Widząc, jak mój mąż przeciera oczy ze zmęczenia, poczułem się naprawdę źle. Ja się bawię, robię pierdoły, nie przejmuję się niczym i nie pomagam, a on? Powinienem być jego wsparciem, ale chyba tylko bardziej go obciążam. I jeszcze ten pomysł z tą rośliną, muszę mu go koniecznie wybić z głowy, nim dotrzemy do tego lasu i nim całkiem stanę się irytującym dzieciakiem. Niby Mikleo mówił mi, że zginął nie przeze mnie, ale zdawałem sobie sprawę, że to nieprawda. To nie była jego „decyzja”, zmusiłem go do tego swoją głupotą. To nigdy by się nie wydarzyło, gdyby nie ja, i jeszcze mówi, mi, że to nie jest moja wina.
Jeszcze parę minut temu byłem strasznie głodny, i czując ten cudowny zapach jedzenia wręcz ciekła mi ślinka, ale teraz trochę straciłem ten apetyt. To chyba przez te wyrzuty sumienia. Jak bardzo Mikleo musiał być zmęczony? Wczoraj calutki dzień na nogach, jeszcze trzymał wartę przez całą noc… kiedy on ostatnio spał? Dzisiaj muszę ja trzymać wartę. Na pewno nie dam rady wytrzymać całą noc, byłem tylko słabym dzieckiem, przez parę godzin mogę postać, dzięki czemu Mikleo byłby w stanie choć odrobinkę się przespać.
Kiedy zjadłem, poczekałem na chwilę na to, aż Yuki skończy, po czym zebrałem naczynia i udałem się nad rzekę, by móc je umyć. Nie mogłem zrobić wiele, ale chciałem zrobić cokolwiek, by choć odrobinkę odciążyć Mikleo. Podczas kiedy ja myłem naczynia, Yuki pomagał mojemu mężowi składać koce oraz się pakować. Głupotą było, że poszliśmy się bawić, teraz musimy troszeczkę bardziej przyspieszyć, by się wyrobić. Rany, czemu ja w ogóle zgodziłem się na tą zabawę? Co mnie podkusiło? Jestem poważnym, dorosłym facetem, a zachowuję się jak małe dziecko, naprawdę powinienem się ogarnąć.
Po kilku minutach wróciłem do Mikleo i podałem mu czyste naczynia, które schował. Zauważyłem, że nosił moją torbę i coś sprawiło, że poczułem się zaniepokojony. Ale dlaczego? Coś było nie tak z tą torbą? Nie rozumiałem swojej reakcji, dlatego postanowiłem zatrzymać ją dla siebie.
- A może ty wsiądziesz? Widzę, że jesteś zmęczony – powiedziałem cicho, kiedy mój mąż wziął mnie na ręce, by posadzić mnie w siodle. To też było bardzo dziwne, w sensie to branie mnie na ręce. Zawsze to ja brałem na ręce jego, nie na odwrót, nawet jak oboje byliśmy dziećmi. Ta zmiana była naprawdę dla mnie niekomfortowa.
- Mną się nie przejmuj, to ty z nas wszystkich jesteś najmłodszy – powiedział z uśmiechem, sadzając mnie na koniu i czochrając moje włosy.
- Nie jestem najmłodszy, mam dwadzieścia jeden lat – burknąłem pusząc policzki, niezadowolony z jego słów.
- Czyżby? Nie wyglądasz – ucałował mnie w czoło i zakończył temat. Pokazałem mu język, co lekko rozśmieszyło i Yuki’ego, i mojego męża, mi z kolei wcale do śmiechu nie było. Czemu muszą mi towarzyszyć tak wredne istoty? I skąd ta złośliwość się u nich wzięła?
Z początku siedziałem w siodle cicho, lekko obrażony na Mikleo. W milczeniu przyglądałem się otoczeniu, jednym uchem słuchając tego, o czym rozmawia Mikleo z Yukim. Bardzo chciałem znowu wrócić do swojego ciała, a jestem tak mały dopiero od jednego dnia, i to niecałego. Nie mogłem jednak pozwolić na to, aby Mikleo się poświęcał. Jak miałem go do tego przekonać? Będę musiał, nie odpuszczę i będę go dręczył, póki mi nie obieca, że tam nie pójdzie.
W końcu zatrzymaliśmy się na postój. Był późny wieczór, po raz pierwszy od dawna tak późno zatrzymaliśmy się na odpoczynek, ale wcale nie dziwiłem się mojemu mężowi, przez naszą zabawę straciliśmy trochę czasu. Yuki od razu zaproponował mi zabawę, ale wykręciłem się zmęczeniem. Jeżeli chciałem się później stać na warcie, musiałem mieć jak najwięcej energii, a po ganianiu się z Yukim za dużo jej mieć nie będę.
Pomogłem mojemu mężowi w rozkładaniu koców, chciałem nawet iść po opał do ogniska, ale Mikleo mi nie pozwolił, mówiąc, że za dużo bym nie udźwignął. Nie podobało mi się to, co prawda miał rację, ale przecież mogłem iść po kilka razy. Dla mnie najważniejszym było to, aby Mikleo mógł choć trochę odpocząć.
- Myślę, że najwyższa pora, abyś szedł spać – odezwał się cicho Mikleo, kiedy oddech Yuki’ego stał się spokojny i regularny.
- Nie. Ty idziesz spać, ja stoję na warcie – powiedziałem hardo, siadając obok niego.
- Nie wydurniaj się… - zaczął, ale zaraz mu przerwałem.
- Nie wydurniam się. Jesteś zmęczony, a ja mogę stanąć na warcie na parę godzin, byś mógł odpocząć – powiedziałem uparcie, wcale nie zamierzając zrezygnować. Chciałbym w końcu się na coś przydać. Jako dziecko nie nadaję się do niczego, więcej ze mnie szkody niż pożytku, dlatego chciałbym zrobić cokolwiek, aby odrobinkę odciążyć Mikleo. Poza tym, przecież mój mąż musi kiedyś pójść spać, nie może jedynie on sam trzymać warty, podczas kiedy ja byłem dzieckiem, to było niemożliwe.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz