sobota, 7 listopada 2020

Od Mikleo CD Soreya

Od kilku dni przeżywałem wewnętrzny Horror, dwójka małych dzieci to już wyzwanie a dwójka nieposłusznych dzieci to katorga, odkąd Sorey jest mały ani on, ani Yuki nie słuchają tego, co do nich mówię, to naprawdę irytujące mówię nie a oni i tak robią, co chcą i domyślać, że to mój mąż jest sprawcą nieposłuszeństwa Yuki'ego. Gdy znów będzie dorosły, będzie musiał naprawdę się postarać, być wybaczył mu to zachowanie, oczywiście wie, że nie robi tego specjalnie, on po prostu zawsze był nieposłusznym dzieckiem mam jednak dość opieki nad dziećmi, zwierzętami i kolejną z rzędu nieprzespaną noc, która odbija się nie tylko na mojej psychice, ale i mocach, bez których nie będę w stanie ich bronić ani tym bardziej przeżyć, ani chwili w lesie. Właśnie, jeśli mowa o lesie to już dziś nocą, gdy dzieciaki będą spały, wejdę do niego, by odnaleźć Rutę, mam nadzieję, że uda mi się zrobić to jak najszybciej a dzieciaki nie obudzą się podczas mojej nieobecności, jeszcze tego by mi brakowało, aby się obudziły, szukając mnie ciemną nocą.
- Nie Sorey, nie przez ten las będziemy szli - Nie kłamałem, w końcu nie ciągnę ich do tego lasu i nie każę im przez niego iść, to ja sam to zrobię, gdy oni nie będę spać.
Sorey odetchnął z ulgą, wierząc mi na słowo, do czego wciąż nie potrafiłem się przyzwyczaić, zawsze upewniał się, czy mówię prawdę a teraz jako dziecko wierzy mi we wszystko bez granicznie, Nie mogę narzekać, gdyby było inaczej, naprawdę ciężko byłoby mi przekonać go do swoich drobnych kłamstw.
- Zatrzymamy się tu dziś na noc - Zatrzymałem konia, gdy znajdowaliśmy się wystarczająco daleko od lasu, aby nie straszyć dzieci, a jednocześnie wystarczająco blisko, abym mógł podczas ich spoczynku się tam dostać. Dzieci nie były zadowolone z postoju, który jak dla nich był z byt blisko lasu. Nie miały jednak na to wpływu, gdzie się zatrzymamy, bo to w końcu ja podejmowałem tę decyzję.
Z trudem udało mi się nakarmić te dwie małe istoty, a jeszcze trudniej było mi uśpić chłopców, którzy pełni energii chcieli się bawić, gdy ja sam najchętniej bym zasnął pozostawiając te małe wredoty same sobie, nie wolno mi jedna było tego zrobić i doskonale o tym wiedziałem.
- Nareszcie - Westchnąłem cicho sprawdzając, czy oboje śpią, mając już taką pewność zostawiłem dzieci pod opieką Codi'ego, który grzecznie pilnował chłopców, czekając aż wrócę do nich, cały i zdrowy, taką mam nadzieję.
Podróż do lasu pełnego nieprzyjemnej aury i mnóstwem zagrożeń nie była dla mnie spełnieniem najskrytszych marzeń, im bardziej zagłębiałem się w las, tym gorzej się czułem, dusząca aura odbierała mi dech w piersiach, a zło panujące tam wywoływało drżenie dłoni. Gdyby nie to, że Sorey jest najbliższą mojemu sercu istotą, nie wiem, czy byłby w stanie poświęcić się dla kogoś tak bardzo, jak dla niego.
Przerażony, a jednocześnie coraz to bardziej zmęczony wchodziłem coraz to głębiej w las, ukrywając się przed złem czyhającym na każdym kroku, szukając tego, po co tu przyszedłem.
- Mam cię - W oddali dostrzegłem świętą roślinę, po którą tu przybyłem. Cieszyłem się, że to koniec roślina była na wyciągnięcie ręki zerwanie jej zajęło mi kilka chwil, a powrót był zdecydowanie prostszy niż wejście tu, miałem nadzieję, że już nigdy nie będę musiał tu znów wchodzić. Roślina jest, czysta woda też się znajdzie, no i krew przeklętego i istoty czystej, nie mogłem przecież poprosić Yuki'ego, aby podarował mi trochę krwi, musiałem zrobić to sam, aby pomóc mojemu mężowi. 
Jak bardzo wściekły i przerażony się stałem, gdy wróciłem a na kocu spał tylko Yuki. Sorey musiał wejść do lasu, jak można być taki głupkiem? Nie myśląc za wiele, położyłem roślinę na kocu, wracając do lasu, gdzie musiałem odnaleźć to zaginione dziecko.
- Sorey? - Zawołałem, wchodząc w las. Hałasując, niestety ściągam na siebie całe niebezpieczeństwo, wolę jednak zostać zaatakowany niż dać skrzywdzić chłopca.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz