Kiedy późnym rankiem otworzyłem oczy, ujrzałem granatową czuprynę, która wręcz prosiła się, aby ją pogłaskać. Taiki zasnął z głową na mojej klatce piersiowej, przytulony do mnie tak jak do dużego, pluszowego misia. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że miałem na sobie jego czarną koszulę, w której zawsze spałem, kiedy tylko u niego nocowałem. A więc w końcu udało mi się ją założyć? Nie za bardzo tego pamiętałem, wiem, że nim położyłem się do łóżka, poprosiłem o coś do przebrania. Pamiętałem również jego głupi komentarz, że jak dla niego mógłbym spać nawet bez ubrań. Chyba jednak musiałem go przekonać, aby mi ją dał, skoro mam ją na sobie. W takim razie, gdzie są moje ubrania? Rozejrzałem się po jego pokoi i zauważyłem swoje rzeczy na jego krześle, złożone w równiusieńką kosteczkę. Jestem pod wrażeniem samego siebie, do trzeźwego troszeczkę mi brakowało.
Westchnąłem cichutko i delikatnie zacząłem gładzić jego włosy, którym – podobnie jak moim – do ideału daleko brakowało. Ale i tak były cudowne, miłe w dotyku, i takie… inne, zupełnie różne od moich i chyba to mi się w nich najbardziej podobało. Czułem, że musiałem wstać, było nieco późno, ale nie chciałem budzić Taiki’ego. A przez pozycję, w której zasnął, wstanie bez budzenia go było niemożliwe. Dlatego tak siedziałem, gładząc jego włosy i rozmyślając nad wczorajszym dniem. Trochę wczoraj wypiłem, znacznie więcej niż początkowo zakładałem, ale czy można mnie winić? To, co podawał mi Taiki, było przepyszne, tak cudownie słodkie, czego tak bardzo brakowało mi w gorzkim piwie.
Pamiętałem również, że rozmawiałem wczoraj z chłopakami o kacu, jakiego doświadczyłem po ostatnim piciu z nimi. Szczerze, aż do wczoraj nie wiedziałem, że te stan trzeźwienia, kiedy jesteś te kilka godzin po alkoholu, właśnie tak nazywamy. I według ich to jest okropne uczucie, ale… ja nigdy nie czułem się jakoś specjalnie źle po alkoholu. Znaczy, nie mogę być ekspertem w tej sprawie, w końcu tylko dwa razy w życiu piłem. Z jednej strony po każdym takim razie, pomimo tego że całkiem sporo wypiłem, nie czułem się strasznie. Jedynie bardzo pić mi się chciało, ale to było wszystko. Cóż, na takie rzeczy nie mogłem narzekać.
Od razu przypomniałem sobie o jeszcze jednej rzeczy, a mianowicie o wczorajszej grze w butelce, a przynajmniej jej początku, po później obraz już troszeczkę się mi zamazuje. Siedziałem obok Taiki’ego, ale z mojej drugiej strony był… Marcus? Nie, nie, to było coś podobnego. Chyba Marko, tak, tak miał na imię tamten chłopak, który wcześniej „pomylił mnie z kimś”. Nie zachowywał się tak zuchwale, jak wcześniej, ale momentami czułem na swoim ciele jego przypadkowy dotyk, ale nie wydawało mi się , aby on był przypadkowy. Nic jednak nie mówiłem, zastygałem w bezruchu, zaciskałem zęby i wbijałem wzrok w jeden punkt czekając, jak wszystko znów wróci do normy. Nie wydaje mi się, aby ktokolwiek coś zauważył, ponieważ nikt nic nie powiedział. W sumie to może nawet i lepiej? Co prawda, ten dotyk nie podobał mi się ani trochę, ale skoro robił to przy wszystkich, to na pewno nie było to nic złego. Może to naprawdę był zwykły przypadek, a to, że czułem się niekomfortowo, to tylko moja wina. Pewnie coś sobie dopowiadam, jak to kiedyś powiedział Taiki, a on zawsze ma rację.
Słońce wzeszło troszeczkę wyżej, tym samym oświetlając cudowną twarz mojego chło… przyjaciela. I to w zupełności wystarczyło, aby go obudzić .Taiki jęknął przeciągle, jakby cierpiał niewiarygodne katusze, i odwrócił swoją twarz w stronę przeciwną do słońca. Od razu jego brwi zmarszczyły się, a usta wygięły w geście niezadowolenia.
- Jeszcze pięć minut – wymamrotał, wtulając twarz w koszulę, w której spałem, a która jakby nie patrzeć, należała do niego. Uśmiechnąłem się delikatnie i odgarnąłem pojedyncze kosmyki z jego czoła.
- Ale ja już muszę iść – wyszeptałem, nie ostrożnie przeczesując palcami jego włosy. – Miałem wrócić do domu rano.
- Jeszcze momencik, przecież jest ranek – bąknął niemrawo, przytulając się do mnie mocniej. Nie ma mowy, abym w jakikolwiek sposób się uwolnił z jego uścisku. Nie, żebym chciał, czy coś, ale musiałem. Mama na pewno nie będzie zadowolona, już nie jest, ale sama chciała, abym spał u Taiki’ego, by nie musieć późną porą wracać do domu. A to, że troszeczkę mi się zaspało, to już nie moja wina. Znaczy, moja, ale lepiej że jednak sobie pospałem i wypocząłem, teraz będę bardziej wydajniejszy.
- Tak właściwie, to niedługo południe – poprawiłem go, nieco rozbawiony jego strasznym stanem. A więc kac ma jeszcze taką postać? Mój biedny Taiki, pewnie teraz cierpi katusze. Cóż, przynajmniej jak ja już sobie stąd pójdę, będzie mógł bez problemu się jeszcze przespać, może to mu poprawi samopoczucie.
- Co? – uniósł głowę tak, by mógł na mnie spojrzeć, śmiesznie mrużąc oczy, dokładnie mi się przyglądając. Wyglądał na naprawdę wykończonego, aż było mi go żal. Już nie chciałem mu przypominać o wczorajszej obietnicy odnośnie mojej późniejszej nagrody, w końcu nie samym seksem człowiek żyje. Czy tam Kitsune. Zresztą, sama jego obecność z zupełności mi wystarcza. – Daj mi chwileczkę i cię puszczam – dodał, na powrót przymykając oczy i wtulając nos w zagłębienie mojej szyi. Było to trochę dziwne uczucie, w końcu do tej pory zawsze to ja wtulałem się w jego ciało, a dzisiaj było na odwrót. Nie miałem jednak na co narzekać, jak dla mnie było bardzo przyjemnie.
Cierpliwie czekałem, aż chłopak pozwoli mi wstać, co zajęło mu kilka długich minut. W końcu chłopak mnie puścił, kładąc się na materacu i nakrywając się kocem. Bardzo, ale to bardzo nie chciał wstać z łóżka. Nachyliłem się nad nim i ucałowałem go w policzek, nie przestając się szczerzyć. Byłem w wyjątkowo dobrym humorze, zawsze taki mam, kiedy tylko jest obok mnie.
Wstałem z łóżka i ruszyłem po swoje ubrania. Im szybciej wyjdę z domu chłopaka, tym szybciej ten będzie mógł wypocząć. Zacząłem odpinać guziki podarowanej mi koszuli, i wtedy poczułem na sobie wzrok Taiki’ego. Odwróciłem się w jego stronę, nie zaprzestając wcześniejszej czynności.
- Czy ja ci mówiłem, że wyglądasz przepięknie w tej koszuli? – powiedział, wtulony w swoją poduszkę.
- Tak, ale wcześniej nie byłeś pod wpływem – uśmiechnąłem się do niego czując, jak moje policzki pokrywają się brzydką czerwienią. Rany, czemu takie proste słowa powodują u mnie rumieńce?
- Jestem trzeźwy aż za bardzo – mruknął, nie spuszczając ze mnie wzroku. Takie patrzenie też było bardzo peszące. – Naprawdę nie boli cię głowa? Rany, skąd ty czerpiesz tyle energii – wymamrotał, kiedy pokręciłem przecząco głową. Chyba troszeczkę musiałem go zaskoczyć.
- Może to dzięki słońcu. Dobrze, ja już będę się zbierać – podszedłem do niego, chcąc się z nim pożegnać, nie chciałem, aby mnie odprowadzał. Znaczy, chciałem, byłoby mi bardzo miło, ale nie chciałem, aby Taiki ruszał się z łóżka, nie wydawał się być w najlepszej kondycji.
- Co? Nie, nie możesz, musisz zjeść śniadanie – w głębi duszy czułem, że w końcu pojawi się ten argument, ale i tak miałem nadzieję, że chłopak będzie na tyle zaspany, że o tym zapomni. Cóż, nadzieja matką głupich.
- Zjem w domu, ty wypoczywaj i się nie kłopocz – odparłem, posyłając mu delikatny uśmiech zauważając, że chce wstać, co było niepotrzebne. Pewnie Taiki już i tak ma mnie dosyć na ten moment, w końcu go obudziłem i tylko mu przeszkadzam, już wystarczająco go zdenerwowałem.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz