niedziela, 16 lutego 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Byłem zadowolony z faktu, że Mikleo smakowały moje babeczki, chociaż bardziej byłem zaciekawiony tym jego prezentem. Więc dlatego chciał iść do miasta... Mógł wybrać przecież coś z szafy, tam było mnóstwo sukienek, i każdą z nich uwielbiałem. Niektóre widziałem częściej, niektóre rzadziej, więc mógłby wybrać coś, co zakładał stosunkowo rzadko, a zamiast tego wybrał coś nowego... no dobrze, niechaj mu będzie, ja na pewno się ucieszę. 
– Inspirowałem się twoim zapachem – wyznałem, uśmiechając się do niego łagodnie. 
– A więc tak dla ciebie pachnę? – zapytał rozbawiony, chociaż czym, to nie wiem. 
– Oczywiście. Wanilia i migdały, chyba już ci to mówiłem – odparłem, całując go w czubek nosa. 
– Nie kojarzę tak dokładnego opisu, ale skoro tak twierdzisz, to ci wierzę – odpowiedział, biorąc kolejną babeczkę. A niech sobie je, w końcu zrobiłem to wszystko dla niego. I dla dzieciaków też, przy okazji, chociaż bardziej oczywiście dla Mikleo, więc jak wszystko zje, to się nic nie stanie. 
– I bardzo dobrze, bo ja cię nie okłamię nigdy – odpowiedziałem, zabierając się za sprzątanie po pieczeniu. Wszystko pięknie, super i w ogóle, ale bałagan jest okropny. Ale skoro już go zrobiłem, to muszę go posprzątać. 
– Mhm, pomogę ci – zaproponował, szybko pochłaniając kolejną babeczkę. 
– Nie trzeba, poradzę sobie, ty odpocznij. I sobie jedz – odpowiedziałem, skupiając się na sprzątaniu. 
– Już skończ z tym moim odpoczywaniem, nie zmęczyłem się. A teraz daj sobie pomóc – odparł, oczywiście robiąc swoje. No i co ja z nim miałem...? 
Posprzątaliśmy więc razem, co trochę nam zajęło, no ale po pół godzinie kuchnia lśniła czystością, a my mieliśmy czas dla siebie. W końcu. Dzieciaki dzisiaj wrócić powinny późno, więc na pewno miło wykorzystamy te godziny, a i posprzątać zdążymy... ja już dopilnuję, by mój Miki był padnięty pod koniec. Oj, nie będzie mógł nawet kiwnąć palcem. I w sumie dobrze, bo wtedy sobie dopiero wypocznie. 
– Więc pokażesz, co tam dla mnie przygotowałeś? – zapytałem, tuląc go do siebie, ciesząc się jego bliskością i zapachem, który był jeszcze bardziej słodki ze względu na babeczki. 
– No nie wiem... miałem cię skusić – odpowiedział niby to niewinnie, z chęcią się do mnie przytulając. 
– Właśnie, więc wydaje mi się, że jest to doskonała okazja na to, by mnie skusić. No i miło by było się dowiedzieć, na co zapracowałem ciężką pracą – zażartowałem sobie, bo przecież nie chodziło mi o pieniądze. Zawsze mogę przecież do pracy iść kolejnej i znów coś zarobić. Coś znajdę, coś pewnie nie do końca przyjemnego, ale ja już dopilnuję, by mój mąż i dzieciaki żyły w dostatku. Może nie w luksusach, bo do luksusów nam daleko, chociaż dla niektórych to, co mamy, to luksus wystarczający; nie każdy przecież posiada ciepły dom i jedzenie, czy chociażby rodzinę. My posiadamy to wszystko, chociaż to ostatnie jest takie trochę dysfunkcyjne, głównie ze względu na mnie. Chyba więc wychodzi na to, że naprawdę tak źle nie mamy, co mam nadzieję, dzieciaki doceniają. Mnie nie muszą, bo jestem tu skazą, ale mamę i rodzeństwo już jak najbardziej powinny. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz