Nie poznawałem Taiki’ego. Po raz pierwszy widziałem go tak bardzo przepełnionego smutkiem oraz gniewem jednocześnie... I jeszcze ten ton, jakim się do mnie zwrócił, i jakich słów użył. Jakby mi groził. Rozumiałem jego ból i cały ten żal, ale to nadal był mój tata. Może nie był święty, miał wiele wad, nie traktował mnie najlepiej, ale to na pewno było na to jakieś wytłumaczenie. Poza tym… to nadal była moja rodzina. Nie powinienem mu na to pozwolić, musiałem mu w tym przeszkodzić… ale z drugiej strony czułem, że mój tata jest zły, że miał więcej krwi na rękach, niż oboje, ja i Taiki, podejrzewamy. Zasługiwał na karę za te wszystkie złe uczynki, w to nie wątpiłem… ale gdyby nie ja, nic by się takiego nie wydarzyło. Rodzice Taiki’ego by żyli, o byłby szczęśliwy, moja mama również, wszystko psułem swoim istnieniem. Gdyby mnie tutaj nie było, albo gdybym urodził się normalny, z dziewięcioma ogonami, wszystko byłoby dobrze.
- To nie jego wina, tylko moja. Gdybym urodził się normlany i zdrowy, twoi rodzice nadal by żyli, przepraszam – powiedziałem cicho, spuszczając wzrok i czując, jak do kącików moich oczu wzbierają się łzy. Zaraz jednak poczułem, jak chłopak chwyta delikatnie mój podbródek i unosi go tak, abym mógł na niego spojrzeć. Otarłem szybko oczy nie chcąc, aby zauważył łzy. Byłem słaby, zdawałem sobie z tego sprawę, ale nie chciałem, aby chłopak mnie za takiego brał. Albo żeby mnie żałował.
- Czy ty w ogóle siebie słyszysz? Nie ma w tym żadnej twojej winy, nie zrobiłeś niczego złego. Nikt nie ma wpływu na to, jaki się urodzi. A to, że masz jeden ogon mniej nie oznacza, że jesteś gorszy. Jesteś wspaniały i nigdy nie powinieneś o sobie myśleć inaczej – wyszeptał, całując delikatnie mój kącik ust. – Twój ojciec zdecydował wybrać taką ścieżkę. Jest potworem i dobrze o tym wiesz. Skrzywdził ciebie, twoją mamę oraz moją rodzinę. Zasługuje na śmierć.
- Nikt nie zasługuje na śmierć – powiedziałem cicho z mocno bijącym sercem, mając mętlik w głowie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że on nie mówi tego w złości, a naprawdę chce zrobić coś mojemu tacie. Co, jeżeli i jemu stanie się coś złego? Mama prosiła mnie, aby zerwał z nim kontakt dla jego własnego bezpieczeństwa. Nie chciałbym, aby był kolejnym, który zginął z mojej winy. – Zabijając go staniesz się takim samym potworem, za jakiego go masz.
- Więc uważasz, że to, co zrobił, ma mu ujść płazem? – warknął, odsuwając się ode mnie. Szczerze przerażony skuliłem się i położyłem uszy, patrząc na niego ze strachem. Po raz pierwszy widziałem go tak agresywnego i wybuchowego. – Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć – dodał szybko cicho wzdychając i zaczynając nerwowo zaciskać dłonie w pięści. – Więc nie jesteś ze mną?
- To nie tak – wyszeptałem, nie wiedząc już, jak się zachować, by przypadkiem go nie zdenerwować. – Morderstwo nie jest dobrym wyjściem.
Taiki nic nie odpowiedział, a jedynie utkwił wzrok w podłożu, jakby złożony niemocą. Bolał mnie jego widok, był taki bezradny i pełen bólu. Chciałbym mu pomóc, a nie mogłem zrobić nic w tym kierunku. W dodatku moje wyrzuty sumienia potęgował fakt, że to z mojej winy tak się czuł, bo to ja jestem powodem tego wszystkiego. Niepewnie i ostrożnie przybliżyłem się do niego, obserwując go uważnie, czekając na jakiś znak z jego strony, że miałem się do niego nie zbliżać, ale tak się nie stało. Oplotłem go więc dłońmi w pasie i przytuliłem się do jego pleców, a wszystko to robiłem z ostrożnością i delikatnością. Zaraz jednak poczułem, jak chłopak kładzie dłonie na tych należących do moich, jakby w przyzwalającym geście.
- Proszę, nie rób niczego głupiego. Nie chcę, aby coś ci się stało z mojej winy – wyszeptałem cichutko, wtulając twarz w jego ciało i ciesząc się z tej bliskości, na którą mi pozwolił. Bardzo mi jej brakowało, zwłaszcza, że ostatnio nie było ku temu okazji. Najpierw parę dni się nie widzieliśmy, wczoraj była rocznica śmierci jego rodziców, a dzisiaj dowiedział się, że właśnie przeze mnie oni nie żyją. Chyba nawet nie miałem prawda go pocieszać.
<Taiki? c’:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz