Nie rozumiałem, czemu Mikleo kazał mi wypić ten dziwny napój. I w czym on miał mi pomóc? Był obrzydliwy, powodował, że chciało mi się wymiotować, oraz byłem niemalże pewien, że zawierał moją krew. Czemu miałbym pić swoją krew? Tak robią wampiry. Albo nawet i nie, przecież wampiry piją krew innych, nie swoją własną. Ale jeżeli dzięki temu będę jutro mógł bawić się ile tylko zechcę, jestem w stanie się poświęcić.
Położyłem głowę na kolanach Mikleo wierząc, że to powstrzyma go od ponownego zniknięcia. Jeśli tylko się poruszy, ja zaraz się obudzę i go powstrzymam. Nie zamierzałem go nigdzie puszczać, a zwłaszcza do tego strasznego lasu z tymi okropnymi potworami. Co on tam w ogóle robił? Jak dobrze, że udało mi się go znaleźć i przyprowadzić tutaj, beze mnie na pewno nie dałby rady.
Nim zasnąłem poczułem, jak Mikleo przykrywa mnie kocem, za co byłem bardzo mu wdzięczny. W tym lesie bardzo zmarzłem, ale myślę, że było warto, skoro udało mi się go znaleźć.
***
Obudziłem się wczesnym rankiem, czując nieprzyjemne zimno na całym ciele. Uniosłem powieki i od razu uśmiechnąłem się na widok śpiącego Mikleo. Uniosłem dłoń, aby pogłaskać jego policzek, ale w tej samej chwili zauważyłem coś jeszcze. Moja dłoń była… normalna. W sensie, nie dziecięca, a normalna, duża, jak u dorosłego człowieka. Zauważywszy to od razu podniosłem się do siadu, przyglądając się swojemu ciału. Boże najdroższy, wróciłem. Ale… chyba umknęło mi parę dni. Na pewno umknęło mi parę dni, w ogóle nie kojarzyłem tej okolicy.
Opatuliłem się bardziej kocem, bo tak jakby poprzednie ubranka były na mnie za małe… o wiele za małe. Znaczy, te ubranka były już podarte i jedyne, do czego się nadawały, to do wyrzucenia. Musiałem się przebrać, to najpierw, a później cała reszta.
Jak dobrze było wrócić do swojego ciała, ubrać swoje ubrania i móc patrzeć na świat z wyższej perspektywy. Będąc już ubrany westchnąłem cicho i spojrzałem na mojego męża, uśmiechając się łagodnie. Chciałem go obudzić, przekazać mu tę wspaniałą nowinę, ale wyglądał na naprawdę padniętego. Tylko czemu? Bardzo dałem mu w kość? Nie pamiętałem wszystkiego, ostatnie co zapadło mi w pamięć, to rozmowa z Mikleo o roślinie, która miała mi pomóc w powrocie do dorosłej postaci i o tym, że się z nim nie zgadzałem. Poszedł w końcu po tę roślinę? Chyba tak, sądząc po tym, jak blisko znajdowaliśmy się owianego złą aurą lasu. To na pewno był ten zakazany las. Kiedy się obudzi, muszę z nim o tym porozmawiać, przecież mówiłem mu, aby tam nie szedł, czemu mnie nie słuchał? Nigdy mnie nie słucha, miło mi by było, gdyby choć raz postąpił tak, jak go poprosiłem.
Przykryłem Mikleo kocem i postanowiłem przez resztę nocy trzymać wartę. Mikleo chyba musiał być bardzo zmęczony i zasnąć, ponieważ nie widziałem żadnej bariery. No nic, zdarza się, przyda mu się dużo snu, wyglądał na naprawdę padniętego.
Oparłem się o chłodny głaz i wziąłem na kolana niezadowolonego kocura, który drzemał sobie przy ognisku. Chciałem go trochę pogłaskać, odczuwałem nieodpartą ochotę przytulenia się do niego i wsłuchanie się w jego cudowne mruczenie. Nie wiem, skąd mi się to wzięło, rzadko miałem takie potrzeby… o boże, mam nadzieję, że nic mi z dziecka nie zostało, tylko tego by mi jeszcze brakowało.
Pierwszy obudził się Yuki i wcale nie wydawał się zadowolony z tego, że stałem się znów dorosłym. Twierdził, że teraz nie będzie miał się z kim bawić, pomimo moich obietnic, że nadal będę to robił. Zacząłem po cichu przygotowywać śniadanie, nie chcąc obudził Mikleo i pozwalając Yuki’emu na zabawę w pobliżu. Poprosiłem go tylko, by nie zbliżał się do lasu, co mi obiecał.
- Sorey? – usłyszałem za sobą zszokowany głos Mikleo, kiedy przygotowywałem posiłek zwierzakom. Odwróciłem się w jego stronę, posyłając mu szeroki uśmiech.
- Cześć, jak się czu… - nim zdążyłem jakkolwiek zareagować, poczułem jego usta na swoich. Z chęcią odwzajemniłem pocałunek, który był bardzo miłą niespodzianką. – Długo musiałeś na to czekać? – spytałem z ciekawości, kiedy osunął się ode mnie. Chciałbym dowiedzieć się, jak długo byłem dzieckiem i jak długo Mikleo musiał znosić moje dziecięce ja. Zdawałem sobie sprawę, że jako dziecko byłem dość żywiołowy, ale chyba nie mogło być tak źle, prawda?
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz