środa, 26 lutego 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Od razu zauważyłem, gdzie podąża spojrzenie Mikleo. Na te jego głupie kwiatki. Znaczy, kwiatki nie mogą być głupie, bo nie myślą, no ale żyją. Ma mnie tu na wyłączność, a jemu dalej zielenina w głowie... on to jest niesamowity, ale w tym konkretnym przypadku nie jest to w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Co mają te kwiatki, czego nie mam ja? Liście? Że są zielone? Przecież ja nawet mniej potrzebuję od takiego przeciętnego kwiatka, bo ani wody, ani słońca, ani nawozu, tylko Mikleo. On był dosłownie wszystkim, czego to potrzebuję. 
- Czemu tak się patrzysz na te kwiatki? - bąknąłem cicho, nie spuszczając z niego wzroku. 
- Hmm? A tak mam je na linii wzroku, to się patrzę. Się zastanawiam, czy wytrzymają jeszcze ten jeden dzień, nie chcę, by mi padły, zwłaszcza, że wśród nich jest prezent od ciebie, a jego bardzo byłoby mi szkoda – odpowiedział zgodnie z prawdą, dalej nie odrywając wzroku od parapetu. 
- Jak dla mnie te kwiatki wyglądają całkiem normalnie – odparłem, nie rozumiejąc jego zmartwienia.
- No właśnie nie, mają opadłe listki. Nie podlewałeś ich, kiedy mnie nie było, prawda? - zapytał, na co pokręciłem głową. 
- No cóż, nie przypominałeś mi, ani nie miałem takiego polecenia, no tak je trochę w spokoju zostawiłem – wyjaśniłem, na co Mikleo cicho westchnął. - Ale chyba lepiej, że nie są przelane, bo jakby były przelane, to by tam te wszystkie korzenie pogniły  - dodałem, chcąc się jakoś usprawiedliwić. 
- No w sumie... - westchnął ciężko, niby się ze mną zgadzając, ale nie będąc zadowolony. 
- Jeżeli tak bardzo potrzebujesz się zająć tymi kwiatkami, no to idź się nimi zajmuj – odezwałem się w końcu dostrzegając, że jeżeli tymi kwiatkami się nie zajmie, to one mu z głowy nie wyparują. A ja jednak chciałbym, by był skupiony na mnie, nie na kwiatkach, co potrzebują gówna, by przeżyć. I kilku innych czynników także. 
- Teraz spędzam czas z tobą, kwiatkami zajmę się, jak pójdziesz do pracy – wyznał, na co zmarszczyłem brwi. Czekaj, co? Ja tu chyba czegoś nie łapię. 
- Jakiej pracy? - spytałem całkowicie poważnie. Czy ja coś omijałem? Może ja o czymś nie pamiętam? Od dawna nie zaobserwowałem u siebie problemów z pamięcią, znacznie gorzej było ze mną, kiedy byłem aniołem, tam to dopiero wszystko mi się mieszało. Dobrze, że już odzyskałem jasność umysłu, to było męczące, kiedy wspomnienia się ze sobą mieszały. 
- No... twojej? Tej na nocki, jako ochroniarz? - powiedział to takim tonem, jakby to było coś oczywistego, ale to chyba dla niego, bo na pewno nie dla mnie. 
- Czy ja wiem, czy to była praca ochroniarza...? Ochroniarz brzmi tak bardzo poważnie, i oficjalnie. A ja byłem zwykłym wykidajłą, co dawał w pysk każdemu, kto robił kłopoty. I już przecież tam nie pracuję. Mówiłem ci, że pracuję tam do końca roku, no a rok się skończył. Pieniądze z tej roboty starczą nam na dłuższy czas, mam nadzieję, i jak zauważę, że będzie ich znów mniej, no to ponownie coś znajdę. Nie pamiętasz, jak ci mówiłem o tym? - zapytałem, troszkę zmartwiony faktem, że tak ważne informacje mu umykają. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz