sobota, 15 lutego 2025

Od Mikleo CD Soreya

Tak jak obiecałem, tak też uczyniłem, idąc kolejno do pokoi dzieci, które, tak właściwie wciąż jeszcze spały, znakomicie. Jeśli myślą, że im dziś odpuścimy, to się grubo mylą, nawet takiej mowy nie ma, muszą iść do szkoły, czy on się to podoba, czy nie to ich obowiązek, który muszą wypełniać.
– Haru wstawaj, spóźnicie się do szkoły – Najpierw postanowiłem obudzić naszego syna nim ruszę do mojej córki.
– Nie chce mi się – Mruknął, otwierając oczy, spoglądając na mnie zasypanym spojrzeniem.
– Przykro mi, ale musisz poprosić o zachcenie, nie możecie zostać dzisiaj w domu, bo nie możecie omijać zajęć, nie róbcie sobie niepotrzebnych zaległości – Wyjaśniłem, dostrzegając malujące się niezadowolenie na jego twarzy. – No już, tata robi śniadanie, wstawaj – Dodałem, wychodząc z pokoju syna, aby pójść do córki.
Hana w porównaniu do Haru już nie spała, przebrana w czyste wyjściowe ubrania.
Zadowolony, że chociaż jej budzić nie muszę, zerknąłem jeszcze raz do syna, który na szczęście już nie spał, a nawet więcej był już przygotowane do wyjścia.
Po wykonaniu swoich obowiązków, jakimi było wybudzenie naszych dzieci, wróciłem do męża, który już stawiał na stole nasze śniadanie.
– I co? Wstali już? – Zapytał, gdy tylko dostrzegł mnie w kuchni.
– Tak, zaraz do nas zejdą – Zapewniłem, siadając na swoim miejscu, widząc, że wszystko jest już przygotowane.
Nie musieliśmy długo czekać, bo już po chwili nasze dzieci znalazły się w kuchni, zajmując swoje miejsca.
Nasze pociechy jadło w milczeniu niespecjalnie, chcąc się do nas odzywać najwidoczniej dalej obrażeni za to, co się stało, cóż, gdyby zachowali się normalnie i pilnowali porządku, nie musieliby się na nas denerwować.
– Co się mówi? – Zwróciłem się do naszych dzieci, które odłożyły puste talerze do zlewu, chcąc opuścić kuchnię.
– Dziękujemy – Rzuciły od niechenia, zabierając swoje rzeczy bez słowa pa, do zobaczenia, miłego dnia nic, dosłownie nic po prostu sobie poszli. A więc teraz tak będziemy się bawić? W porządku tylko niech później nie oczekują, że będziemy dla nich wyrozumiali, mili lub będziemy im szli na rękę, kiedy tego będą chcieli.
– Wciąż są obrażeni – Usłyszałem głos męża, który stanął w oknie, obserwując uważnie nasze pociechy.
– Cóż, najwidoczniej kara, która ich nie dosięgła, bardzo ich zabolała – Stwierdziłem, biorąc swój posty talerz, który również włożyłem do zlewu z tą różnicą, że umyłem wszystkie trzy wraz z kubkami, nie mając z tym najmniejszego problemu.
Sorey obserwował mnie uważnie, odwracając głowę od okna, skupiając się całkowicie na mojej osobie.
– Coś nie tak? – Zapytałem, dostrzegając jego spojrzenie, które wręcz mnie pożerało.
– Nie, oczywiście, że nie. Podziwiam moją piękną babeczkę, która tak bardzo mnie kusi – Stwierdził, trochę mnie tym, rozmawiając, nie do końca, wiedząc co takiego robię, że go kusze, przecież tylko myje naczynia.
Wycierając swoje dłonie, podszedłem do niego bliżej, kładąc dłonie na jego ramionach.
– Kusze? Na razie jeszcze nie kuszę, gdybym chciał cię pokusić, zrobiłbym to – Jedną dłoń położyłem na jego przyjacielu, drażniąc go przez spodenki, które miał na sobie. – Ja, natomiast nic nie robię, przecież jestem bardzo grzeczny – Wyszeptałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz