Westchnąłem cicho na widok miasta zdając sobie sprawę, że już wkrótce będę musiał rozmawiać z innymi ludźmi. Albo przynajmniej z jednym, z karczmarzem, ale to i tak napawało mnie niechęcią. Od czasu śmierci Mikleo niechętnie podchodziłem do rozmów z ludźmi i zawierania nowych znajomości. Nawet po tym, jak wrócił, to się nie za bardzo zmieniło. Na tę chwilę mój mąż w zupełności mi wystarczał i tak długo, jak nie musiałem kontaktować się z innymi ludźmi, było dobrze. Od niedawna zauważyłem, że takie spotkania strasznie mnie wykańczały. Musiałem zakładać na twarz uśmiech i udawać, że wszystko jest w porządku, im milszy byłem dla sprzedawców tym ci byli milsi dla mnie, dzięki czemu oboje na tym zyskiwaliśmy, ale to naprawdę było męczące.
Kiedy znaleźliśmy się znacznie bliżej miasta, ucałowałem Mikleo w policzek i zsunąłem się z konia. Podróż, która minęła mi na drażnieniu mojego męża, była naprawdę bardzo przyjemna. Czułem, że to bardzo go irytuje. Znaczy, nie mój dotyk, ale to, że nie mógł z tym nic zrobić. Dla mnie bardzo przyjemne uczucie, dla niego wręcz nieznośne, jak dla mnie rozwiązanie idealne. Cóż, Mikleo sam chciał ze mną jechać, i przecież doskonale mnie znał, na pewno wiedział – a jak nie wiedział, to przeczuwał – że wykorzystam każdą sposobność, aby go troszeczkę podrażnić.
- Yuki, od tej pory masz pilnować się Mikleo, dobrze? – odezwałem się do chłopca, czochrając jego kosmyki. Dziecko było jeszcze na nas trochę obrażone, ale coś czułem, że wkrótce przestanie się dąsać.
- Musimy iść do miasta? Myślałem, że mamy jak najszybciej znaleźć się w zamku – burknął Yuki, lekko pusząc policzki. Nigdy nie przepadał za nocami w karczmach, bo musiał spać sam. Zwierzaki spały razem z dwóch bardzo prostych powodów; wychodziło mi to nieco taniej i Codi pilnował, by nikt nie wypożyczył sobie mojego wierzchowca. Parę razy w ciągu mojej podróży zdarzyło się, że psiak budził swoim głośnym ujadaniem cały budynek, ale przynajmniej obronił swojego.
- Wolałbym nie podróżować podczas burzy. Poza tym, jeżeli przestanie grzmieć i nie będzie silnego wiatru, będziesz mógł wyjść i się trochę pobawić – na te słowa twarz chłopczyka na chwilę pojaśniała, ale kiedy tylko się zorientował, zaraz przybrał swoją nadąsaną minkę.
- Zastanowię się – burknął, ale ja wiedziałem, że i tak skorzysta z tej propozycji. Myślę, że obrażone dziecko możemy mieć już z głowy… chyba, że jednak burza nie przejdzie, wtedy ten problem pozostanie nierozwiązany.
Pomimo zbliżającej się burzy ludzi na ulicach było naprawdę tłoczno. Westchnąłem cicho ciesząc się, że każdy był zajęty swoimi sprawami i nikt nie próbował mnie zaczepiać. Ludzie często rozpoznawali we mnie pasterza i zatrzymywali na krótkie pogawędki, co kiedyś uwielbiałem, ale ostatnio zacząłem to szczerze nienawidzić. Jak dobrze, że tym razem ludzie zdecydowali się mnie zignorować, naprawdę to doceniam. Tak sobie pomyślałem, że teraz w sumie mógłbym być aniołem, a Mikleo człowiekiem. Widziałem, że on był bardziej podekscytowany wizytą w mieście niż ja.
Wkrótce znaleźliśmy się w przytulnym pokoiku, był tylko jeden problem – nie było pokoi z dwoma łóżkami. Znaczy, to nie był żaden problem, Mikleo i Yuki będą spać na łóżku, a ja rozłożę koc na podłodze i na nim będę spać. Już tyle spałem na twardym, że jedna, dodatkowa noc mi nie zaszkodzi.
- Co ty robisz? – spytał zdziwiony Mikleo, kiedy wyjąłem z torby koc i zacząłem go rozkładać na podłodze. Yuki z kolei nie zwracał uwagi na nas, jak tylko znaleźliśmy się w środku od razu podbiegł do okna, przylegając nosem do szyby.
- Jak to co? Rozkładam swoje posłanie. We trójkę się nie zmieścimy, więc wy śpicie tu, a ja na podłodze – powiedziałem radośnie, oczywiście pamiętając o tym, by przypadkiem nie powiedzieć niczego za głośno. Nie chciałem, aby ktokolwiek poza moimi aniołami mnie usłyszał.
- Przecież nikt na razie nie korzysta z łóżka. Jak chcesz, możesz się przespać na nim – odparł mój mąż chyba niekoniecznie zadowolony z mojego pomysłu. Cóż, będzie musiał się z tym pogodzić, ponieważ w nocy to ja śpię na podłodze.
- Na pewno? – dopytałem, przyglądając mu się z uwagą. Osobiście z chęcią trochę bym się zdrzemnął, w końcu od wczesnego ranka byłem na nogach, a teraz i tak nie mamy nic innego do roboty. – Niech ci będzie – westchnąłem cicho, kiedy chłopak pokiwał twierdząco głową.
Zdjąłem buty i położyłem się na łóżku czując, jak wszystkie moje mięśnie momentalnie zaczynają mnie boleć. Najwidoczniej za długo spałem na twardym i dopiero teraz moje ciało dało mi o tym znać. Wymamrotałem ciche „obudź mnie za godzinę” i wtuliłem się w poduszkę, całkowicie odpływając.
Obudziło mnie dopiero delikatne głaskanie po policzku. Otworzyłem z niechęcią oczy, zdecydowanie woląc jeszcze trochę pospać. Łóżko nie należało do najwygodniejszych, zdecydowanie, ale i tak było lepsze od zimnej i twardej ziemi. Sprawcą mojego wybudzenia był mój mąż, ale nie byłem na niego zły, w końcu jakbym mógł być zły na kogoś tak cudownego?
- Dzień dobry – powiedziałem, podnosząc się do siadu i przeciągając się leniwie. Mięśnie nadal mnie bolały, co nie było miłym uczuciem, ale wkrótce i do tego bólu się przyzwyczaję. – Ile spałem?
- Ponad dwie godziny, może trzy – odparł mój mąż, głaszcząc mój policzek. Zdecydowanie powinienem się ogolić, co jak co ale nie chciałem zapuszczać brody, nie w tym wieku.
- Miałeś mnie obudzić po godzinie – burknąłem, niezadowolony z faktu, że spałem tak długo.
- Tak? Nie wiedziałem, mówiłeś niewyraźnie – uśmiechnął się do mnie niewinnie, całując mnie w nos. On doskonale mnie słyszał, czułem to, tylko tak się ze mną droczył.
- A gdzie Yuki? – spytałem, dopiero teraz zauważając, że jest coś podejrzanie za cicho i pusto.
- Poszedł się bawić z Codim, obiecał, że będzie grzeczny i wróci przed zmrokiem – wyjaśnił, a ja pokiwałem głową ze zrozumieniem. Mamy jeszcze przynajmniej dwie godziny dla siebie, a to brzmiało naprawdę kusząco.
Zabrałem z torby brzytwę i ruszyłem w kierunku łazienki mówiąc, że zaraz wrócę. Tam doprowadziłem swoją twarz do porządku i pozwoliłem sobie na szybką kąpiel. Od czasu gorących źródeł nie miałem okazji umyć się w ciepłej wodzie, a to było naprawdę miłe uczucie. Taka kąpiel rozluźniła moje mięśnie, które po tym przestały tak boleć.
Wyszedłem z łazienki i to, co ujrzałem, zaskoczyło mnie, ale bardzo pozytywnie. Nie spodziewałem się ujrzeć mojego męża ubranego w prezent, który kupiłem mu… całkiem spory czas temu. Podejrzewałem, że dopiero w zamku będę miał okazję go w nim zobaczyć, ale nie będę narzekał.
- A cóż to za okazja? – wymruczałem, przybliżając się i siadając obok niego na łóżku. Jego policzki były tak cudownie zarumienione, uwielbiałem patrzeć na niego w takim stanie. Najlepsze było to, że do niczego go nie przekonywałem, nawet słowem o tym nie wspomniałem, a on sam ubrał to cudeńko. I jak go tu nie uwielbiać? Taki partner jak on to skarb, nie pozwolę, aby ktokolwiek zrobił mu krzywdę.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz