wszystkie malinki, ślady ugryzień, siniaki... Piękne stworzyłem na jego ciele wzorki. On chyba na moim też chciał, ale jego pazurki nie zdołały przebić mojej skóry. To może nawet lepiej, im mniej ran, tym lepiej.
– I proszę, już jesteś czyściutki i pachnący – powiedziałem zadowolony, zapinając guziki jego koszuli.
– Kocham cię – powiedział cichutko, zarzucając swoje cieniutkie ręce na mój kark.
– Ja ciebie też, Owieczko. Już zaraz położysz się i odpoczniesz – zarządziłem, biorąc go na ręce.
– A położysz się ze mną? – zapytał, kiedy położyłem jego drobne ciałko na miękkim materacu.
– Nie mogę, kochanie. Ktoś musi posprzątać bałagan, który zrobiliśmy. A później muszę zrobić obiad dla dzieciaków, i dla ciebie – odpowiedziałem, na koniec całując go w czoło.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz