czwartek, 5 listopada 2020

Od Mikleo CD Soreya

Z widocznym w oczach niedowierzaniem patrzyłem na to dziecko, nie rozumiejąc jego postępowania. Co on chce osiągnąć takim zachowaniem? Doskonale przecież wie, jak słaby jest jego organizm, a co jeśli zaśnie, gdy i ja zasnę? Narazi to nas na wielkie niebezpieczeństwo, naturalnie wiem, że Sorey chce za wszelką cenę mi pomóc, nie rozumiem tylko dlaczego w taki sposób? Jest dzieckiem, w tej chwili niewiele może dla mnie zrobić, mógłby po prostu zacząć się słuchać a wtedy na pewno i ja i on czulibyśmy się lepiej, Jestem zmęczony i naprawdę nie potrzebuję dodatkowych kłopotów, to miło z jego strony, że chce mi pomóc jednak nie w taki sposób, gdy przyjdzie czas i ja odetchnę odnajdę roślinę Sorey będzie znów sobą, a ja za dnia nadrobię stracony czas, który poświęciłem na opiekę nad dziećmi.
 - To nie jest dobry pomysł dzieci w twoim wieku śpią - Mówiłem to z troski nie ze złośliwości, tak wiem, czasem mu dokuczam, ale i on nie jest święty, tak jak ja lubi mi zajść za skórę irytując mnie na wszystkie możliwe sposoby, ciesząc się z tego powodu. Oj, ilekroć zostałem w coś zmieniony, miał czelność mi dogryzać, tym razem pałeczka się odwróciła, a ja nie widzę nic złego w drobnym droczeniu się, nawet jeśli tym razem to on jest bardziej zirytowany ode mnie.
- Mam dwadzieścia jeden lat nie jestem dzieckiem - Burknął, pusząc policzki, znów przypominając mi ile w tej chwili ma lat. Jego umysł wciąż walczy, obawiam się jednak, że już za niedługo jego pięcioletnie ja obudzi się, a wtedy naprawdę będę miał problemy, aby zająć się i nim i Yukim.
- Masz pięć lat może sześć, twój mózg wciąż walczy, ciało jednak nie wytrzyma, ty już jesteś zmęczony, a co będzie dalej? Idź spać, ja się wami zajmę, nic mi przecież nie będzie, jestem aniołem pamiętasz? Kilka nieprzespanych nocy nie zaszkodzi mi - Poczochrałem jego włosy czym naprawdę go zirytowałem, wyglądał tak uroczo, gdy się na mnie gniewał, można by go schrupać. Rany o czym ja myślę? To przecież mój mąż nie moje dziecko. Nie mogę przecież o tym zapomnieć.
- Zemszczę się, gdy znów będę sobą - Ostrzegł, a ja wiedziałem, że nie żartuje. W swojej starszej wersji jest silniejszy, ale nie sprytniejszy mam jeszcze trochę czasu, aby później jakoś mu się podlizać, teraz jednak trzeba korzystać, puki jest mały i zdecydowanie słabszy ode mnie. 
- Wiem, wiem a zemsta będzie sroga - Cicho zaśmiałem się, przecierając oczy, które faktycznie byłby trochę bardziej zmęczone niż dotychczas podejrzewałem. Sorey spojrzał na mnie ze zmartwieniem i złością w oczach, nie ukrywając żadnych emocji, które tak ślicznie wyglądały na jego dziecięcej twarzyczce. Kiedy to było? Czasy dzieciństwa czasem za nimi tęsknię, wtedy naszym jedynym problemem było to który pierwszy przeczyta książkę lub znajdzie w ruinach coś interesującego. - Dobrze, więc jeśli poczujesz zmęczenie od razu mnie obudz - Poddałem się, Sorey zawsze potrafił być uparty i choć zdarzało mi się być z nim konkurować i tak zawsze wygrywał mój charakter to nic w porównaniu z jego siłą, z którą i tak nie miałem szans.
- Dobrze - Kiwnął główką zadowolony z możliwości pilnowania nas te kilka godzin w nocy nim nadejdzie pora na mnie. Nie chciałem się z nim kłócić, więc wyszło na jego, niech już mu będzie, nie jestem taki okropny, za jakiego mnie czasem w myślach ma.

***
 Sorey obudził mnie po kilku godzinach, nie mogąc już wytrzymać ze zmęczenia i tak długo wytrzymał cztery godziny, jak na dziecko to sporo a ja mogłem odpocząć, zabierając siły, których potrzebowałem teraz naprawdę dużo.
Chłopiec zasnął na moich kolanach a ja w ciszy i spokoju próbowałem nas przed zagrożeniem aż do samego ranka.

Rano, gdy słońce wstało Yuki zaczął rozróżniać budząc Soreya, który mimo niezbyt długiego czasu snu był pełen energii. Dzieci i zacznij za nimi nadążyć.
Wzdychając cicho, wstałem z ziemi, zabierając się do pracy standardowo śniadanie wszystko to, co wyciągałem z torby męża, a nawet więcej. Dziś coś tak mnie natchnęło, aby przejrzeć torbę Soreya i to, co tam zobaczyłem, przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
- Sorey - Zawołałem bawiące się chłopca do siebie, z tego, co zauważyłem, jego umysł wciąż był sprawny, miałem więc okazję, aby z nim porozmawiać.
- Tak? - Gdy podszedł, zrobiło mi się dziwnie głupio, umysł dorosłego człowieka, męża, z którym nie jedno robiłem a ciało chłopca, który patrzy na ciebie z tak słodkim wyrazem twarzy.
- Czy masz mi coś do powiedzenia? - Spytałem, pokazując mu, kazałem sukienki, nie chciałem nie machać w te i na zat w końcu Yuki nie musiał wiedzieć co i po co to jest.
- To jest prezent dla ciebie - I właśnie wybuchnąłem, zaczynając się śmiać, gdy mówi to dziecko, brzmi to naprawdę bardzo zabawnie.
- Co cię tak bawi? - Oburzony zacisną piąstki, nic nie rozumiejąc.
- Przepraszam, nie ważne, nie przejmuj się, do tego wrócimy, gdy będziesz sobą - Spakowałem ubranie wiedząc, że głupim pomysłem było rozbawienia o tym z nim w tej chwili. - Zrobiłem już śniadanie, jedzcie, a ja przygotuje nas do drogi. Chcę jak najszybciej dostać się do lasu - To ostatnie zdanie powiedziałem bardzo cicho, mając nadzieję, że tego nie usłyszał.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz