A więc muszę czekać jeszcze dwa tygodnie na to, aby Miki założył to dla mnie. Albo trzy. Rany, nie chciałem tak długo czekać. Zdecydowanie muszę przyspieszyć ten proces, albo chociaż ogarnąć miejsce oraz czas tylko dla naszej dwójki. Nie sądziłem, że po kilku dniach, podczas których byłem małym dzieckiem, zacznę mieć na mojego aniołka tak wielką ochotę. Nie wiedziałem, czemu, ale po powrocie do swojej aktualnej oraz prawdziwej postaci, czułem się świetnie, wręcz najlepiej, gdyby tak wziąć pod uwagę ostatnie dwa lata.
No i jeszcze Mikleo, który mówi mi takie cudowne rzeczy. Znaczy, wcześniej też mi mówił podobne rzeczy, ale teraz brzmiały one jakoś tak… lepiej. A przynajmniej bardziej na mnie działały. A przynajmniej dopóty, dopóki nie nazywa mnie „uroczym brzdącem”. Przecież słowo „uroczy” w ogóle do mnie nie pasowało, nie pasuje i nie będzie pasować. Nawet jako dziecko nie byłem uroczy, byłem… po prostu dzieckiem. Nie byłem ani słodki, ani uroczy. Jeżeli już bardzo chciał dopasować do małego mnie, to pasowałby wkurzający. Sądząc po opowiadaniu mojego męża, byłem naprawdę straszny.
Pamiętałem, że jako dziecko nie byłem najgrzeczniejszy. Byłem bardzo żywiołowy, lubiłem robić starszym na złość, ale przecież zawsze słuchałem się Mikleo. Znaczy, nie zawsze, ale brałem jego zdanie pod uwagę. Nie wiem, dlaczego teraz moje małe ja postanowiło jemu robić na złość.
- Ależ jakie wygłupy, to są poważne sprawy – wymruczałem, przytulając Mikleo od tyłu i całując go w policzek. Wcale nie było mi mało, wręcz przeciwnie, im bardziej mój mąż się mną droczył, tym bardziej miałem na niego ochotę. To było wspaniałe i okropne uczucie jednocześnie. Wspaniałe, ponieważ takie droczenie tylko wzmagało mój apetyt, a okropne, gdyż nie mogłem zrobić nic więcej. Nie na oczach Yuki’ego.
- O rany, możecie już przestać? – burknął Yuki, pusząc uroczo policzki i krzyżując ręce na piersi. Westchnąłem cicho, zdejmując ręce z talii mojego aniołka. Tyle dobrego, że Mikleo pozwalał mi na takie drobne czułości, jak przytulanie czy niewinne pocałunki. Jeszcze dwa lata temu nie był taki chętny na takie rzeczy, pilnował się, aby Yuki nie widział niczego. A teraz? Teraz Mikleo niekiedy sam z siebie raczy mnie takimi drobnymi czułościami, nawet kiedy nasz chłopiec jest w pobliżu. A później, kiedy zwraca nam uwagę, chichoczemy jak małe dzieci.
Nim ruszyliśmy w dalszą drogę, próbowałem przekonać Mikleo do jazdy konnej. Może i był wyspany, a przynajmniej tak twierdził, ale przecież spał tak mało… zaledwie parę godzin w nocy, i troszeczkę teraz. Powinien wypoczywać więcej, zwłaszcza, że był na nogach ciągle przez dobre kilka dni. Ale teraz Mikleo skutecznie się przed tym wzbraniał twierdząc, że już wszystko jest z im w porządku. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko się z nim zgodzić, chociaż ja i tak wiedziałem swoje. Jutro go przymuszę, aby jechał, po tych katorgach, które przeżył mój mąż przez moje małe ja, musi jak najwięcej wypoczywać.
Późnym wieczorem zatrzymaliśmy się na odpoczynek. Mikleo musiał użyć swojej zdolności tarczy przez powoli nasilający się deszcz. Owszem, miałem namiot, jakoś musiałem dawać sobie radę przez te dwa lata, kiedy mojego męża z nami nie było, jedna ten namiot był zdecydowanie za mały dla trzech osób, ogromnego psa oraz kota. Już wcześniej ledwo mieściłem się z Yukim i zwierzakami, a co dopiero teraz. Zresztą, biedna klacz znowu by zmokła, a teraz ma również ma jakieś schronienie.
- Nareszcie – wyszeptałem, przytulając się od tyłu do mojego męża. Naburmuszony Yuki już zasnął, wtulając się w ciało Codi’ego, dając nam tym odrobinkę prywatności. – To na czym skoczyliśmy? – wymruczałem, delikatnie całując jego szyję.
- Wydaje mi się, że na głupotach – odparł zadowolony, odchylając swoją głowę i dając mi tym samym lepszy dostęp jego szyi.
- Więc uważasz, że to, co robię, to głupoty? – odparłem, oburzonym tonem, odsuwając się od niego. Oczywiście, nie byłem na niego obrażony, po prostu chciałem się z nim nieco podroczyć, ale to wszystko. Chwila droczenia się nigdy nikomu nie zaszkodziła.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz