To wszystko było naprawdę skomplikowane i cholernie trudne co miałem teraz zrobić? Byłem w kropce i to właśnie chyba to najbardziej mnie denerwowało.
Zagubiony cicho westchnąłem, kilka chwil wpatrując się w twarz chłopaka, zmuszając się do ciepłego uśmiechu, który miał go uspokoić. Nie chciałem, aby jeszcze on się o mnie martwił, to nie miało sensu, nie zrobił nic, z powodu czego powinien czuć się źle lub mi współczuć nie jestem małym dzieckiem, jakoś sobie z tym poradzę. Nie wiem, tylko jak dużo czasu mi to zajmie. To wszystko było dla mnie straszne, tak nagle dowiaduje się, że mordercą moich rodziców jest ojciec mojego przyjaciela. Podejrzewam też, jak w takiej sytuacji on może się czuć, być synem mordercy naprawdę mu współczuje, nie potrafię jednak tak łatwo odpuścić.
- Do zobaczenia - Szepnąłem, odchodząc. Nawet nie odpowiadając na jego słowa, byłem mu wdzięczny, że mimo wszystko chce zaczekać, nie mogłem jednak nic mu obiecać, nie byłem pewien, co będzie dalej, co zrobię, jaką z dróg wybiorę, nie chcę go krzywdzić, a jednocześnie nie chcę do niczego zmuszać, ta sytuacja jest trudna i dla mnie i dla niego doskonale o tym wie i dlatego niczego nie oczekuje od niego.
Zagubiony cicho westchnąłem, kilka chwil wpatrując się w twarz chłopaka, zmuszając się do ciepłego uśmiechu, który miał go uspokoić. Nie chciałem, aby jeszcze on się o mnie martwił, to nie miało sensu, nie zrobił nic, z powodu czego powinien czuć się źle lub mi współczuć nie jestem małym dzieckiem, jakoś sobie z tym poradzę. Nie wiem, tylko jak dużo czasu mi to zajmie. To wszystko było dla mnie straszne, tak nagle dowiaduje się, że mordercą moich rodziców jest ojciec mojego przyjaciela. Podejrzewam też, jak w takiej sytuacji on może się czuć, być synem mordercy naprawdę mu współczuje, nie potrafię jednak tak łatwo odpuścić.
- Do zobaczenia - Szepnąłem, odchodząc. Nawet nie odpowiadając na jego słowa, byłem mu wdzięczny, że mimo wszystko chce zaczekać, nie mogłem jednak nic mu obiecać, nie byłem pewien, co będzie dalej, co zrobię, jaką z dróg wybiorę, nie chcę go krzywdzić, a jednocześnie nie chcę do niczego zmuszać, ta sytuacja jest trudna i dla mnie i dla niego doskonale o tym wie i dlatego niczego nie oczekuje od niego.
Minęło wiele dni, nim wszystko poukładałem sobie w głowie. Ciężko było mi pogodzić się z tym wszystkim, a jeszcze ciężej było mi wmówić sobie, że zemsta nie ma sensu. Zbyt długo myślałem, że ma i pewnie, gdybym spotkał tego człowieka na drodze, nie powstrzymałbym się przed zaatakowaniem go. W końcu nic nie tracę tak przynajmniej wmawiałem sobie na samym początku dopiero później zacząłem myśleć na słowami Karotki. Jeśli coś pójdzie nie tak, stracę ciocię, a ona beze mnie sobie nie poradzi. Nie ma nikogo wszyscy ci, których kochała. Zginęli, pozostałem jej tylko ja i to dla niej powinienem żyć i nie pakować się w bagna. Rozmowa z nią też bardzo mi pomogła, gdyby nie ona w domu chyba bym zwariował, wytłumaczyłem jednak cioci, że bez względu na to, co zrobił ojciec karotki, ja nie chcę go tracić, jest kimś dla mnie ważnym i niestety będzie musiała to zaakceptować, a jeśli jednak nie uda jej się, to straci jedyną osobę, którą tak kocha, bo ja zawsze pójdę za głosem serca. Nie mając wyboru zrozumiała i zaakceptowała. Choć wiem, że nie było to dla niej wcale takie proste, ponadto obiecała, że będzie go traktować jak dawniej miałem tylko pilnować, aby jego ojciec niczego się o nas nie dowiedział i to przysiąc jej mogłem.
- Wychodzisz? - Spytała, gdy zobaczyła zakładaną przeze mnie kurtkę, kiwnąłem na to pytanie twierdząco głową, nie używając słów do udzielenia odpowiedzi, nie było to w końcu konieczne i bez nich zrozumiała moją niemą odpowiedź.
- Do niego? - Następne pytanie ani trochę mnie nie zaskoczyło, odkąd powiedziałem jej, że chcę utrzymać dobre kontakty z Karotką za każdym razem, gdy wychodziłem, zadawała to samo pytanie, „Idziesz do niego?” Zawsze jednak odpowiedź była ta sama „Nie, nie idę” Dziś jednak to wszystko miało się zmienić, chciałem się spotkać z chłopakiem i nawet nie miałem zamiaru tego ukrywać. Jego lisica często mnie odwiedzała, co pozwalało mi mieć z nim jakikolwiek kontakt. Martwił się a dzięki listom, które nosiła Vivi oboje wiedzieliśmy co dzieje się u tej drugiej osoby.
- Tak idę do niego - Przyznałem, wkładając buty, już kilka dni temu napisałem w liście, aby spotkać się dziś nad jeziorem. Nie mogę cały czas uciekać, trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, ja spojrzałem i pogodziłem się z tym, co stało się z moimi rodzicami przynajmniej w tej chwili.
- Jesteś pewien, że tego chcesz? - Ciocia wciąż martwiąc się, chciała być pewna czy już się z tym wszystkim pogodziłem i czy nie zrobię niczego głupiego, co może komuś zaszkodzić, jak niewiele wiary we mnie ma, to fakt jestem wybuchowy, nie zrobię jednak nikomu krzywdy, nie róbmy ze mnie potwora. Byłbym nim gdybym zabił człowieka i choć bardzo tego chcę, staram się, aby nigdy do tego nie doszło.
- Tak, jestem tego pewien do zobaczenia - Pożegnałem się z ciocią wychodząc z domu na spotkanie z chłopakiem, za którym naprawdę tęskniłem.
Uświadomiłem sobie to jeszcze bardziej, gdy wreszcie go zobaczyłem, te marchewkowe włosy i śliczne oczy uwielbiałem na niego patrzeć tak strasznie mi wstyd, że kazałem mu czekać na siebie.
- Dobrze cię znów zobaczyć - Przyznałem, mocno przytulając go do siebie, mieliśmy do pogadania to fakt, tym jednak zajmiemy się za chwilę, potrzebowałem go bardziej, niż mogłem sobie wyobrazić, te wszystkie jednorazowe zabawy nie dawały mi tego, co poczułem, gdy spotkałem go istotę bez której nie mogłem żyć. - Jak się masz? Wyglądasz nie najlepiej, nadal tak mało jesz? - Zacząłem zadawać pytania, czy uważnie mu się przyjrzałem, trochę się o niego martwiąc, moje biedactwo kilka, dobrze kilkanaście dni go nie widzę, a on już wygląda fatalnie, nie dba o siebie coś ten mój głupiutki lisek, chyba trzeba coś z tym zrobić, może powinna spotkać go za to kara? Nad tym też muszę się zastanowić.
<Lisku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz