Kiwnąłem głową, ciesząc się z decyzji męża, oczywiście przystałbym na każdy z wybranych przez niego pomysłów, mimo wszystko woląc tę pierwszą opcję, nie wiem, jak długo może trwać burzą, a i moja moc prędzej czy później przestanie być tak efektywna, jak dotychczas. Ja też mam swój limit i nie do końca mogę go przekraczać. Jeśli to zrobię, narażę nas na niebezpieczeństwo, a tego bardzo bym nie chciał.
Powoli zaczęliśmy więc pakować się do drogi, nie musząc nawet budzić chłopca, który sam obudził się, gdy jego psi towarzysz odszedł od niego, podchodząc do miski z jedzeniem.
Yuki od rana był niezadowolony ewidentnie miał z czymś problem od momentu przemiany Soreya chodził zły i nie chciał z nami rozmawiać, najwidoczniej brakowało mu towarzystwa w jego wieku. Co jednak mogliśmy z tym zrobić? Niestety nic miał tylko nas i z tym musiał się pogodzić, bez względu na to, czy mu się to podoba, czy nie.
- No już wskakuj - Sorey klepiąc mnie po pupie, bardzo chciał, abym znów jechać konną, a przecież czułem się dobrze, dzięki niemu nawet bardzo dobrze mogłem spokojniej sobie iść nie koniecznie jechać na klaczy, jeśli tak bardzo chciał, sam mógł jechać, może to właśnie on jest zmęczony, a każe jechać mi, aby odwrócić uwagę od niego samego.
- A może ty pojedziesz? - Zwróciłem się w stronę męża, czekając na jego znane mi, ale.
- Jesteś na pewno bardzo zmęczony lepiej, abyś ty jechał - Nie odpuszczam, chcąc za wszelką cenę postawić na swoim.
- A może pojedziemy razem? - Koniec końcu to będzie najlepsze rozwiązanie. Yuki nie chcę jechać, towarzysząc swojemu przyjacielowi, a my możemy przecież oboje wsiąść na klacz i ruszyć w drogę dzięki temu żadne z nas nie będzie miało powodu, aby martwić się o to drugie.
Sorey zastanowił się chwilę nad moją propozycją, kiwając twierdząco głową, najwidoczniej i jemu spodobał się ten pomysł, z czego naprawdę byłem zadowolony, w końcu wyszło na moje, a tego właśnie chciałem.
Wsiadł pierwszy, robiąc mi miejsce z przodu, coś tak czułem, że będzie mi dokuczał i nie specjalnie się pomyliłem. Mój mąż, gdy tylko znalazłem się na klaczy, niby to niewinne przytulił się do mnie, palcami jednej z dłoni wślizgując się pod moją koszulę, drażniąc moją skórę. Udałem, że wcale mnie to nie rusza, skupiając się raczej na drodze i na klaczy która spokojnie ruszyła w drogę.
Sorey od momentu przemiany stał się bardziej zaczepny, co w żadnym wypadku mi nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie bardzo mi to odpowiadało, brakowało mi go takiego. Zdecydowanie wolę złośliwości mojego dorosłego męża niż jego dziecięcego wcielenia, które ani myślało brać pod uwagę moje zdanie.
- Możesz przestać? - Spytałem, cicho czując jego dłonie na moim nagim brzuchu.
- Nie bardzo - Wymruczał zadowolony jak nigdy tuląc się do moich pleców najwidoczniej świetnie się bawiąc.
Westchnąłem cicho, ignorując dalsze podchody męża, który ewidentnie robił mi na złość. Skupiłem się po prostu na drodze zerkając na Yuki'ego, który bawił się z psem, idąc przed nami, nawet nie zwracając uwagi na to, co robiliśmy, trochę tak jakby nas tu wcale nie było.
Naprawdę byłem ciekaw jak długo jeszcze chłopiec będzie na nas zły, wciąż nie do końca wiedząc nawet za co. To fakt Sorey był znów dorosły, co nie oznaczało, że inaczej traktował chłopca, przecież wciąż mogli się bawić, jak przedtem nic się nie zmieni, chłopca jednak to nie przekonało no i bądź tu mądry i zrozum to dziecko.
- Sorey spójrz - Przed nami w oddali pojawiło się miasto, do którego właśnie się kierowaliśmy, zdążyliśmy jeszcze przez burze, z czego byłem naprawdę zadowolony, nie chciałbym, aby nas dopadła poza tym miałem już trochę dość zaczepek męża, któremu chętnie bym się zrewanżował, trudno jednak było mi to zrobić w tym momencie, a samo uderzenie łokciem nie wiele na niego działało prowokując w nim większą chęć zabawy..
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz