niedziela, 1 listopada 2020

Od Mikleo CD Soreya

 Zamknąłem na chwilę oczy, czując przyjemny dotyk na swoim policzku, przyjemnie było czuć dotyk męża, słysząc jego głos, mógłby oczywiście mniej się o mnie martwić, nic mi przecież nie będzie, to prawda po zerwaniu paktu moje ciało stało się trochę słabsze, ale i do tego się przyzwyczaić da, nim zgodziłem się na pakt, nosiłem to okropne brzemię sam, doskonale sobie z nim radząc, tym razem będzie tak samo, muszę tylko na nowo nauczyć się żyć z tym ciężarem, a wtedy wszystko będzie, jak dawniej.
- W jak najlepszym - Przyznałem, łagodnie uśmiechając się do męża, wciąż odczuwając drobne zmęczenie. Odsunałem twarz siadając obok, dłoń należącą do niego kładąc na swoim biodrze, bardziej przylegając do jego ciała.
- Jak ty się czujesz? - Dopytałem, znajdując się wewnątrz niego, doskonale czułem jego emocje. Mimo że tu jestem, on wciąż boi się, że zaraz zniknę.
- Teraz zdecydowanie lepiej - Przyznał, mocno przytulając mnie do siebie, głaszcząc mnie po włosach, przyjemne uczucie, którego nigdy za wiele.
- Możesz dziś spać ja was popilnuję - Wydukałem, pocierając oczy, moim obowiązkiem jest ich pilnować, nie mogę pozwolić sobie na tak długi odpoczynek prawda? Sorey jest człowiekiem, to on ma odpoczywać, to on musi dbać o siebie. Naturalnie bardzo cieszy mnie jego miłość, którą mnie obdarował, cieszy mnie również jego wielkie serce, martwi natomiast to jak bardzo chce poświęcać się dla mnie przez poczucie winy. Dziś będąc w nim, poznałem więcej emocji, niż sam chciałby mi przekazać, tak wiele ukrywa w sobie bólu. Chciałbym, aby choć na chwile przestał tak postrzegać całą tę sytuację, zrezygnował z paktu, bo chciał mi pomóc, rozumiem to, trochę ciężko było mi to wcześniej zrozumieć, gdyż myślałem, że mnie nie chce, dziś jednak wiem, dlaczego się tak zachował i nie chował urazy. Kocham go i jestem mu wdzięczny za wszystko, co mi dał bez względu na to, jak bardzo czasem głupie to było.
- Chyba sobie żartujesz - Gdy te słowa doszły do mnie, wiedziałem doskonale, że mój mąż nie pozwoli mi na zarwanie trzeciej nocy, nawet jeśli spałem cały dzień. - Dziś ja nas pilnuje a ty śpisz - Powiedział to takim tonem jak gdyby rozmawiał z małym dzieckiem a przecież byłem od niego starszy.
Nie mówiąc już nic, kiwnąłem głową, poprawiając się, tak by umieścić ją na jego kolanach, jeśli bardzo tego chce, nie będę się kłócić, nie dziś wciąż jestem zmęczony po jakże cudownej pełni, za którą już powoli zaczynam tęsknić.
- Chciałem z tobą porozmawiać - Słysząc głos męża odwróciłem głowę w stronę jego twarzy unosząc jedną brew ciekaw co też chciałby mi powiedzieć, mam tylko nadzieję, że to nie kolejny genialny pomysł, który zakończy się totalną porażką.
- Tak? - Patrząc spokojnie na męża czekałem na to, co powie, w żadnym wypadku nie pośpieszając go, niech przemyśli, co chce powiedzieć, abym ja źle go nie zrozumiał, a on nie zaczął się za to bez powodu obwiniać, bo i w tym mistrzem potrafił być.
- Yuki chce zwiedzić Ruiny znajdujące się nieopodal.. - Zaczął, i tak właśnie rozpoczęła się nasza dyskusja, musieliśmy zadecydować czy to dobry pomysł, czy też zły w końcu mieliśmy jak najszybciej dostać się do zamku księżniczki, a takie podróże znacząco nas spowalniają z drugiej strony jeden dzień to nic takiego nic się chyba nie stanie przynajmniej mam taką nadzieję.
Tak więc decyzja zapadła poświęcamy jeden dzień na zwiedzanie i ani dnia dłużej, aby jeszcze bardziej nie przedłużać.

***

Następnego poranka tak jak zadecydowaliśmy z rana, przygotowaliśmy się, aby zwiedzić ruiny, Yuki był bardzo szczęśliwy, Sorey cóż on był po prostu zmęczony cało nocną wartą a ja, ja czułem się zdecydowanie lepiej jak na dwa nieprzespane dni, duszącą aurę, która zaczyna mi doskwierać i pełnie która dobiła mnie, to wszystko było nawet dobrze, chociaż i lepiej również bywało.
- No ruszcie się idziemy - Yuki pełen energii nie umiał, usiedzieć na miejscu ewidentnie nas pośpieszając, nic dziwnego energiczne z niego dziecko, które w końcu zaciągnęło nas do ruin, które już od wejścia przestały mi się podobać.
Miałem złe przeczucie i to złe przeczucie zawsze coś oznaczało, poprosiłem więc aby każdy był ostrożny, nigdy nie wiadomo co prócz starych posągów i obrazów wyrytych na ścianie mogło się tam znajdować pułapki? Niektóre bywały naprawdę straszne potrafiły zabić nie jedną istotę czy to ludzką, czy anielską a tego przecież bym nie chciał, każdy z nas ma stąd wyjść cało i co najważniejsze zdrowo.
- Kości - Mruknąłem pod nosem zatrzymując się przy jednej ze szczelin, do której z łatwością dzięki drobnej budowie mogłem się wcisnąć. Zaciekawiony stałem tak kilka chwil, chcąc tam wejść, aby sprawdzić, co może się za tym kryć i już bym to zrobił, gdyby nie dłoń mojego męża.
- Ani mi się waż znikać mi z oczu - Czy on kolejny raz mówi do mnie jak do dziecka? Nic mi się przecież nie stanie, tylko sprawdziłbym, co się tam kryje.
Nie chcąc jednak denerwować Soreya kiwnąłem głową robiąc kilka kroków wstecz w tym właśnie momencie przez swoją nieuwagę wdepnąłem w pułapkę, coś uruchamiając, nie wiedziałem, jednak co nic się nie stało? Pułapka nie zadziałała?
 
<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz