środa, 25 listopada 2020

Od Mikleo CD Soreya

Przyznać musiałem przed samym sobą, że czułem się dziwnie, nawet rzekłbym bardzo dziwnie. Oczy wydawały się strasznie ciężkie, głowa dziwnie bolała a oczy.. Czy ja widzę podwójnie? Jestem chory? Niemożliwe anioły nie mogą być chore. Nie rozumiejąc, co tak właściwie zaczęło się ze mną dziać, podniosłem się do siadu, kładąc dłoń na głowie, która cóż była dziwnie ciepła, co lekko mnie zaskoczyło, wokół mnie panuje jesień zimny wiatr, zimna woda a ja czuje się jak w lecie. Jest mi gorąco, a ten koc wcale mi nie pomaga, do tego wciąż mam wrażenie, że słyszę rechotanie żab czy mi odbiło? Słusznie Sorey wczoraj zauważył, że żab nie ma w tym okresie, więc czemu je słyszałem, poprawka wciąż słyszę? Nic już nie rozumiem.
- Jak się czuje? - Powtórzyłem te słowa, rozglądając się do koła, rozmazany świat wydawał się dziwnie przerażający, do tego martwił mnie fakt, że nie czułem obecności zła, zawsze ją czułem, nawet gdy była bardzo daleko. - Dobrze? Źle? Nie wiem? - Nie potrafiłem udzielić konkretne odpowiedzi, nie wiedząc, tak naprawdę, jak się czuję.
Wstałem powoli z ziemi, nie czując się najlepiej, nie czułem się też najgorzej, przynajmniej dopóki nie chciałem chodzić, czego moje nogi nie zrozumiały, uginając się pod moim ciężarem.
Sorey pomógł mi usiąść. Widząc, że coś jest ze mną nie tak, nie wiedziałem tylko co, przecież nie ma pełni, nie powinienem się tak dziwnie czuć, nie słyszałem też, aby anioły kiedyś chorowały. Czyżbym za bardzo stawał się człowiekiem, a mój organizm przyswajał nie tylko ich zachowania, lecz czy to możliwe? Czy anioł może być chory? Chyba na jakieś choroby możemy zachorować niemające typowo ludzkich objawów, bez powodu w końcu nie czułbym się tak dziwnie, nie jestem przecież człowiekiem.
- Chyba będziemy musieli tu zostać - Gdy to usłyszałem, podniosłem głowę do góry, patrząc na męża z mocno przymrużonymi oczami, wciąż zastanawiając się, który z tych dwóch to ten prawdziwy. 
- Nie zgadzam się - Od razu zgłosiłem swój sprzeciw, ciężej oddychając z powodu ciepła, które z każdej strony we mnie uderzało. - Jeśli zrobimy przerwę, nie dotrzemy do zamku przed zimną - Mój argument był nie do podważenia, niech tylko spróbuje coś wymyśleć, to ja mam racje a on się myli.
Mój mąż przyglądał mi się uważnie, czym przyznam, lekko mnie irytował, czemu on tak na mnie patrzy? Nawet jeśli już jestem chory, to mi przejdzie, nie możemy zatrzymywać się na długo w jednym miejscu. Co rano musimy ruszać w drogę, aby być na miejscu jeszcze tylko kilka dni i będziemy na miejscu trzeba wstać i ruszać w drogę już i tak za długo spałem, na pewno nie jest to wczesny ranek, co trochę mnie martwi przeze mnie nie mogli ruszać w drogę, dlaczego ten głupek mnie nie pobudził? Miał mnie obudzić, przecież obiecał.. A obiecał? Sam już nie wiem.
- Nie czujesz się najlepiej - Sorey jak uparty osiołek trzymał się swojej wersji a ja nieustannie swojej, nie chciałem odpuścić, nie odpuszczę, wyruszymy w podróż czy on tego chce, czy nie.
- Czuje się doskonale, a żaby nie mają nic do tego - Nagle zamilkłem, zastanawiając się, czemu mówię o żabach, przecież Sorey nic o tym nie wspominał, a może wspominał? Na pewno wspominał, inaczej bym o tym nie mówił.
- Kochanie, o jakich żabach mówisz? - Uklęknął przede mną, kładąc mi dłoń na czole, dziwnie chłodną dłoń, którą chciałem zdjąć, aby udowodnić mu, że wszystko jest okej, czego nie potrafiłem zrobić, nie wiedząc, która z nich mnie dotyka. Rany, jakie to irytujące. - Miki ile palców widzisz? - Mój mąż musiał zauważyć moje dziwne zachowanie, nie żeby to było trudne, gdy nie potrafiłem złapać jego ręki.
- Cztery? - Spytałem z niepewnością, mrużąc oczy. - A może dwa - Nie wiedziałem, ile jest ich dokładnie, ale to przecież nie jest żaden problem, możemy ruszać w drogę, mój wzrok nie ma nic tu do rzeczy, poradzę sobie, wejdę do środka i wszystko będzie jak trzeba.
Chłopak ze zmartwieniem schował palce, ciężko wzdychając, ja nie rozumiem, czym on się tak przejmuje, niech zajmie się Yukim, to on jest tu dzieckiem, no właśnie a gdzie on jest? Nim zdążyłem go odnaleźć, chłopiec przybiegł do nas, bardzo chcąc pokazać nam sztuczkę z wodą, która przez psa rozpraszającego skończyła się klapą, oblewając nas wodą i nic by się nie stało, przecież mogę nas wysuszyć, gdyby właśnie nie jeden mały problem. Nie mogłem tego zrobić, coś się stało z moimi mocami, nie mogłem nas wysuszyć, nie mogłem unieść wody, nie mogłem wyczuć Heliona, nie mogę wejść do środka. Boże co się ze mną stało? Jestem do niczego.
- Chyba przesadziłem ostatnio z treningiem, to nic takiego możemy ruszać - Zwaliłem wszystko na trening, nie chcąc przyznać, że mogłoby być ze mną coś nie tak. Jestem aniołem, nie mogę z tak błahej sprawy spowolnić marsz do Królestwa.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz