sobota, 28 listopada 2020

Od Keyi CD Yra'i


Nazwa, która wypłynęła z jego ust, nie dawała mi spokoju. Tak mocno znajoma, a jednak zatracona. Co chwilę wracałam myślami do tego, co powiedziała Yra. Postać przed nami miała być jej przyrodnim bratem lub kimś na podobnej zasadzie. Wtedy faktycznie tłumaczyłoby to podejście czarnowłosego względem dziewczyny. Z drugiej jednak strony widziałam, że łączy ich coś głębszego, ważnego i zarazem być może przerażającego. Snułam domysły, jednak z łatwością wywnioskowałam z ich rozmowy, że coś się wydarzyło. Vis maior – użył tych słów, a dziewczyna dobrze wiedziała co to takiego, wręcz obróciła to w obronę. Dla mnie mogło być to wszystkim, więc ostatecznie nie udało mi się nakreślić w głowie nic więcej.
Nawet podczas jazdy młoda niewiasta nie była obecna i błądziła gdzieś myślami. Facet był uzbrojony i bardzo pewny siebie. Arogancji i jednocześnie cyniczny. No i mnie znał, choć ja nie do końca wiedziałam skąd. Raczej nie wyglądał na pracodawcę Kenjiego, przecież chłopak się przed nim chował. A kiedyś wspominał, że jego pracodawca to obrzydliwy i gruby typ. Powiedziałabym nawet, że nasz porywacz to niezłe ciacho.
Podczas drogi irytował mnie fakt, że nie zwraca na nas ani grama uwagi. Nie był zwykłym porywaczem. W momencie, w którym zorientowałam się, że jest uzbrojony, jeszcze mocniej mnie zaciekawiło, gdzie jedziemy. Znaczyło to również, że nie jest głupi i z rozsądku się ubezpieczył, co na pewno z jego strony było mądrym posunięciem. Yra z początku nie załapała, o co mi chodzi, ale po chwili również była świadoma, w jakim położeniu jesteśmy, a przynajmniej liczyłam na to, że mnie zrozumiała.
Nagłe zatrzymanie spowodowało spięcie mięśni i zasianie niepokoju w umyśle.
- Drogie panie, jakieś ostatnie życzenia? – męski głos wyrażał pobłażliwość, a oczy zdradzały znudzenie.
- Poproszę herbatę i ciastko. – wymruczałam ironicznie i przewróciłam oczami.
Kątem oka widziałam, jak Yra wzdryga i się niecierpliwi. Nie było w niej strachu, raczej coś na wzór irytacji i zmęczenia całą tą sytuacją.
- Lepiej się nie wychylaj. – ostrzegł, wstając i wyciągając z kieszeni płaszcza dwie przepaski na oczy. Podszedł najpierw do towarzyszki, szepcąc jej coś na ucho i zasłonił oczy, po czym to samo zrobił mi. Ostatnią rzeczą, jaką widziałam to mocne, przenikliwe spojrzenie nieznajomego wiercące dziurę w mojej duszy. Następnie zapadła ciemność, a obca dłoń mocno chwyciła moje ramię, ciągnąc za sobą. Opór nic nie dał, bo już po chwili poczułam, jak uścisk się zacieśnia. Mrok przed oczami wyostrzył resztę zmysłów i już po chwili każdy krok głośno odbijał się echem w mojej głowie. Wkroczyliśmy do pomieszczenia, prawdopodobnie korytarza. Odgłos butów zdradzał, że idziemy po czymś twardym, ale odbijany od ścian dźwięk zaznaczał, że jest to ciasny i długi twór. Nos wyczuł dość przyjemny i jakby znajomy zapach, choć nie pozwolił na zidentyfikowanie. Nasz marsz trwał kilka dobrych minut, a zakończony został wprowadzeniem do kolejnego pokoju, co wywnioskowałam po dźwięku otwieranych, a następnie zamykanych drzwi.
Nagle stanęliśmy, a uścisk ustąpił. Słyszałam, jak waliło mi serce, a oddech próbuje pozostać niewzruszony. Następnie ciepłe palce zsunęły opaskę z oczu i uderzyła we mnie jasność. Kiedy przywykłam, dyskretnie obejrzałam pomieszczenie, w jakim się znajdowałam. Na środku, przede mną stało biurko z ciemnego drewna i mosiężnym wykończeniem. Na nim znajdowała się mała lampka i potężna księga, wyraźnie zdradzająca własną starość. Obok powoli paliło się kadzidło, wypełniając pomieszczenie przyjemnym zapachem. Zaraz po prawej stronie znajdował się regał, jednak całkowicie pusty. Zerknęłam na towarzyszkę, która wcale nie wyglądała na zszokowaną. Zmarszczyłam oczy, przenosząc wzrok na chłopaka z wcześniej, który zasiadł na skórzanym fotelu. Wyraz jego twarzy wyrażał powagę i powściągliwość, na co jedynie zmrużyłam oczy.
- ‘Eya, może masz jej coś do powiedzenia? – zapytał oschle, ale nie zrozumiałam, o co może mu chodzić. Ciszę przerywało tylko skwierczenie wypalanego aromatu. – Chyba nie chcesz, żebym zrobił to za Ciebie?
Zwrócił się do mnie, a na jego usta wkradł się cwany uśmiech. Przełknęłam ślinę i mocniej zacisnęłam zęby. Wciąż nie mogłam sobie przypomnieć, skąd może mnie znać.
- Nie mam pojęcia, o co Ci chodzi. – warknęłam, na co się zaśmiał.
Wyciągnął przed siebie rękę, a jego palce nerwowo uderzały o drewniany blat.
- Nie bądź taka sztywna. – przewrócił oczami. Powstał i zasiadł tym razem na krawędzi, będąc teraz bezpośrednio do nas skierowany.
- Czego od nas chcesz? – rzuciła gniewnie białowłosa, pierwszy raz od dłuższego czasu się odzywając.
- Znam zabójcę twojej ukochanej mamusi.
Zakończył wypowiedź cichym, ale pewnym siebie śmiechem. Nerwowo wzdrygnęłam, zagryzając mocno wargę. Nie znałyśmy się na tyle dobrze, abym mogła stwierdzić, jak się zachowa. Czułam rozerwanie między uczuciami a rozsądkiem.
- Porozmawiamy na osobności. – zwrócił się do niej, gdyż ta całkowicie zamilkła. – Twoja koleżanka ma coś do zrobienia.
Skrzypienie otwieranych drzwi poprzedziło mój upadek, a następnie założono mi na głowę worek i ponownie straciłam orientację. Wcześniej ktoś silnie wepchał w moje usta materiał i nie zdążyłam nic powiedzieć. Przeklinałam w myślach, będąc przekonana, że sprowadzi to tylko więcej kłopotów. Jedna decyzja, jedno spotkanie, a tyle wydarzeń za sobą poniosło. Dlaczego akurat ja musiałam ją spotkać i borykać się teraz z tyloma kłopotami?
Ktoś silny zaciągnął mnie do góry i postawił ponownie na nogach, mocno ciągnąc za sobą. Nie nadążam i musiałam niemal biec, aby dogonić oprawcę. Nie było to wcale łatwe z workiem i szmatą w ustach. Po chwili tej gonitwy ponownie spotkałam się z podłogą, brutalnie o nią uderzając. Syknęłam z bólu, mocniej wbijając zęby w materiał.
- Proszę, proszę. – piskliwy, kobiecy głos rozległ się zaraz obok mojego ucha. – Mówił o jakiś ograniczeniach?
Na jej odpowiedź padło ciche mruknięcie, którego nie zrozumiałam. W obecnej sytuacji mogłam jedynie liczyć na szczęście. Serce mimowolnie przyspieszyło, a oddech stał się niespokojny. Ogarniał mnie coraz większy strach, a umysł czuł uwięzienie.
Nagły dotyk na szyi wywołał u mnie nieprzyjemny dreszcz rozchodzący się po całym moim ciele. Zimne i chude palce przesunęły się do góry, powoli ściągając zasłonę z oczu. Kiedy pozbawiono się jej całkowicie, moje oczy zarejestrowały nową nieznaną osobę. Tym razem kobietę, bardzo drobną i niepozorną. Krótkie, ciemne włosy okalały twarz, na których spoczywały okulary i ukazywały żałosne odbicie mojej osoby. Uśmiech, który przyozdabiał jej buzię, wykrzywiał się w psychopatycznym wzorze, a ciemne ślepia ukazywały obłąkanie. W tle widziałam szklane naczynia i stoły, a pomieszczenie było niesamowicie jasne, wręcz drażniące. Próbowałam coś powiedzieć, jednak wyszło ze mnie jedynie bezsensowne bełkotanie. Niespodziewanie oberwałam w policzek z otwartej dłoni, a obraz znikł na ułamek sekundy.
- Zawadzasz. – rzuciła, po czym wstała i ruszyła do szklanego stolika. Zabrała z niego strzykawkę i ponownie przykucnęła, będąc niebezpiecznie blisko mnie. Z wielką satysfakcją zatopiła igłę, kłując przy tym już i tak obolałą szyję.
Natychmiastowo otępiło mi umysł, a senność zapanowała nad ciałem. Uderzył mnie ból serca, a dźwięki nagle były okrutnie drażniące. Zapach stęchlizny powodował odruch wymiotny, który próbowałam wytrzymać. Obraz stał się zamazany, choć widziałam w nim wchodzącą postać o czerwonych włosach i mocno gestykulującej. Widziałam pióra, mnóstwo piór. Kruczoczarne i niebezpieczne, a zarazem tak bardzo spokojne.

Poruszyłam niespokojnie ciałem, budząc się na zimnej ziemi. Trawa łaskotała mój policzek, więc ostrożnie uniosłam się na dłoniach. Wiatr mocno uderzył w oczy i zajęło mi chwilę, aby całkowicie je otworzyć. Ku mojej uldze miałam uwolnione kończyny, choć obolałe ciało wcale nie pozwalało na zbyt dużo. Znajdowałam się na łące, jednak niebo nade mną przybrało ciemnoszare barwy. Kiedy jednak ponownie zamknęłam oczy, znalazłam się w całkowicie innej scenerii. Tym razem zamiast przestrzeni ukazały się gołe, ciemne ściany i dość duża sala. Ostrożnie wstałam, a niepokój ponownie wzrósł. Zza pleców wyłonił się Russus z zadowoloną miną. Podszedł do mnie i złapał za podbródek, na co zareagowałam dość gwałtownie i odepchnęłam jego dłoń.
- Nic o niej nie wiesz, prawda? – zapytał łagodnie, a jego ton głosu dziwnie mną poruszył. Był teraz tak mocno znajomy, a wspomnienia nagle się pojawiły. Otworzyłam w zamarciu usta, czując jeszcze większy niepokój niż wcześniej.
- Russus… - szepnęłam.
Nasze drogi zeszły się w sierocińcu. To tam zaznałam po raz pierwszy głodu, cierpienia i zgorszenia. Utknęłam na dnie, nigdy już nie wracając na powierzchnię. To w tamtym miejscu zjawił się mężczyzna, odziany w bogato zdobione ubrania i z wyniosłym wyrazem twarzy. Przy jego boku kręcił się nastolatek z wymalowaną złością na twarzy, to właśnie był Russus. Czerwone włosy i znajomy zapach dałam radę odtworzyć nawet teraz. Potem zniknął, a mnie przekazano dalej. To tak trafiłam do Lorena, u którego ponownie czekała trudna droga. Pamięć ukazała jeszcze jedno spotkanie z czarnowłosym młodzieńcem, który przez pewien czas mi towarzyszył i zawsze dokuczał mi nazywając mnie 'Eya. Dlaczego tylko te wspomnienia gdzieś uciekły?
Zrobiłam krok ku niemu, wracając do szarości, która przekazywała ta rzeczywistość. Ten złapał mnie za rękę, ale jednocześnie obrócił do siebie plecami, zatrzymując usta przy moim uchu. Sam jego oddech powodował we mnie dreszcze i napięcie.
- O co tu chodzi? – zapytałam niecierpliwie, ale nie usłyszałam odpowiedzi.
Przede mną pojawiła się znienacka Yra, obojętnie ilustrując mnie wzrokiem. Zachowywała się co najmniej dziwnie. Powoli, jakby w zwolnionym tempie zbliżała się i ruszała niemo ustami. Potem wszystko działo się niesamowicie szybko. Białowłosa skoczyła ku mnie z morderczym wyrazem twarzy, a Russus momentalnie odsunął się na bok, więc cała siła dziewczyny spoczęła na mnie, przygwożdżając mnie do gruntu. Rozległ się płaczliwy ryk, a atakująca dostała szału. Słyszałam wyzwiska, jakie do mnie kieruje i czułam jej rosnącą siłę.
Dopiero kiedy usłyszałam krzyk wymawiający moje imię, wróciłam do rzeczywistości i skutecznie się oswobodziłam. Musiałam głośno łapać powietrze i cały czas się pilnować, bo ataki nie miały końca. Nie sądziłam, że dziewczyna tyle potrafi.
Nasze siły były wyrównane, ale przez ułamek sekundy przeciwniczka się odsłoniła i wykorzystałam jej słabość i uderzyłam na tyle mocno, że ta upadła. Jej włosy przysłoniły twarz, ale widziałam, że pokrywa się coraz większą ilością łez.
- Zabiłaś ją. – warknęła, a jej słowa nabrały uczuć.
Otworzyłam szerzej oczy, zaciskając mocniej pięści. Czyli jednak to zrobił.
- Porozmawiajmy… - zaproponowałam, choć raczej spodziewałam się tego, jak zareaguje.
Była szybsza niż wcześniej, w krótkiej chwili ponownie na mnie naparła, mocno uderzając. Targały mną emocje, bo choć w większej części jej nie znałam, było mi jej szkoda. Być może to zwykła litość i współczucie, ale również poczucie winy. Przeżyłam przecież to samo.
Nagle nasz pojedynek został przerwany, a do pomieszczenia wpadł znajomy blondyn. W ręku trzymał zakrwawione ostrze, a jego twarz zdradzała kłopoty. Yra wykorzystała moją nieuwagę i mocno oberwałam w twarz, tracąc równowagę. Stojąc nade mną, wpatrywała się głęboko w moje oczy. Zmarszczyłam czoło, łapiąc się na obolałe miejsce.
- Zabij mnie. I tak nic Ci to nie da. – rzuciłam obojętnie, śmiejąc się.
Rozległ się wtedy jeszcze głośniejszy ryk i warczenie, a zaraz potem byłam świadkiem przemiany dziewczyny. Stała się wilkiem, przerażającym i ogromnym. Czerwone ślepia, nie miały wyrazu, ale biły od nich negatywne emocje.
Nie potrafiłam zarejestrować żadnego ruchu, była nieludzko szybka. Potem zobaczyłam tylko, jak Yra skacze w moją stronę z wyciągniętymi kłami, jednak wbija się w Kenjiego, który głośno upada. Twarz miał zwróconą w moją stronę. Oblany własną krwią i martwy. Całe życie w jednej chwili się z niego ulotniło, pozostawiając jedynie puste naczynie. Nie mogłam już nic zrobić, zamarłam i po prostu się na niego patrzyłam. Zabiła go.
Gdzieś w oddali umysłu słyszałam, jak Russus ją zatrzymuje. Nikt mnie już nie zaatakował, ale ja również nie byłam zdolna do czegokolwiek. Czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Co my robimy i dlaczego tak naprawdę to się dzieje? Schowałam głowę we własne dłonie, pogrążając się we łzach.


Mgła spowiła mój umysł. Ktoś prowadził mnie przez korytarz, następnie zostawiając w małym pokoju. Ciągle widziałam wszystkie śmierci, te, które spowodowałam ja, ale i te, na które nie miałam żadnego wpływu. Ciało osłabło, niechętnie w ogóle wykonując jakiekolwiek ruchy. Usiadłam na kraju łóżka, wpatrując się głupio w ścianę.
- Chyba musisz jej wszystko wyjaśnić. – mruknął czarnowłosy, którego dostrzegłam kątem oka. Dosiadł się obok i głośno westchnął.
Potem przyszedł ktoś jeszcze. Widziałam z początku jedynie ciało, ale kiedy przykucnął na wysokość mojej głowy, mogłam dokładnie mu się przyjrzeć. Czerwone włosy, jasnoniebieskie oczy i strapiony wyraz twarzy mocno we mnie uderzyły.
- To ty byłeś wtedy w sierocińcu… - przełknęłam nerwowo ślinę, a mężczyzna przytaknął.
Wyglądał na starszego, ale jeszcze w pełni sił. Blizny na twarzy zdradzały doświadczenie życiowe, a strój był wyszukany, ale elegancki.
- Wykupiłem Cię. Nazywam się Edwin. Loren był jedynie moim pionkiem, a ty miałaś tu wrócić. Niestety plany się pokrzyżowały, a ja zostałem zdradzony. – przerwał na chwile. – To nie miało tak wyglądać.
Cmoknął i wstał, siadając na krześle obok. Milczałam, nie mając pojęcia co powiedzieć i jak mam zareagować. Wciąż pozostałam nieufna.
- Białowłosa to córka zdrajcy. Jest eksperymentem. – był wyraźnie niezadowolony. – Jesteś teraz w podziemiach, to dość dobrze zorganizowane miasto. Jestem przywódcą, a ty należysz do mnie. Co do Yra’i… Jeszcze nic Ci nie mogę zdradzić.
Czułam się jak śmieć, ktoś, kto i tak nie ma żadnego wpływu na swoje życie. Jego słowa przelatywały na mnie i wciąż na nic nie odpowiadały. Uczucia momentalnie się ulotniły i pozostała obojętność, wymieszana z wielkim poczuciem bezradności. Pozwoliłam oczom na płacz, usilnie starając się uporządkować myśli.
- A co z nią? Dlaczego Yra jest taka ważna? – zapytałam niechętnie.
- Musicie porozmawiać. – nic więcej nie dodał, wychodząc.

<Yra? :x >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz