piątek, 6 listopada 2020

Od Shōyō CD Taiki

 Poczułem się bardzo głupio. Z początku myślałem, że jest taki cichy, ponieważ jest na mnie zły. Nie wiedziałem, za co dokładnie miałby taki być, ale powodów mogłem znaleźć mnóstwo, chociażby to, że tak długo się nie odzywałem. Naprawdę minęło sporo czasu, odkąd widziałem go ostatni raz, a najgorsze w tym wszystkim było to, że niewiele mi to dało. Nie dowiedziałem się za dużo, i nie za bardzo wiedziałem, jak miałem mu to przekazać. 
Położyłem swoje uszy i skuliłem się, nie za bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Miałem wrażenie, że nie powinno mnie tu być. Taiki pewnie w tej chwili wolałby być sam, a przynajmniej na to wskazywała jego postawa. Jak musiał się czuć? Stracił rodzinę w tak młodym wieku, jestem przekonany, że miał z nią o wiele lepszy kontakt niż ja ze swoją. 
- Przepraszam – powiedziałem cicho, utkwiwszy wzrok w napisach wyrytych w kamieniu. Yamamoto… a więc tak Taiki miał na nazwisko. Głupio przyznać, ale nie wiedziałem tego, nigdy go o to nie pytałem. Nie odczuwałem takiej potrzeby, a i on zresztą nie pytał o moje. Poza tym, to nazwisko wydawało mi się dziwnie znajome, tylko… gdzie ja to mogłem słyszeć? A może tylko to mi się wydawało? 
Tylko, czemu nagrobki były tylko dwa? Z wypowiedzi Taiki’ego wynikało, że jego brat również nie żyje. Szczerze, nawet nie wiedziałem, że miał brata, nigdy mi o nim nie wspominał. Czy mogłem go jednak za to winić? Pewnie wspomnienia nie należą do najprzyjemniejszych. To uświadomiło mi, jak jeszcze wiele o nim nie wiedziałem. 
– Chcesz, abym sobie stąd poszedł? – spytałem, zerkając na klęczącego przed nagrobkami chłopaka. 
- Nie, możesz zostać, nie przeszkadza mi twoja obecność – odparł, a ja pokiwałem głową, czego zauważyć nie mógł. 
Czując, że Taiki wolałby zachować ciszę, nie odzywałem się. Miałem wrażenie, że nie byłem tutaj mile widziany, a chłopak powiedział tak, by nie sprawić mi przykrości. To był osobisty moment, czułem to, naprawdę nie powinno mnie tu być. Gdybym zjawił wczoraj, albo dzisiaj… z drugiej strony, skąd mogłem wiedzieć? Muszę zapamiętać na przyszłość, by już więcej nie przeszkadzać Taiki’emu w tak ważnym dla niego dniu. Powinienem dać mu spokój. Co ja tutaj w ogóle robię? Powinienem zostawić go samego, nawet jeśli powiedział mi, że mu nie przeszkadzam. W jakiś sposób na pewno muszę mu przeszkadzać. 
Drgnąłem, szykując się do wyjścia, ale nagle Taiki wstał z klęczek. Spojrzałem na niego zaskoczony i lekko przestraszony. Przeszkodziłem mu? Zrobiłem coś nie tak, i teraz na pewno jest na mnie zły. Ku mojemu zaskoczeniu, chłopak pogładził moje włosy, mając na twarzy delikatny uśmiech. Czyli wcale go nie zezłościłem…? 
- Chodźmy porozmawiać, chyba miałeś mi coś do powiedzenia – powiedział łagodnie, ściągając dłoń z mojej głowy. 
- Wiesz, rozumiem, że pewnie w tym dniu chcesz pobyć trochę sam, i mógłbym sobie pójść, przyszedłbym jutro, albo pojutrze… - zacząłem, ale chłopak szybko mnie uciszył, kładąc mi dłoń na ustach. 
- Przecież mówiłem ci, że nie musisz stąd iść, cieszę się z twojej obecności, głuptasie – powiedział z troską w głosie. – A teraz chodźmy już, chciałbym porozmawiać, ale nie tutaj. 
Pokiwałem głową, mimo jego słów nadal czując się niepewnie i mając wrażenie,, że Taiki czułby się lepiej sam. Ruszyłem niepewnie za chłopakiem, który zaprowadził mnie nad jezioro, to samo, w którym uczył mnie pływać, kiedy temperatura była jeszcze w miarę akceptowalna dla mojego ciała. Chłopak usiadł na chłodnym kamieniu i w zamyśleniu wpatrywał się w spokojną taflę wody. Dziwnie było go widzieć tak cichego, zamyślonego i jeszcze tak mało uśmiechniętego. Zawsze był wesoły i ciągle mówił, a jego głos sprawiał, że i moje usta unosiły się w delikatnym uśmiechu. Rozumiałem, dlaczego był taki cichy, ale to i tak było dziwne. Minie trochę czasu, zanim przyzwyczaję się do spokojnego Taiki’ego. 
Usiadłem obok niego, na chłodnej ziemi, wpatrując się w niego ze zmartwieniem oraz wyczekiwaniem jednocześnie. Nie chciałem przerywać panującej między nami ciszy, już i tak mu wystarczająco dzisiaj przeszkodziłem, nie chciałem przeszkadzać mu jeszcze bardziej. 
- I jak, dowiedziałeś się czegoś? – spytał nagle Taiki, nagle na mnie spoglądając. Zaskoczony wpatrywałem się w niego przez kilka chwil z niezrozumieniem, zastanawiając się, o co mu chodziło.
- Och! Tak, znaczy… nie, znaczy, niewiele, przepraszam – powiedziałem cicho, spuszczając wzrok. 
- Hej, nie przepraszaj, jestem pewien, że nic nie poszło na marne – odparł łagodnie, a kiedy podniosłem głowę zauważyłem na jego twarzy lekki uśmiech. Chyba chciał mnie w te sposób pocieszyć. – Więc czego się dowiedziałeś?
- Oprócz tego że jesteś niebezpieczny i jesteś w stanie zrobić mi krzywdę, niewiele więcej. Wydaje mi się, że jej niechęć do ciebie nie wzięła się  z powodu twojej rasy – drugie zdanie powiedziałem nieco ciszej, czując się naprawdę głupio. Czemu muszę mu to mówić akurat w rocznicę śmierci ich rodziców? – Kiedy się zapytałem o to, skąd wiedziała, że jesteś „zły”, odparła, że genów nie da się oszukać, i że pochodzisz ze zdradzieckiej rodziny – mówiąc to, czułem się, jakbym go obrażał. Wpatrywałem się w niego niepewnie, czekając na jego odpowiedź, albo skarcenie, bo przecież jakby nie patrzeć, nie dowiedziałem się wiele. Nie poznałem głównego powodu nienawiści mojej cioci, na pewno go zawiodłem.

<Taiki? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz