poniedziałek, 24 lutego 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Widząc ten przecudowny rumieniec na jego twarzy, uśmiechnąłem się szeroko. Na wszystkie kręgi piekieł, jakiż był to przecudowny obrazek. Tak strasznie ciężko mi go ostatnio zawstydzić, a kiedy mi się już uda, to widoki są niesamowite. Ciekawe, czy był kiedyś taki czas, w którym o rumieńce na jego policzkach było bardzo łatwo. Bo musiał przecież być taki okres, w którym to mój Miki był niewinny, nietknięty, i jakaś taka głupotka sprawiała, że jego policzki płonęły uroczą czerwienią. Niewinny Miki... to był na pewno ciekawy obrazek, którego nie pamiętam i nigdy już sobie nie przypomnę. Jak wiele takich wspaniałych wspomnień straciłem? O jak wielu swoich grzechach zapomniałem? Na pewno o jednym, dosyć istotnym, który to Miki trzymał w sekrecie przede mną całe moje anielskie życie. Powinien mi o tym powiedzieć, powinienem wiedzieć, że całe swoje życie zmierzam ku ciemności. Teraz jednak już na to za późno i nie mam coś się za to złościć i mu wypominać. Nic z tym nie zrobię. 
- Naprawdę sądzisz, że gdyby dzieciaki były tu na dole z nami, to bym mówił takie rzeczy? - zapytałem rozbawiony, obserwując go z uwagą. Naprawdę się zamyślił, skoro nawet takiego faktu nie zauważył. A co dopiero mnie... To przez te kwiatki. Za bardzo się na nich skupia, i niby nie powinienem być na niego o to zły, przecież sam mu takowego kwiatka na święta sprezentowałem, ale żeby aż tak skupiać się na kwiatkach? Co jest ważniejsze, zielenina czy rodzina? Dla mnie odpowiedź jest bardzo prosta. 
- Nie wiem, jesteś nieobliczalny – odpowiedział cichutko, dalej strasznie zawstydzony. Rany, jak strasznie go ta sytuacja przytłoczyła, a wystarczyło, że zaistniała możliwość, by dzieciaki to usłyszały, i on już pokornieje. 
- Ja wiem, że jestem demonem, ale znam granice dobrego smaku. Dzieci wróciły na górę jakiś czas temu, czego chyba nie zauważyłeś, skupiony na kwiatkach – uspokoiłem go, gładząc jego rozgrzany policzek. - Ale jeżeli ma to wywoływać tak cudowny rumieniec na twoich policzkach... może rozważę to, czy od czasu do czasu nie wykorzystać sytuacji – zaśmiałem się głupkowato, na co Miki uderzył mnie pięścią w klatkę piersiową, jeszcze bardziej zażenowany. 
- Jesteś okropny – burknął, spuszczając wzrok. A teraz co się stało? Przecież dzieciaki tego nie słyszały, ja sobie żartuję, a on dalej taki speszony był. 
- Jak miło, że w końcu zauważyłeś – ucałowałem go w nosek, nie przestając się szczerzyć. - Skończyłeś się już zajmować tymi kwiatkami czy już możesz się skupić na mnie? - zapytałem, chcąc już pójść do łóżka, przytulić się do niego, pogadać, spędzić czas, tak po prostu,. Trochę nudno, jak na moją rasę, no ale co miałem zrobić? Skoro nie mogłem robić to, co do mojej rasy należało, to muszę się zachowywać spokojnie. 
- Jeszcze muszę się nimi zaopiekować... podlać, usunąć chore albo uschnięte listki, zetrzeć kurze z nich. Ale później będę cały twój – odpowiedział, co mnie nie pocieszyło. 
- Ale ja potrzebuję cię teraz – burknąłem cichutko, pusząc swoje policzki. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz