piątek, 27 listopada 2020

Od Mikleo CD Soreya

Mój stan był dziwny, nie rozumiałem, co wokół mnie się dzieje. Nie byłem w stanie trzeźwo myśleć, a z czasem nawet mówienia sprawiało mi trudności, głowa bolała jak nigdy przedtem, a gardło dziwnie piekło z suchości, nie wiele pamiętałem z naszej podróży, nie wiele też kojarzyłem, gdy w końcu otworzyłem oczy, jedyne co zrozumiałem to, to że Yuki też jest chory, a Sorey ciągle przy nas był, czułem się z tym trochę źle, bo on nie mógł cały czas się nami zajmować, jest człowiekiem, w końcu nie wytrzyma i nam padnie, a tego bardzo bym nie chciał.
Obolały podniosłem się do siadu, starając się oddychać płynnie, co nie najlepiej mi wychodziło, cały czas czułem, jakbym miał coś ciężkiego na płucach, a to nie pozwalało mi brać równomiernych wdechów i wydechów.
- Co mu jest? - Spytałem, patrząc na dziecko leżące obok mnie, wciąż słyszałem rechot żab i śpiew świerszczy natomiast moje oczy przestały widzieć podwójnie, z czego choć trochę byłem zadowolony, wczoraj naprawdę mnie to denerwowało. Oczywiście obraz jeszcze nie do końca był, taki jak powinien, lekko się zamazując, było to i tak zdecydowanie lepsze od podwójnego widzenia, może dzięki temu będziemy mogli ruszyć w drogę.
- Jest chory tak jak i ty - Słysząc słowa męża, zmarszczyłem brwi, tyle to wiedziałem, już mi to mówił, a ja chyba już o to pytałem, bo pytałem, a on opowiadał prawda? Albo nie. Kurczę z moją pamięcią jest naprawdę źle, nie pamiętam wszystkiego, nie do końca również wiem, co jest grane, wielokrotnie powtarzam się, a takie przynajmniej mam wrażenie, znam odpowiedzi na zadane przez siebie pytania, nim mój mąż odpowie czy to oznacza, że już mi to mówił? Dlaczego nie powie mi o tym? A może to tylko moja wyobraźnia?
 - Nie jestem chory, anioły nie mogą być chore - Burknąłem, a słowa wypowiedziane z moich ust przyniosły nieprzyjemny ból przy wdechu, gdy mówiłem i wydechu, gdy kończyłem swoją wypowiedz.
Mój mąż, zamiast mnie poprzeć. Pokiwał jedynie głową, podchodząc do mnie, kładąc na głowę dłoń, głaszcząc mnie jak małe dziecko, nie byłem małym dzieckiem, nie musi się mną przejmować. Jestem dorosły, sam sobie poradzę z tym czymś.
- Mój mały biedny aniołek - Głaskał mnie po głowie, jak jakieś zwierzę co podobało mi się i to nawet bardzo i chyba właśnie to tak samo mocno, jak mi się podobało, tak samo mocno mnie również irytowało. Nie byłem zwierzęciem, nie wolno mnie tak traktować, nie żeby robił coś złego.. A tak właściwie, o co mi chodzi z tym zwierzęciem? A no tak głaskanie po głowie...
- Nie drwij sobie ze mnie - Fuknąłem, kładąc dłoń na klatce piersiowej, czując nieprzyjemny ból płuc. Mój mąż od razu zaczął się jeszcze bardziej martwić, a przecież nie było czym. Nic mi nie jest, jakoś sobie poradzę, nie jestem ani dzieckiem, ani człowiekiem. Jestem aniołem, a to zobowiązuje. 
- Przecież nie drwię - Był zaskoczony? A może to w mojej głowie wszystko obrazowało się znacznie inaczej, niż powinno, czyżby to wina mojego stanu? Muszę wziąć się w garść a mój mąż, on musi odpocząć widać, że ledwo trzyma się na nogach, nastał kolejny dzień, tak naprawdę nie wiem, który to już dzień dziwnie wszystkie tracą mi się, co z leksza zdaje się irytujące.
- Zachowaj to dla siebie - Machnąłem ręką, pocierając twarz dłońmi. - Połóż się, jestem w stanie trochę poczuwać, nie możesz tak długo przy nas siedzieć - Przyuważyłem, nie chcąc jego krzywdy, to prawda czuje się fatalnie i nie mogę wyczuć Heliona, to jednak nie oznacza, że nie mogę, kilku może kilkunastu chwil mu poświęcić, to znaczy nie dokładnie mu a otoczeniu, które mogę poobserwować, gdy on będzie sobie spał.
Sorey rzucił mi niezadowolone spojrzenie, dając mi tym samym sygnał, abym odpuścił sobie dalsze próby urobienia go. To niesprawiedliwe on się męczy, a ja mam sobie spać? Nie byłem z tego zadowolony, chciałem nawet dyskutować na ten temat, zdrowie jednak nie pozwoliło mi na to, nie wspominając o moim mężu, który zmusił mnie wręcz do położenia się na kocu, co uczyniłem, choć z wielką niechęcią z nudów po prostu odlatując a miałem mu pomagać, od kiedy stałem się tak słabym aniołem?

~~~***~~~

Zbudził mnie kolejny koszmar, tym razem byłem sam, a odstęp czasowy był zbyt krótki, aby Sorey mógł odejść ze świata a Yuki pójść swoją stroną, był to jednak mojego złego stanu, a przynajmniej tak starałem sobie wmówić, gdy z szybko bijącym sercem otworzyłem oczy, nie mogąc się ruszyć, odczuwając nieprzyjemny ciężar, przygniatający mnie do ziemi co zdało się jedynie moją chorą wyobraźnia.
Rozejrzałem się dokoła, szukając wzrokiem mojego męża, którego szybko znalazłem, gdy wreszcie podniosłem się do siadu, odczuwając wielką ulgę. Śpiący Yuki nie wyglądał najlepiej, ale chyba zdecydowanie lepiej ode mnie w młodym ciele młody duch co się mu dziwić sam stary nie jestem, ale zdecydowanie starszy od chłopca poza tym takie coś spotkało mnie pierwszy raz w życiu.
- Koszmar? - Mój mąż, zauważając moje spojrzenie, sam wywnioskował, co się stało, a ja nie musząc się tłumaczyć, pokiwałem jedynie twierdząco głową, wyciągając w jego stronę dłonie, strasznie chcąc, aby do mnie przyszedł, nawet nie ma pojęcia, jak strasznie potrzebuje go, by uspokoić swoje myśli, nie chcę zostać znów sam, dwa lata tułałem się po świecie bez nikogo, nie mogę tak. Anioły tak nie mogą, stworzono nas, byśmy żyli z ludźmi, bez nich my po prostu nie istniejemy. 

<Sorey? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz