sobota, 28 listopada 2020

Od Soreya CD Mikleo

Uśmiechnąłem się smutno na widok wyciągającego ręce w moją stronę Mikleo, był to jednocześnie uroczy i smutny widok. Widziałem, że chyba się obwiniał za to, że tyle dni nad nimi czuwałem. Nawet czasem mi to sam mówił, ale nie byłem do końca pewny, czy to pamiętał. Wiele pytań, które mi zadawał, często się powtarzały, ale i do tego już się przyzwyczaiłem. Ten koszmar też był niepokojący, ale czy jest się czemu dziwić? Czuł się okropnie, wiem go, bo czasem o to go właśnie pytałem, a on mówił mi prawdę… a przynajmniej tak mi się wydawało. Mikleo miał dwa stany; albo był ledwo przytomny i mówił, że źle się czuje, albo już lepiej kontaktował z rzeczywistością i twierdził, że jest dobrze i może stać na warcie. Dzięki temu rozpoznawałem, kiedy jest z nim lepiej, a kiedy gorzej… chociaż, czy faktycznie można określić jego stan jako „polepszający się”? Nie byłem co do tego taki przekonany. 
Podszedłem do Mikleo i usiadłem pomiędzy nim, a Yukim. Mój mąż od razu wtulił się w moje ciało, oplótł mnie dłońmi w pasie, położył głowę na mojej klatce piersiowej i jedną z nóg wsunął w pomiędzy moje. To, co zobaczył w swoim koszmarze, naprawdę go przeraziło. Nie byłem zaskoczony, Mikleo nie mógł używać mocy, czuł się zagrożony, doskonale znałem to straszne uczucie. Położyłem jedną z dłoni na jego biodrze i oparłem policzek o jego głowę. Był już nieco chłodniejszy, owszem, ale nadal niepokojąco ciepły. Przynajmniej już mu gorączka spada, wcześniej, chłodne okłady, nawet często zmieniane, niewiele mu pomagały. 
- Jestem przy tobie, spokojnie – wyszeptałem cicho, całując go w czoło. Zauważyłem, że moje dłonie strasznie drżą. Może to przez kawę? Sporo jej ostatnio wypiłem. Musiałem, jeżeli chciałem być tak długo przytomny. Oczywiście, udawało mi się zdrzemnąć każdego dnia na jakąś godzinę, a w najlepszym przypadku dwie, ale to mi niewiele dawało. Czuwałem nad nimi całe cztery dni i nie zapowiada się, aby tak szybko im to minęło. Jeszcze trochę muszę wytrzymać. 
- Nie odejdziesz ode mnie? – spytał cichutko i trochę niewyraźnie, ale to może dlatego, że miał wtuloną twarz w moją kurtkę. 
- Oczywiście, że nie, będę tutaj tak długo, jak tylko mogę – odpowiedziałem, ściskając go odrobinkę mocniej. Podczas swojej choroby takiego pytania mi jeszcze nie zadał. Miałem nadzieję, że to się nie powtórzy. Czemu nadal wątpi w to, że go opuszczę? Robię coś nie tak i to powoduje u niego tę niepewność? Będę musiał z nim o tym porozmawiać, ale to zrobię, jak wyzdrowieje, teraz nie ma to najmniejszego sensu… chociaż, może ma? Powiedziałby mi prawdę, a nie kręcił, by nie sprawić mi przykrości, jak to często miało miejsce. Ale nie, to był głupi pomysł, nie chciałem go męczyć, już wystarczająco cierpi. 
Mój mąż w odpowiedzi coś wymamrotał, ale było to na tyle niewyraźne, więc nie wiedziałem, co powiedział. Zresztą, po paru chwilach oddech chłopaka stał się regularny, co świadczyło o tym, że znów zasnął. Nie podobało mi się to, że był taki ciężki, ale nic nie mogłem z tym zrobić. Bolałem mnie to, że w żaden sposób nie mogłem pomóc i jemu, i Yuki’emu. Mogłem tylko czekać, zmieniać okłady i pilnować, aby żaden helion się do nich nie zbliżył. 
Przymknąłem na moment oczy czując, że muszę troszeczkę odpocząć. Na razie wszystko było na tyle dobrze, że mogłem sobie na to pozwolić. Mikleo śpi wtulony we mnie, Yuki jest obok, zwierzaki są oporządzone, a w razie niebezpieczeństwa na pewno obudzi mnie Codi, a miecz jest na wyciągnięcie ręki. Długo mój odpoczynek nie trwał, ponieważ po chwili poczułem, jak ktoś szturcha moje lewe ramię. Od razu otworzyłem oczy i zerknąłem na obudzonego i osłabionego Yuki’ego. Z tej dwójki to właśnie dziecko wyglądało i czuło się lepiej, a przynajmniej tak mi się wydawało. 
- Co się stało? – spytałem łagodnie chłopca, wolną ręką gładząc go po policzku. I jemu gorączka spada, dobrze, może teraz już z czasem będzie im się polepszać? Miałem taką nadzieję. Może i mógłbym się nimi opiekować zawsze, ale zwyczajnie brakuje mi siły. Jestem beznadziejny, gdybym to ja był chory, Mikleo na pewno by nie narzekał. 
- Boli – wyszeptał, kładąc swoją drobną dłoń na klatce piersiowej. A więc moje przypuszczenia okazały się słuszne… nie wiem, czy powinienem się z tego cieszyć, czy nie. – I pić mi się chce – dodał po chwili smutnym głosem. 
- Zrobić ci coś ciepłego czy po prostu podać ci wodę? – spytałem, odgarniając kosmyki z jego czoła. 
- Poproszę wodę – powiedziało grzecznie dziecko, a ja spełniłem jego prośbę, podając mu bukłak z wodą, który również miałem przy sobie. Może powinienem też zaproponować Mikleo, aby się napił? Cóż, teraz już za późno. Jak wstanie, to od razu mu to zaproponuję, bo przecież nie przyzna się, że coś jest nie tak. Chyba, że dręczy go gorączka, wtedy mówi wszystko, co mu leży na sercu i jak źle się czuje. 
Chłopiec upił kilka łyków, a następnie wtulił się w moje ciało, podobnie jak jego mentor. Westchnąłem cicho, teraz kompletnie nie miałem jak się ruszyć. Znaczy, mogłem, ale to oznaczałoby, że musiałbym obudzić i jednego, i drugiego anioła, a oni muszą odpoczywać, aby wyzdrowieć. Przez parę minut jeszcze czuwałem, ale z czasem moje powieki zaczęły robić się coraz cięższe. Chyba jednak przeceniłem swoje możliwości. Nawet nie zarejestrowałem, kiedy zasnąłem. 
Obudził mnie dopiero Mikleo, który lekko odsunął się od mojego ciała. Czując ruch z jego strony od razu się obudziłem, rozglądając się uważnie dookoła. Był już ranek, za co zganiłem siebie w myślach. Nie powinienem spać tak długo, co, jeśli któremuś z moich aniołów by się pogorszyło? Przespałem twardo całą noc chyba po raz pierwszy od… cóż, od długiego czasu. Wcześniej przesypiałem jedynie jej część, bo później czuwał Mikleo, a przez ostatnie cztery dni spałem tyle, co nic. Mieliśmy szczęście, że nas nic nie zaatakowało, nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś stało się Mikleo albo Yuki’emu. 
- Hej, skarbie, jak się czujesz? – spytałem chłopaka, odwracając głowę w jego stronę. Mój mąż wyglądał na tak samo wykończonego jak przez ostatnie kilka dni. Może tylko był bardziej przytomny… czyli zaraz zacznie mówić, w jakim to nie jest dobrym stanie i że mogę iść spać, a on nas popilnuje. Już przez to parę razy przechodziłem. Położyłem mu dłoń na czole i zauważyłem, że jest znacznie chłodniejsze niż wczoraj wieczorem. 
- Czuję się dobrze – przyznał. Szczerze, nie spodziewałem się usłyszeć innej odpowiedzi. 
- Nie chce ci się pić? Nie boli cię nic? – dopytywałem, przypominając sobie wczorajsze skarżenia Yuki’ego. Cierpią na to samo, więc i Miki musiał czuć podobne objawy. I najpewniej je czuł, tylko nie chciał mi nic powiedzieć, a czemu to robił, nie wiem. Ukrywanie takich rzeczy nie pomoże ani mnie, ani jemu. 

<Mikleo? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz