sobota, 15 lutego 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Czyli dobrze mi się wydawało, że coś tak mi terminy nie pasowały... z tego akurat byłem dumny. Moja pamięć jest okropna, owszem, ale jednak te ważne święta kojarzę. A ta rocznica przecież zawsze była dla nas ważna, chyba dlatego, że była ważna dla mnie jako człowieka, a później to już z nami zostało. I cieszył mnie ten fakt, bo to taka błahostka, a dzięki temu Miki będzie szczęśliwy. Jeszcze nie wiem, co zrobię w tym roku, to musi być coś większego, bo zeszły rok oczywiście nam minął w separacji... ale ja tu coś wymyślę. Jeszcze nie wiem, co, ale mam zdecydowanie więcej czasu niż ten tydzień, którym mnie tak zaskoczył. 
- Nic się nie stało, skarbie. Coś mi się nie zgadzało, ale ty uparcie twierdziłeś, że zapomniałem – odparłem spokojnie, przygotowując mu oczywiście gorącą czekoladę, by za chwilę się zabrać za przygotowywanie tych babeczek. 
- Przepraszam... naprawdę nie wiem, co się stało – odpowiedział, ewidentnie załamany, ale czym? Przecież nic złego się nie stało. 
- Już ustaliliśmy, że byłeś zmęczony. I ja ci mówiłem, że się nic nie stało. A jak ci nie mówiłem, to mówię teraz. Zaskoczyłeś mnie po prostu tym stwierdzeniem, i przestraszyłeś wyższą temperaturą. Nie byłem pewien, czy to właśnie za dużo mocy użyłeś, czy będziesz chory... na szczęście już wszystko jest w porządku. A teraz bardzo proszę, gorąca czekolada. Coś ci na śniadanie przygotować, zanim się zabiorę za te babeczki? - zapytałem, stawiając przed nim kubek z gorącym napojem. 
- Będziesz robić babeczki? - spytał zachwycony, czym znów mnie zaskoczył. Wczoraj był taki trochę niezbyt zadowolony na mój pomysł, a dzisiaj? Zupełnie inna reakcja. 
- Tak, chciałem wczoraj, ale ty nie chciałeś, więc robię dzisiaj. Najpierw chyba się zabiorę za krem i jak się będzie chłodził, to zrobię ciasto... mam nadzieję, że nic się złego nie stanie i mi się to uda – wyjaśniłem, zerkając na przepis, który znalazłem. Nawet byłem dzisiaj odpowiednio wcześnie na mieście, by zakupić odpowiednie składniki, miała to być słodkość inspirowana właśnie jego pysznym zapachem. 
- Wiesz, zawsze ci mogę pomóc – zaproponował, na co pokręciłem głową. To miało być ode mnie dla niego, a nie od nas dla niego. 
- Chciałbym to przygotować samodzielnie. Dlatego, śniadanie? Możesz mnie czymś zainspirować, bo nie mam pojęcia, co zrobić dzieciom. No i też możesz sprawdzić, czy faktycznie wstały, byłem u nich dziesięć minut temu, ale się nic nie rusza – poprosiłem, chcąc go „wykorzystać” w inny sposób. 
- Możesz zrobić jajka sadzone na przykład. I grzanki – zaproponował, całując mnie w policzek. I już idę do naszych obrażalskich – dodał, uśmiechając się do mnie i zaraz po tym wszedł na górę. Ciekawe, jak długo jeszcze będą na nas obrażone... przecież tak właściwie nic żeśmy im nie zrobili. Jeszcze, chociaż ja byłem gotów, by od razu przystać na pomysł Mikleo. Na koniec tygodnia znów zrobię kontrolę i zobaczymy, czy nauczyły się na błędach. Regularne kontrole... chyba tylko dzięki nim będzie tam porządek.
Na razie jednak skupiłem się na przygotowaniu śniadania dla całej trójki, jednocześnie też dając naszym zwierzakom jeść. Za kilka dni będę musiał koniecznie zabrać Banshee na polowanie, ale to za kilka dni. Teraz dzieci, mąż i inne zwierzaki.

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz