Moje serce zabiło mocniej, gdy zobaczyłem Soreya
całego, zdrowego i co najważniejsze dorosłego. Gdybym mógł, zacząłbym
skakać z radości, widząc go takiego, moje poświęcenie nie poszło na
marne, kilka długich dni wystarczyło, aby mój mąż znów był sobą.
Dziękuję ci za to boże, nie wytrzymałbym ani dnia dłużej z jego
dziecięcym ja.
- Długo za długo - Przyznałem, to prawda kilka dni w sumie osiem może dziewięć dni, ale to i tak zbyt wiele, aby znieść tego małego potworka. - Jesteś, to znaczy byłeś diabłem wcielonym, który w ogóle mnie nie słuchałeś wszystko, co mówiłem, miałeś gdzieś, olewałeś mnie na każdym kroku, nie mówiąc już o tym, jak obrażałeś się na mnie za to, że nie pozwalałem ci się oddalać namawiając Yuki'ego do złego. Nie mogłem oka z ciebie spuścić, żebyś nie wszedł na jakieś drzewo, nie mówiąc już o struganiu głupa, no w tym jesteś najlepszy, robiłeś ze mnie głupka. Myśląc, że się nie domyśle, że coś jest nie tak - Wyrzaliłem się troszeczkę przypominając sobie, że właśnie taki był za dziecka, słuchał mnie jednak wtedy bardziej, nie tylko czasami zazwyczaj miał swój świat swoje kredki.
- Byłem aż tak okropny? Przepraszam - Cmoknął mnie w nos ciesząc się jak głupi, ja mu dam przepraszam, zwykłe przepraszam, może sobie wsadzić. Przepraszam, nie zwróci mi nieprzespanych nocy i nerwów, które mi zjadł nie posłuszeństwem.
- Twoje przepraszam mnie nie interesuje - Napuszyłem policzki odwracając głowę w bok udając obrażonego czym bardziej rozbawiłem męża, nie rozumiem, czym go tak rozbawiłem, przecież moje zachowanie nie jest niczym zabawnym, naprawdę nieźle mi napsuł krwi, traktując mnie czasem, jak powietrze dobrze, że przypominał sobie o mnie w nocy, gdy chciał położyć się na czymś miękkim.
- Wynagrodzę ci to - Szepnął mi do ucha podgryzając jego płatek co spowodowało dreszcz na całym moim ciele.
- Nie musisz się podlizywać - Wzdychając ciężko wyciągnąłem obrączkę, z której kieszeni tak pilnowałem, biorąc jego dłoń, aby wsunąć na palec obrączkę, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, zapominając na chwilę o całym świecie, czując się od razu lepiej, gdy miał na palcu obrączkę wiedziałem wtedy, że należy on tylko do mnie.
- Długo za długo - Przyznałem, to prawda kilka dni w sumie osiem może dziewięć dni, ale to i tak zbyt wiele, aby znieść tego małego potworka. - Jesteś, to znaczy byłeś diabłem wcielonym, który w ogóle mnie nie słuchałeś wszystko, co mówiłem, miałeś gdzieś, olewałeś mnie na każdym kroku, nie mówiąc już o tym, jak obrażałeś się na mnie za to, że nie pozwalałem ci się oddalać namawiając Yuki'ego do złego. Nie mogłem oka z ciebie spuścić, żebyś nie wszedł na jakieś drzewo, nie mówiąc już o struganiu głupa, no w tym jesteś najlepszy, robiłeś ze mnie głupka. Myśląc, że się nie domyśle, że coś jest nie tak - Wyrzaliłem się troszeczkę przypominając sobie, że właśnie taki był za dziecka, słuchał mnie jednak wtedy bardziej, nie tylko czasami zazwyczaj miał swój świat swoje kredki.
- Byłem aż tak okropny? Przepraszam - Cmoknął mnie w nos ciesząc się jak głupi, ja mu dam przepraszam, zwykłe przepraszam, może sobie wsadzić. Przepraszam, nie zwróci mi nieprzespanych nocy i nerwów, które mi zjadł nie posłuszeństwem.
- Twoje przepraszam mnie nie interesuje - Napuszyłem policzki odwracając głowę w bok udając obrażonego czym bardziej rozbawiłem męża, nie rozumiem, czym go tak rozbawiłem, przecież moje zachowanie nie jest niczym zabawnym, naprawdę nieźle mi napsuł krwi, traktując mnie czasem, jak powietrze dobrze, że przypominał sobie o mnie w nocy, gdy chciał położyć się na czymś miękkim.
- Wynagrodzę ci to - Szepnął mi do ucha podgryzając jego płatek co spowodowało dreszcz na całym moim ciele.
- Nie musisz się podlizywać - Wzdychając ciężko wyciągnąłem obrączkę, z której kieszeni tak pilnowałem, biorąc jego dłoń, aby wsunąć na palec obrączkę, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, zapominając na chwilę o całym świecie, czując się od razu lepiej, gdy miał na palcu obrączkę wiedziałem wtedy, że należy on tylko do mnie.
- Dajcie już spokój - Fuknął Yuki, który przyszedł na chwilę po zabawkę dla psa obrażony chyba na przemianę Soreya,
wolałby zdecydowanie, aby on wciąż był dzieckiem, ja bardzo podziękuję,
następnym razem przywiąże go do drzewa, nie ma mowy, abym znów to
znosił.
Rozbawieni jedynie pokręciliśmy głowami, zabierając się do pracy, Sorey przygotowywał śniadanie, a ja postanowiłem spakować trochę kwiatów Ruty, które mogą pomóc nie tylko w przywróceniu swojego dawnego ciała, nie chciałbym znów wchodzić po nią do lasu, oddzielę kwiaty od łodyżki i schowam je do saszetki, a kto wie, może jeszcze się nam to kiedyś przyda.
- Wszedłeś do lasu, mimo że ci zabroniłem? - Słysząc głos męża. Wiedziałem, że zaraz zacznie mi prawić morały o tym, jak nieodpowiedzialny jestem, kiedy to on wszedł do lasu za mną i kiedy to on zmusił mnie do wejścia tam.
Westchnąłem cicho, kończąc pakowanie kwiatów, podchodząc do męża, przed którym usiadłem, patrząc mu prosto w oczy.
- Gdybyś był grzecznym dzieckiem, nie musiałbym tam wchodzić. Przepraszam, ale nie wytrzymałbym z tobą ani jednego dnia dłużej wolę cię zdecydowanie w tej dojrzalszej wersji - Przyznałem dotykając jego twarzy. - I chyba wolę cię w błędzie i z tym męskim zarostem - Dodałem, patrząc na jego jasne kosmyki i zarost, za którym zdążyłem już zatęsknić.
Sorey chyba poczuł się zdecydowanie lepiej, gdy wypowiedziałem to drugie zdanie, zauważyłem uśmiech na jego twarzy nie żeby cały czas się nie uśmiechał, ten uśmiech był jednak bardziej zadziorny lub uwodzicielski co bardzo mi się podobało.
- Poza tym - Zacząłem wyciągając z torby dodatkowe składniki, które byłby mu potrzebne do zrobienia jedzenia. - Dla dziecka nie ubrałbym prezentu, który tam ukrywasz - Dodałem, nie byłem pewien czy pamięta, czy też nie chciałem go tylko uświadomić, że o nim wiem i nie mam nic przeciwko niemu, jeśli mojemu mężowi sprawi to radość, włożę tę sukienkę by i mu dogodzić w każdy możliwy sposób.
Rozbawieni jedynie pokręciliśmy głowami, zabierając się do pracy, Sorey przygotowywał śniadanie, a ja postanowiłem spakować trochę kwiatów Ruty, które mogą pomóc nie tylko w przywróceniu swojego dawnego ciała, nie chciałbym znów wchodzić po nią do lasu, oddzielę kwiaty od łodyżki i schowam je do saszetki, a kto wie, może jeszcze się nam to kiedyś przyda.
- Wszedłeś do lasu, mimo że ci zabroniłem? - Słysząc głos męża. Wiedziałem, że zaraz zacznie mi prawić morały o tym, jak nieodpowiedzialny jestem, kiedy to on wszedł do lasu za mną i kiedy to on zmusił mnie do wejścia tam.
Westchnąłem cicho, kończąc pakowanie kwiatów, podchodząc do męża, przed którym usiadłem, patrząc mu prosto w oczy.
- Gdybyś był grzecznym dzieckiem, nie musiałbym tam wchodzić. Przepraszam, ale nie wytrzymałbym z tobą ani jednego dnia dłużej wolę cię zdecydowanie w tej dojrzalszej wersji - Przyznałem dotykając jego twarzy. - I chyba wolę cię w błędzie i z tym męskim zarostem - Dodałem, patrząc na jego jasne kosmyki i zarost, za którym zdążyłem już zatęsknić.
Sorey chyba poczuł się zdecydowanie lepiej, gdy wypowiedziałem to drugie zdanie, zauważyłem uśmiech na jego twarzy nie żeby cały czas się nie uśmiechał, ten uśmiech był jednak bardziej zadziorny lub uwodzicielski co bardzo mi się podobało.
- Poza tym - Zacząłem wyciągając z torby dodatkowe składniki, które byłby mu potrzebne do zrobienia jedzenia. - Dla dziecka nie ubrałbym prezentu, który tam ukrywasz - Dodałem, nie byłem pewien czy pamięta, czy też nie chciałem go tylko uświadomić, że o nim wiem i nie mam nic przeciwko niemu, jeśli mojemu mężowi sprawi to radość, włożę tę sukienkę by i mu dogodzić w każdy możliwy sposób.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz