Cała ta sytuacja bardzo mnie martwiła nie chciałem szczerze wracać z Yuki'm do ruin w końcu Sorey czuł się źle, a ja powinienem przy nim być. Nie mogłem jednak odmówić dziecku Soreya pilnował Codi a przy nim nic mu nie groziło prawda?
Tak też było, gdy wróciłem do obozowiska wieczorem z Yuki'm mój mąż spał zająłem się więc wszystkim, aby następnie samemu muc zamknąć na chwilę oczy, nie spałem, raczej czuwałem, oszczędzając biedne zmęczone oczy, które otworzyłem, gdy usłyszałem dziwnie dziecięcy głos męża...
Zaskoczony przeglądałem się uważnie chłopakowi, a raczej dziecku nic nie rozumiejąc, czyżby to było na prawdę? Wcale mi się to nie śni? Mój mąż jest dzieckiem, kiedy do tego doszło czyżby to czary? A może to wina pułapki, którą uruchomiłem? Mówił przecież, że czuł się jakoś dziwnie po no właśnie po czym? Ja nic nie czułem Yuki też nie chyba pora sprawdzić księgę, którą wyniosłem z ruin, to nie kradzież nikt nie napisał, do kogo ów księga należy.
- Zaczekaj muszę to sprawdzić - Trwając w wielkim szoku wyciągnąłem księgę, którą uważnie przeglądałem, szukając czegoś, co w jakikolwiek sposób wyjaśniłoby zaistniałą sytuację, która wydaje się wręcz beznadziejna.
- I co? - Dziecięcy zniecierpliwiony głos chłopca wcale mi nie pomagał, nie potrafiłem się skupić, gdy niecierpliwe dziecko patrzyło mi przez ramię.
- Mam - Znalazłem stronę w księdze, która wyjaśniła całą sytuację. - Nie martw się to minie - Uspokoiłem dziecko uśmiechając się delikatnie do niego.
- Dobrze - Sorey odetchnął z ulgą, mocniej odkrywając się kartką. - A kiedy? - Na to pytania podrapałem się po włosach. Wiedząc, że ta odpowiedź mu się nie spodoba.
- Cóż to może potrwać trochę czasu - Na te słowa Sorey załamał się przerażony, moim słowami nie wiedząc, ile może oznaczać trochę czasu. - Spokojnie, cały ten proces można przyspieszyć, potrzebuje tylko świętej rośliny ruty, czystej wody i krwi - Wyjaśniłem, starając się pocieszyć męża, nie chciałem już mówić, jakiej dokładnie krwi potrzeba to nie jest istotne.
Sorey nie był tak pozytywnie do tego pomysłu nastawiony, jak ja, nic na to nie poradzę, mogę tylko znaleźć roślinę, aby jak najszybciej wrócił do swojego dawnego ciała. W tej chwili jednak mamy większy problem, chłopiec musi w czymś chodzić, a jego poprzednie ubrania są stanowczo za duże, muszę coś dla niego znaleźć.
Musiałem więc zostawić ich na trochę z Codi'm pod tarczą, która chroniła ich przed niebezpieczeństwem, gdy sam szukałem czegoś odpowiedniego dla chłopca. Oczywiście nie miałem zamiaru kraść, wziąłem trochę pieniędzy, aby w noc, gdy zabrałem wiszące ubrania na sznurach pozostawić pieniądze, które miały pokryć koszta tej małej wymiany. Nie chciałbym nikomu zrobić krzywdy, musiałem postąpić w taki sposób, jednocześnie dając coś w zamian, chciałem bowiem aby dwie strony były zadowolone, z wymiany której się dopuszczam.
Gdy wróciłem do chłopców Sorey siedział przy ognisku przyglądając się uważnie stroną w księdze, którą zabrałem ruin.
- Trzymaj - Podałem mu ubrania, które założył, aby w całości zakryć swoje drobne dziecięce ciało. - Wyglądasz słodziutko - Przyznałem, uśmiechając się radośnie do dziecka, co wcale mu się nie spodobało.
- Nie jestem słodziutki - Burknął niezadowolony kładąc głowę na moich kolanach trochę jeszcze chyba zmęczony.
- Jesteś i to bardzo, już zdążyłem zapomnieć jakim ślicznym chłopcem byłeś - Trochę go drażniąc, ucałowałem jego policzek, głaszcząc po główce.
Sorey fuknął cicho na mnie, kręcąc swoim małym noskiem.
- Nie jestem, jestem dorosłym mężczyzną - Chciał wyglądać na dojrzałego, choć w tej sytuacji wcale na takiego nie wyglądał.
- Chciałeś powiedzieć byłem dorosłym mężczyzną mój maluchu - Musiałem mu to uświadomić, aby nie wyobrażał sobie za wiele, w tej chwili był przecież najmłodszy, nawet Yuki zdaje się, od niego straszy. Już jestem ciekaw, jak zareaguje na dużo młodszego tatę.
<Sorey?c:>
Tak też było, gdy wróciłem do obozowiska wieczorem z Yuki'm mój mąż spał zająłem się więc wszystkim, aby następnie samemu muc zamknąć na chwilę oczy, nie spałem, raczej czuwałem, oszczędzając biedne zmęczone oczy, które otworzyłem, gdy usłyszałem dziwnie dziecięcy głos męża...
Zaskoczony przeglądałem się uważnie chłopakowi, a raczej dziecku nic nie rozumiejąc, czyżby to było na prawdę? Wcale mi się to nie śni? Mój mąż jest dzieckiem, kiedy do tego doszło czyżby to czary? A może to wina pułapki, którą uruchomiłem? Mówił przecież, że czuł się jakoś dziwnie po no właśnie po czym? Ja nic nie czułem Yuki też nie chyba pora sprawdzić księgę, którą wyniosłem z ruin, to nie kradzież nikt nie napisał, do kogo ów księga należy.
- Zaczekaj muszę to sprawdzić - Trwając w wielkim szoku wyciągnąłem księgę, którą uważnie przeglądałem, szukając czegoś, co w jakikolwiek sposób wyjaśniłoby zaistniałą sytuację, która wydaje się wręcz beznadziejna.
- I co? - Dziecięcy zniecierpliwiony głos chłopca wcale mi nie pomagał, nie potrafiłem się skupić, gdy niecierpliwe dziecko patrzyło mi przez ramię.
- Mam - Znalazłem stronę w księdze, która wyjaśniła całą sytuację. - Nie martw się to minie - Uspokoiłem dziecko uśmiechając się delikatnie do niego.
- Dobrze - Sorey odetchnął z ulgą, mocniej odkrywając się kartką. - A kiedy? - Na to pytania podrapałem się po włosach. Wiedząc, że ta odpowiedź mu się nie spodoba.
- Cóż to może potrwać trochę czasu - Na te słowa Sorey załamał się przerażony, moim słowami nie wiedząc, ile może oznaczać trochę czasu. - Spokojnie, cały ten proces można przyspieszyć, potrzebuje tylko świętej rośliny ruty, czystej wody i krwi - Wyjaśniłem, starając się pocieszyć męża, nie chciałem już mówić, jakiej dokładnie krwi potrzeba to nie jest istotne.
Sorey nie był tak pozytywnie do tego pomysłu nastawiony, jak ja, nic na to nie poradzę, mogę tylko znaleźć roślinę, aby jak najszybciej wrócił do swojego dawnego ciała. W tej chwili jednak mamy większy problem, chłopiec musi w czymś chodzić, a jego poprzednie ubrania są stanowczo za duże, muszę coś dla niego znaleźć.
Musiałem więc zostawić ich na trochę z Codi'm pod tarczą, która chroniła ich przed niebezpieczeństwem, gdy sam szukałem czegoś odpowiedniego dla chłopca. Oczywiście nie miałem zamiaru kraść, wziąłem trochę pieniędzy, aby w noc, gdy zabrałem wiszące ubrania na sznurach pozostawić pieniądze, które miały pokryć koszta tej małej wymiany. Nie chciałbym nikomu zrobić krzywdy, musiałem postąpić w taki sposób, jednocześnie dając coś w zamian, chciałem bowiem aby dwie strony były zadowolone, z wymiany której się dopuszczam.
Gdy wróciłem do chłopców Sorey siedział przy ognisku przyglądając się uważnie stroną w księdze, którą zabrałem ruin.
- Trzymaj - Podałem mu ubrania, które założył, aby w całości zakryć swoje drobne dziecięce ciało. - Wyglądasz słodziutko - Przyznałem, uśmiechając się radośnie do dziecka, co wcale mu się nie spodobało.
- Nie jestem słodziutki - Burknął niezadowolony kładąc głowę na moich kolanach trochę jeszcze chyba zmęczony.
- Jesteś i to bardzo, już zdążyłem zapomnieć jakim ślicznym chłopcem byłeś - Trochę go drażniąc, ucałowałem jego policzek, głaszcząc po główce.
Sorey fuknął cicho na mnie, kręcąc swoim małym noskiem.
- Nie jestem, jestem dorosłym mężczyzną - Chciał wyglądać na dojrzałego, choć w tej sytuacji wcale na takiego nie wyglądał.
- Chciałeś powiedzieć byłem dorosłym mężczyzną mój maluchu - Musiałem mu to uświadomić, aby nie wyobrażał sobie za wiele, w tej chwili był przecież najmłodszy, nawet Yuki zdaje się, od niego straszy. Już jestem ciekaw, jak zareaguje na dużo młodszego tatę.
<Sorey?c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz