Spojrzałem zaskoczony na Mikleo, który tak nagle zatrzymał się i spojrzał na mnie z lekkim strachem. Coś się stało? Zrobił coś nie tak? I nagle wtedy dotarł do mnie dziwny zapach; ostry, drażniący nozdrza i jednocześnie słodki, nieprzyjemnie mdły. Zacząłem kasłać i to na tyle mocno, że na moment zabrakło mi powietrza w płucach i Mikleo musiał mnie wyprowadzać. Znaczy, podejrzewam, że to zrobił, nie za bardzo pamiętałem tego momentu, chyba chłopak złapał mnie za przedramię i po niedługim czasie znalazłem się na zewnątrz. Po raz pierwszy tak bardzo ucieszyłem się z chłodnego, świeżego powietrza. Będąc z dala od nieprzyjemnego zapachu, zacząłem brać głębokie wdechy, chcąc unormować oddech. Już w znacznie lepszym stanie zacząłem ocierać łzy z policzków; kasłałem tak bardzo, że zacząłem płakać, co za upokorzenie.
- W porządku? Jak się czujesz? – spytał mnie Mikleo, przyglądając mi się z uwagą i ze zmartwieniem. Pokiwałem głową i biorąc jeszcze dwa głębokie wdechy. On zachowywał się normalnie, dlaczego? Czy też nie powinien czuć tego zapachu?
- Nie czułeś nic? – zapytałem, lekko zachrypniętym tonem. Zauważyłem, że również Yuki był z nami, będąc jednocześnie zaniepokojony i może lekko zirytowany.
- Co niby miałbym czuć? – Mikleo położył mi dłoń na czole, marszcząc brwi. Nie wiem, dlaczego to zrobił, przecież nie miałem gorączki.
- Taki dziwny zapach – wytłumaczyłem, czując dziwny niepokój.
- Nic nie czułem – przyznał, a Yuki mu przytaknął. Jak to nic nie czuli? Przez ten zapach praktycznie nie mogłem oddychać. Fakt, może i nie spałem całą noc, ale przecież nie mogłem sobie tego tak po prostu wymyśleć. Jak więc można wytłumaczyć to, że tylko ja jedyny coś czułem? Nim zdążyłem coś jeszcze powiedzieć, Mikleo przyłożył mi dłoń do klatki piersiowej i po chwili poczułem przyjemne ciepło. – Co robisz?
- Sprawdzam, czy wszystko jest w porządku i wygląda na to, że tak – powiedział, odsuwając się ode mnie. – A ty, Yuki, jak się czujesz?
- Tak, tak. Skoro wszystko jest w porządku, możemy wracać do zwiedzania? – odparł lekko zniecierpliwiony chłopiec. Niesamowite, że nadal chciał je zwiedzać i przyznam, nie podobał mi się ten pomysł. Już od samego początku czułem się źle w tamtym miejscu, ale nie potrafiłem tego wyjaśnić.
- Jeżeli chcecie, to wracajcie, ale ja chyba spasuję – powiedziałem, nie widząc w tym niczego złego. Jeżeli Yuki miał być pod opieką Mikleo, to nic złego im się nie stanie, mój mąż na to nie pozwoli.
Yuki zaczął przekonywać Mikleo, przez co on musiał się zgodzić, czułem, że chłopiec tak łatwo by nie odpuścić, w końcu coś mu obiecaliśmy. Wkrótce oni wrócili do zwiedzania, a ja do obozu. Bolała mnie głowa, co zwaliłem na zmęczenie, w końcu nie spałem całą noc, to na pewno musiało być to. Postanowiłem położyć się i zdrzemnąć choć na moment, w końcu Mikleo i Yuki są niedaleko, a tuż obok mnie posłusznie leżał Codi, który na pewno w razie czego mnie obudzi. Nic złego się stać nie mogło.
***
Obudziłem się wieczorem i poczułem się dziwnie mały i taki drobny. Ziewnąłem cicho i rozejrzałem się wokół siebie. Znów zostawiłem Mikleo samego sobie i musiał wszystko przygotowywać, czemu mnie nie obudził? Przecież bym mu pomógł, nic by się nie stało, już i tak wystarczająco odpoczywałem. Musiał być naprawdę późny wieczór, ponieważ Yuki już spal, wtulony w ciało Codi’ego, a Mikleo siedział oparty o drzewo z przymkniętymi oczami. Wyglądało, jakby spał, ale coś czułem, że wcale tak nie było. Musiałem go zmienić, dzisiaj już wystarczająco się napracował. Westchnąłem ciężko i przeciągnąłem się, czując coś dziwnego… dlaczego ubrania się ze mnie zsuwają? Przecież nie było to możliwe, abym schudł, czy coś. Zerknąłem w dół i zamarłem. Czemu moje dłonie były takie małe…? Takie dziecięce. Dotknąłem twarzy i kiedy nie poczułem na policzkach delikatnego zarostu, łzy napłynęły mi do oczu. Nie rozumiałem co się dzieje. Dlaczego jestem taki mały?
Opatuliłem się kurtką, która jedyna zakrywała całe moje ciało, i na boso podreptałem do Mikleo – nawet buty były na mnie o wiele za duże! Rozumiem, że narzekałem na to, że jestem za stary, ale bez przesady, wolałem być starszy, niż być dzieckiem. Z trudem powstrzymywałem łzy, przecież nie mogłem się popłakać, jakby to wyglądało?
- Mikleo… powiedz, że da się to odkręcić – powiedziałem cicho, ciągnąc mojego męża za rękaw i natychmiast skrzywiłem się na ton swojego głosu. Naprawdę brzmiałem tak strasznie, jako dziecko? Nie chcę dorastać przez kolejne piętnaście lat, okres dorastania to nie było nic dla mnie ciekawego nie chciałbym przez to przechodzić raz jeszcze.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz