środa, 25 listopada 2020

Od Soreya CD Mikleo

 Zmarszczyłem brwi, wpatrując się w mojego męża z niezrozumieniem. Skąd mu się to wzięło? Ostatnio troszkę mniej czasu sobie poświęcamy, w końcu on zajmował się Yukim, który koniecznie chciał nauczyć się czegoś więcej, a ja zajmowałem się całą resztą, w tym również Mikleo. Podobny koszmar, który miał wcześniej, przytrafił mu się jeszcze raz, ale poza tym wszystko było już w porządku. Czyli udało mu się z tym poradzić samemu, to bardzo dobrze, to znaczyło, że już powoli wszystko wracało do normalności. Przez ten czas starałem się, zapewnić Mikleo spokój, którego potrzebował do pełnego wyzdrowienia, starając się brać nieco dłuższe warty, by mój mąż pospał sobie dłużej. Przez to jedyne chwile, jakie mieliśmy dla siebie, to wieczory, kiedy chłopiec i zwierzaki spały. Niewiele, ale na pewno zauważyłbym, gdyby zaczęło mu odbijać. 
- Tańczyć? Dlaczego chcesz tańczyć? – spytałem, patrząc na niego z niezrozumieniem. Nie, żebym na to narzekał, uwielbiałem z nim spędzać czas, owszem, tańczyć z nim również… chociaż, gdyby tak się nad tym bardziej zastanowić, to jedynie raz udało mi się z nim zatańczyć, na balu wydawanym przez Alishę, kiedy to on był szczęśliwym, łaknącym uwagi człowiekiem, a ja pełniłem rolę jego anioła stróża, bardzo kiepskiego, jak się później okazało. 
- Nie zadawaj pytań, po prostu chodź – powiedział, lekko niecierpliwy i chwycił moją dłoń, pociągając mnie do góry. Wszystko ładnie, wszystko pięknie, tylko bez muzyki jakoś tak ciężko nam będzie ustalić wspólny rytm. 
- A co z muzyką? – spytałem, kładąc jedną ze swoich dłoni na jego biodrze, a drugą na jego ramieniu. Nadal byłem bardzo skonfundowany, nie wiedziałem, co się dzieje i co o tym wszystkim sądzić. Mikleo sam porwał mnie do tańca i chyba po raz pierwszy to on z naszej dwójki był stroną dominującą. Cóż, to nie było nic wielkiego, prowadził jedynie w tańcu, ale nie zmieniało to faktu, że to wszystko było dziwne. 
- Jest. Nie słyszysz jej? Wsłuchaj się uważnie – polecił mi, nie przerywając tańca. 
Nie chciałem sprawić mu przykrości, dlatego faktycznie się wsłuchałem, ale nie słyszałem niczego. Może poza szumem jeszcze ostałych na drzewach nielicznych drzewach, ale tego i tak nie można było nazwać muzyką. Chyba, że to z moim umysłem było coś nie tak… nie no, jak coś takiego mogło przypominać melodię?
- A co takiego mam usłyszeć? – spytałem niepewnie, trochę obawiając się o zdrowie psychiczne mojego męża. 
- Oj, głuptasku. Żaby, świerszcze, szum wody i liści. Trochę wyobraźni i powstanie z tego melodia – powiedział rozmarzony, a jego słowa bardzo, ale to bardzo mnie zaniepokoiły. Szumem liści można nazwać to, co słychać, owszem. Wodę… cóż, może faktycznie ją słyszał, bo w końcu jest Serafinem wody i jest z nią jakoś połączony, dobra. Ale żaby? I świerszcze? O tej porze roku? – Co ty robisz? – spytał niezadowolony, kiedy zatrzymałem się i położyłem dłoń na jego czole. Było ciepłe, może nie jakoś bardzo, ale to i tak sprawiło, że zacząłem się niepokoić. Ciało Mikleo zawsze było chłodne, chyba, że spał przy mnie i jego ciało zaczerpnęło nieco ciepła od mojego. Samo z siebie nigdy się nie nagrzewało. 
- Jesteś pewien, że czujesz się dobrze? – spytałem niepewnie, przyglądając mu się w uwagą. Nie licząc tych dwóch koszmarów, wszystko było dobrze. Wrócił mu spokój ducha, moce również, przecież ćwiczył z Yukim, może ostatnio trochę więcej spał, ale to moja zasługa… więc co się z nim dzieje? 
- Bardzo dobrze – burknął, pusząc policzki, ukazując tym samym swoje niezadowolenie. 
- Myślę, że powinieneś się położyć i odpocząć, Yuki cię troszeczkę wymęczył – poprosiłem go, głaszcząc po policzku, równie ciepłego co jego czoło, swoją drogą. 
- Nie jestem śpiący i czuję się świetnie, czemu zachowujesz się tak dziwnie? – spytał, lekko poddenerwowany. 
- Raczej to ty zachowujesz się dziwnie. Mówisz mi, ze słyszysz żaby, oraz świerszcze, a to nie jest normalne – przyznałem, zastanawiając się, jaka może być przyczyna tego zachowania. Może naprawdę jest zmęczony? Yuki nie dał mu chwili wytchnienia, odkąd odkrył, że mój mąż czuje się lepiej. Plus te wcześniejsze koszmary pewnie też mu dały w kość. 
- A co takiego jest w tym nienormalnego? – spytał, mocno zirytowany moimi słowami. 
- To, że lada chwila spadnie śnieg, więc żaby sobie smacznie śpią – wytłumaczyłem mu, patrząc jak wyraz jego twarzy zmienia się z zirytowanego na zaskoczony. 
- Ale ja naprawdę je słyszę – wyszeptał cicho, chociaż nie brzmiał bardzo pewnie. 
Zmartwiony jego stanem poprosiłem, aby się położył, co w po krótkiej namowie zrobił. Kiedy położył się na swoim posłaniu, opatuliłem go dokładnie kocem i usiadłem obok niego, ponieważ tego właśnie chciał. Ku mojemu zaskoczeniu, szybko zasnął, ale jego oddech był jakiś taki dziwny i ciężki. Naprawdę zacząłem się o niego martwić, to nie było normalne zachowanie. Przez całą noc czuwałem przy nim, monitorując jego stan, który wcale się nie polepszał. Miałem wrażenie, że jest z nim tylko gorzej. Powoli zacząłem tracić nadzieję na to, że te dziwne halucynacje wynikają ze zmęczenia, ale jak na razie odtrącałem te myśli. W końcu, nic jeszcze nie jest pewne. 
Mikleo ani razu się nie obudził, co z jednej strony mnie cieszyło, ale i również martwiło. Zwykle, kiedy przedłużałem swoją wartę, w końcu się budził i wypominał mi, że go nie obudziłem na czas. Musiałem nieco uspokoić Yuki’ego, który już z samego rana chciał trenować z Mikleo. Był zawiedziony tym, że mój mąż jeszcze spał, ale uszanował to i zostawił go w spokoju. Widząc jego smutek zaproponowałem mu, że może potrenować ze mną, ale Codi musi zostać tutaj, aby przypilnować Mikleo, na co chłopiec się zgodził. 
Kiedy wróciliśmy do mojego męża, ten nadal spał. Nigdy tak długo nie spał, nawet, jak wcześniej miał zarwaną nockę. Bardzo nie chciałem go budzić, ale musiałem. Zbliżało się południe, musieliśmy ruszać. Gdybyśmy utrzymali takie tempo, jak przez kilka poprzednich dni, na pewno dotarlibyśmy do zamku do końca tego tygodnia. Jeżeli jednak Mikleo będzie czuł się źle, na pewno zrobimy kilkudniowy postój, jego poczucie było dla mnie najważniejsze. 
- Hej, skarbie. I jak się czujesz? – uśmiechnąłem się do niego delikatnie, kiedy chłopak uniósł powieki. Wyglądał na wykończonego, chyba nawet gorzej ode mnie, a to ja nie spałem całą noc. Coś czułem, że będę musiał nad nimi czuwać przez parę dni. Czas na małą zmianę, do tej pory Mikleo zawsze się nami opiekował, kiedy ja byłem chory, teraz ja będę musiał przejąć te obowiązki. 

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz