Obiad, a raczej jego przygotowanie, potrwało znacznie dłużej, niż początkowo zakładałem, a to głównie dlatego, że zdecydowałem się zrobić to mięso w piecu. W sumie, czas mieliśmy, a jak ma być lepsze takie upieczone, to czemu nie? Zresztą, i dzieciaki się czegoś nauczą, a to przecież ważne jest, by potrafiły gotować. Znaczy, nie potrzebują tego, nie muszą jeść, chociaż skoro są przyzwyczajone do regularnych posiłków, to ich umysł może im wmawiać, że są głodne. Zresztą, jeżeli będą chcieli założyć rodzinę, dzieci zawsze na początku będą potrzebowały jedzenia, z tego co pamiętałem. No i Hana też będzie musiała jeść, kiedy będzie w ciąży i karmiła piersią... ale do tego jeszcze mnóstwo czasu, a przynajmniej taką miałem nadzieję. W końcu, mają oni całą wieczność, nie muszą się z niczym śpieszyć. Mam nadzieję, że docenią tę zaletę i z niczym nie będą się spieszyć, no i nie popełnią błędu mojego męża, który to związał się z człowiekiem. Martwię się o Yuki'ego i Misaki, boję się, jak przeżyją odejście swoich drugich połówek. Merlin przeżył to przeokropnie, a przecież jest człowiekiem. Skoro on to tak strasznie przeżył, to co to będzie z Serafinem i półserafinem...
Teraz jednak nie ma co o tym myśleć. Tak mi się wydaje, z tego co widziałem i czułem, Nori całkiem nieźle się trzyma. Nie wiem z kolei, jak z Emmą, z Yukim ten kontakt mam strasznie z nim utrudniony. Z Mikim na pewno się jakoś może kontaktować, Serafiny wody mają o tyle fajnie, że wystarczy im woda i już mogą rozmawiać. Ciekawe, czy inni też mają takie umiejętności. W sumie, ziemia jest wszędzie, więc pewnie też Serafin ziemi będzie w stanie się szybko skomunikować z drugim Serafinem, podobnie jak powietrze. No a taki ogień? Ogień jest naprawdę beznadziejny. Kiedy ziemia, powietrze i woda są wszędzie, tak żywioł ognia jest trudno dostępny. Oczywiste więc było to, że przypadł on mnie, kiedy tylko wróciłem na ziemię. Może to była poniekąd kara...? Chociaż, gdyby Bóg chciał mnie bardziej ukarać, w ogóle nie dawałby mi żadnego żywiołu i albo wiecznie uciekałbym przed aniołem, który chciał mnie zabrać z powrotem do nieba, albo zostałbym przez takowego złapany i zaciągnięty na górę. No chyba, że ten przydział żywiołów działa nieco inaczej? Anielskie zasady są strasznie dziwne.
- Coś do picia chcecie? - zapytałem, kiedy miałem chwilę przerwy, bo wszystko było w piecu i jeszcze tam sobie dochodziło. Zupełnie jak Miki dzisiaj na kanapie.
- Ja z chęcią napiłabym herbaty – poprosiła Hana, zasiadając przy stole.
- Ja z kolei bym się wody napił – odparł Haru, zajmując miejsce naprzeciwko siostry.
- A tobie może czekolady? - zaproponowałem Mikleo, uśmiechając się do niego szeroko.
- Nie pogardzę – mój mąż uśmiechnął się lekko, wyglądając jeszcze na trochę padniętego. Cóż mogę poradzić, strasznie miałem na niego ochotę i wziąłem go na tyle sposób, na ile i na jakie tylko chciałem. A on nie narzekał.
- Jak tam w ogóle w szkole? Coś ciekawego? - zapytałem, chcąc troszkę z dziećmi pogadać, póki ich tu mam, a to przecież częste nie jest. Pewnie zanim znów tak sobie będziemy mogli pogadać, znów minie mnóstwo czasu...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz