sobota, 14 listopada 2020

Od Yra'i CD Keya

Zabicie jednego człowieka czyni cię mordercą. Zabicie milionów - królem. Zabicie wszystkich - Bogiem.
W końcu zostanę Bogiem. Bo ta gra tutaj, w tych brudnych ścianach, tak naprawdę nie różni się od tej, w którą ludzkość gra wszędzie i od zawsze.
W końcu wszyscy zabijają. Wszyscy umierają. Wszyscy zgniją w piekle.

Analizując zdania, przesunęłam dłonią po okładce książki. Brudny kurz na niej osadzony spadł kłębkami na podłogę, przy okazji brudząc ją prawie niedostrzegalnym pyłem. Przechyliłam lekko głowę w bok, zastanawiając się nad napisanymi słowami. Po chwili odłożyłam jednak książkę na półkę, usłyszawszy kroki Mirabel. Dokładnie dziewięć dni temu zaczęłam pracę w bibliotece - muszę przyznać, że jest idealnym miejscem do odpoczynku. Cisza, spokój i zapach starych ksiąg tworzyło relaksujący nastrój, który niósł ze sobą ukojenie. W tym budynku było coś magicznego. 
Czasami miałam wrażenie, że Mirabel nigdy nie opuszcza energia. Była tak pozytywną osobą, że wręcz nie dało się jej nie polubić już przy pierwszym spotkaniu. Często w naszych rozmowach próbowała przepleść jakieś pytania o moją przeszłość, ale zręcznie omijałam ten temat - cóż miałam jej powiedzieć, kiedy sama praktycznie nic nie wiedziałam? Pomimo, że miałam tutaj pełnoetatowo pracować, często bibliotekarka zaciągała mnie na małą przerwę, a to na ciepły kubek mleka, czasem na spacer dookoła budynku. Dzięki niej dowiedziałam się naprawdę wiele i choć byłam tutaj lekko ponad tydzień, otrzymałam od Mirabel tyle pomocy i najważniejszych informacji o życiu w tym miejscu, że powoli już za tym nie nadążam. Lecz nie przeszkadza mi to zupełnie, dziewczyna ma wrodzony dar do opowiadania.
Keya odwiedzała nas często, aczkolwiek jak wiadomo - również miała własne sprawy na głowie. Widać było, że też była zaangażowana w moją sprawę. Czułam się trochę jak dziecko, porzucone przez rodziców i zostawione pod czyimiś drzwiami. Mimo, że nie widziałam jakby przytłaczała ją moja obecność, wiedziałam doskonale, że przecież zajęcie się nieporadną i niedoświadczoną dziewczyną nie było łatwe. 
Zmarszczyłam delikatnie nos, czując odór stęchlizny. Właśnie zostałam posłana na strych w poszukiwaniu pewnego utworu słynnego poety, ponieważ Mirabel pilnie musiała wyjść i nie mogła sama wykonać tego zadania. Wszędzie tutaj walały się stare, rozwalające się książki, gdzieniegdzie rzucone na kształt kopca. Kurz wisiał w powietrzu, a całe to pomieszczenie nie było sprzątane chyba od wieków. Westchnęłam, czeka mnie ciężka robota. Nawet nie wiem, gdzie mogę zacząć poszukiwania...

***

Wyciągając tomy jeden po drugim, dokładnie studiowałam ich tytuły oraz autorów. Byłam tutaj już chyba godzinę, ale nic nie wskazywało na to, bym wkrótce opuściła ten pokój. Siedziałam więc tak przed stosem książek, biorąc do rąk każdą napotkaną prozę. To było dość męczące, lecz szybko ocuciłam się, dostrzegając poniszczoną, twardą okładkę czegoś w rodzaju rejestru jakichś osób. Ciekawości nie kontrolowałam, moje palce same otworzyły pierwszą stronę. Na niej widniał napis, którego jednak nie dało się odczytać ze względu na jego zbyt duże rozmycie. Wyglądało, jakby wcześniej ktoś wrzucił to do wody, następnie wyjął i osuszył.
Przeglądając dalej książkę, natrafiałam na coraz dziwniejsze rzeczy. Książka miała rozdziały, które zatytułowane były... Nazwami klanów. Ledwo udało mi się je przeczytać, jednak w tej księdze było ich dwadzieścia. Co zaskoczyło mnie najmocniej, w każdym z tych rodów przedstawieni byli ich członkowie. Nie byłam w stanie stwierdzić czy faktycznie wypisani byli wszyscy, jednak i tak nie stłumiło to mojego zdumienia. Kartkując tak i przeglądaj ten intrygujący spis, natrafiłam na rozdział, w którym znajdowały się osoby uderzająco do mnie podobne... Nie, one były identyczne. Białe włosy, ciemna karnacja i szafirowe oczy zdecydowanie stwarzały wrażenie mojej kopii. Lecz na ostatnich kartkach dwójka ludzi miała twarze przekreślone dużym x. Choć to opis tych ludzi przeraził mnie najbardziej...
[...] - Więc wygnać go prędko! Lecz pamiętajcie, nim to uczynicie - splamcie dłonie jego dwie, czoło naznaczcie krwawym krzyżem i klątwę zrzućcie. Od dziś karmazynem żywić się będzie, a w podzięce za nieukaranie śmiercią srogą - niech za progi dworu wybędzie i kontrolować wam każę, by już nigdy nie powrócił - wypędził więc go z zamku, kobietę ciężarną za kratami posadził, by klątwą przypieczętować los później narodzonego dziecka. [...] I tak zaś z rąk ich zmarła kobieta, a jej ukochany na zawsze opuścił krainę. Dzieciątka do dziś nie odnaleziono. Tajemnicą więc został wśród dworu los rodu Allów. Nikt nie dociekał, gdzie znikli Allowie. Nikt nie chciał dociekać. Nawet "oni" wiedzieć nie mieli, że to władca winnym był, choć wplątani w tę sprawę zostali. Po latach, po prostu Allowie wymarli, nie błąkając się wśród dworskich plotek - zapomnieni. Dało się zdawać, że już na wieki. [...]
- Och, ja mam coś takiego?! - Mirabel wykrzyknęła mi tuż nad uchem, na co zareagowałam wzdrygnięciem się i szybszym biciem serca. Szybko zamknęłam książkę, nie powinnam tam zaglądać. Choć z drugiej strony - jestem pewna, że to była moja matka. Pamiętam tę twarz. Ojca w takim razie nigdy nie poznałam - ilekroć opis nie kłamał. Teoretycznie może jeszcze gdzieś żyć i skrywać się. Jednak... Czy możliwe, żeby tak było? W ogóle "klątwa"? Jestem przeklęta? Mój ojciec był przeklęty? "Oni"? 
- P-przepraszam! W ogóle nie mogłam znaleźć książki, o którą prosiłaś i n... - kobieta pomachała tylko na boki głową i uśmiechnęła się przyjaźnie, choć widocznie zakłopotana.
- To nic, możesz wracać do pracy. Poszukam sama, nie będę cię już męczyć - położyła dłoń na moim ramieniu. Odwzajemniłam uśmiech i opuściłam pomieszczenie. Czułam się, jakby spadł na mnie ciężki głaz. Dotknęłam wyrwaną jeszcze przed przyjściem Mirabel kartkę w kieszeni i zmiętoliłam ją palcami. Ktoś kto nie wiedział, że dla niego pracuje?

<Keyaaa? ^^> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz