piątek, 7 lutego 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Później przez długi czas nie otrzymałem żadnych wiadomości od Mikleo, a i on sam później stał się spokojniejszy, dlatego i ja już go nie nachodziłem. Jak będzie chciał, jak będzie mnie potrzebować, da mi znać, i wtedy z nim porozmawiam. Na razie skupiałem się na obowiązkach domowych, by jakoś zagłuszyć ten dźwięk samotności. Nie zamierzałem jednak narzekać, chciałem, by mój mąż tam został, i ze względu na Merlina i niego samego. Dalej uważałem, że pobyt w miejscu pełnym aniołów dobrze mu zrobi. A ja jakoś sobie poradzę. Najważniejsze, by Mikleo odpoczął wśród swoich. Ja i tak nie mam miejsca, gdzie mogę pasować. Nie przemyślałem tego za bardzo, bo moje plany tak daleko nie sięgały. Dalej nie do końca wiem, co robię. Staram się zapewnić mojej rodzinie bezpieczeństwo i dobrobyt, no i jakoś sobie żyję. Na początku jeszcze pojawił się pomysł z kolejnym dzieckiem, ale teraz sam już nie wiem. Znaczy, chcę kolejnego dziecka, ileż bym dał za kolejną, małą kruszynkę w moim życiu, a jednocześnie boję się, że jako demon nie dam rady jako ojciec. Teraz tak średnio przecież sobie radzę. Z poważnym, emocjonalnym problemem bym sobie nie poradził, bo moja obecność zamiast ich uspokajać, tylko bardziej ich denerwuje, wzmacnia negatywne emocje. To by tłumaczyło, czemu dzieciaki nie chcą ze mną rozmawiać jakoś bardzo, tylko często idą na górę.
- Proszę, Psotka. Jedzonko dla ciebie – powiedziałem do jednej z psinek, musząc coś gadać. Było za cicho, a ja za mało mówiłem. Rozmawiałem oczywiście z Mikim, ale telepatycznie, a to jednak nie to samo. A tak chociaż sobie do psów pogadam. I trochę do kotów. One jeszcze mi nie ufają, nie pozwalają mi się zbliżyć, ale widzę je. To jest duży progres, wcześniej mi się tylko gdzieś mignęły, już prawie zapomniałem, jak one wyglądają. - A z tobą na polowanie pójdę później. Może się trochę ociepli – dodałem do Banshee, która to leżała sobie przy kominku, bo tam było najcieplej. Burknęła cicho na te informacje, nie mając wielkiej ochoty na ruszanie się. Oby następne zimy były dla niej łaskawsze, bo nie lubię patrzeć, jak leży sobie taka bez życia. Zawsze była taka żywa, czujna, wspaniała, a teraz sobie leżała bez życia padnięta. - Zaraz idę do pracy, wrócę nad ranem. Bądźcie grzeczne, pilnujcie domu i nie kłóćcie się. Ja na razie pójdę się ogarnąć – odpowiedziałem, kierując się do łazienki. Musiałem w końcu się umyć i przebrać, i jakoś przeżyć ten straszny  czas w pracy. Jednakże to już kilka dni, więc na pewno jakoś wytrwam. Chyba, że będę potrzebny Mikleo, wtedy od razu wszystko rzucam i tam do niego lecę. Tylko nie wiem, po co miałbym tam być, raczej nie jestem dobrym ojcem, który potrafi rozmawiać o uczuciach. Ani tym bardziej dobrym przykładem. Oj, przykładem to ja jestem naprawdę beznadziejnym, szkodliwym wręcz, żadne z dzieci nie powinno iść w moje ślady. 
~ Miki? Wszystko w porządku? Dawno nie otrzymałem od ciebie żadnej wiadomości – odezwałem się, chcąc mieć po prostu pewność, że wszystko tam w porządku. Nie było mnie na miejscu, więc się musiałem upewniać w inny sposób. Jeżeli jest zmęczony, nie będę go męczyć, tylko chcę mieć potwierdzenie, że wszystko tam jest w porządku. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz