czwartek, 26 listopada 2020

Od Shōyō CD Taiki

 Wróciłem do domu w bardzo dobrym humorze. Może to faktycznie sprawka słońca? Może i było dzisiaj mróz, ale było jednocześnie wyjątkowo słonecznie. W moim przypadku słońce odgrywało dużą rolę na samopoczucie, znacznie większą niż w przypadku większości istot. Nie zamierzałem narzekać, dzięki temu mogłem pić, ile chcę i czuć się po tym nie najgorzej, to nie zamierzałem narzekać. Szkoda mi było tylko Taiki’ego, wyglądał naprawdę okropnie, jakby ledwo żył. I on chciał jeszcze zjeść ze mną śniadanie? Pewnie nie byłby w stanie. Właśnie, śniadanie… obiecałem chłopakowi, że zjem, jak wrócę do domu, ale nie specjalnie miałem na to ochotę. A przecież też obiecałem sam sobie, że będę jadł minimum trzy razy dziennie. Rany, to jednak okazuje się trudniejsze, niż podejrzewałem. 
Kiedy tylko wszedłem do domu, od razu powiały mnie dwie cudowne istotki; Natsu oraz Vivi. Obie strasznie się za mną stęskniły, a to sprawiło, że poczułem się troszkę milej. Gdyby nie one, nie miałbym po co wracać do domu, a może raczej gdyby nie Natsu – moja lisia towarzyszka na pewno udałaby się za mną. Przywitałem się z nimi i skierowałem się w stronę kuchni, koniecznie musząc się czegoś napić. Może i czułem się dobrze, ale strasznie dokuczało mi pragnienie. 
- Nie wracasz przypadkiem za późno? – usłyszałem głos mamy, kiedy tylko pojawiłem się w kuchni. 
- Niedawno się obudziłem – przyznałem, nalewając sobie wody do szklanki i w końcu gasząc pragnienie. Czy gdyby mama dowiedziała się, że piłem alkohol, byłaby bardzo zła? Wydawało mi się, że tak, ale nie byłem tego pewien, nigdy z nią o tym nie rozmawiałem. Cóż, rzadko kiedy rozmawialiśmy, ale wydaje mi się, że lepiej, aby się akurat o tym nie dowiedziała. 
- Następnym razem staraj się przyjść o tej porze, o której mówiłeś – poprosiła mnie, na co pokiwałem głową. Zauważyłem, że mama nie była zła. Jak już miałbym określić jej emocje, nazwałbym ją zmartwioną. Tylko nie rozumiałem, dlaczego miałaby się o mnie martwić? Byłem z Taikim, a przy nim nic mi nie groziło. To znaczy, prawie nic, znaczy… to, co zrobił mi Marko, to wcale nie było nic takiego, po prostu przesadzam i tyle, powinienem o tym zapomnieć. Poza tym, pewnie i tak już więcej nie spotkam tego chłopaka, więc nie powinienem się niczym martwić. – Twój ojciec wraca jutro po południu. Podczas jego obecności… 
- Nie będę wychodził z domu, nie martw się – dokończyłem za nią, posyłając jej szeroki uśmiech. Byłem jej wdzięczny za to, że pozwala mi na spotykanie się z Taikim, nawet, jeśli tego nie popierała. 
- I pilnuj, aby nie zobaczył twojego lisa – dodała, kiedy do kuchni weszła Natsu wraz z kręcącą się pod nogami Vivi. O obecności lisicy w domu dowiedziała się przypadkiem, ale od razu bardzo ją polubiła, co było dla mnie lekkim zaskoczeniem. Zresztą, i lisica się szybko do niej przekonało, a na tym mi zależało. 
- Oczywiście – ponownie przytaknąłem. Co prawda, miałem plan awaryjny, gdyby tata dowiedział się o Vivi, ale wolałem go jeszcze nie realizować. Nie miałem stuprocentowej pewności, dlatego Vivi przez te kilka następnych dni będzie schowana w moim pokoju i wypuszczana jedynie wieczorami, nigdy jej się to nie podobało, ale wiedziała, że tak trzeba, aby była bezpieczna. Później, jeśli zachowywała się grzecznie, a zawsze tak było, jakoś jej to wynagradzałem. 
- Braciszku, zrobisz mi naleśniki? – odezwała się Natsu, przytulając się do mojej nogi. – Ciocia poszła na zakupy, a ty robisz takie pyszne naleśniki. 
- Wczoraj były naleśniki – zauważyłem, poprawiając jej włoski. Nie byłem przekonany, czy to taki dobry pomysł, jedzenie naleśników dzień w dzień do najzdrowszych na pewno nie należało. – Jak jesteś bardzo głodna, mogę przygotować ci coś innego. 
Dziewczynka zastanowiła się nad moimi słowami, a następnie pokiwała głową. Przy okazji może sam coś zjem? Taiki właśnie tego by chciał. Przynajmniej będę miał czyste sumienie, w końcu mu obiecałem, że zjem w domu. Zresztą, gdyby mnie zapytał, czy faktycznie zjadłem, powiedziałbym mu prawdę, jego bardzo trudno było mi go oszukać. A może to dlatego, że nie chciałem być z nim nieszczery. W tym też coś może być. 

***

Przez cały następny tydzień nie widziałem się z Taikim, co nieco mnie dołowało. Oczywiście mogłem się z nim kontaktować za pomocą Vivi, ale to nie było to samo, co rozmowa w cztery oczy. Czekałem, aż tata w końcu pojedzie, a kiedy tak się stało, po niecałych dwudziestu minutach byłem gotów do wyjścia. Na odchodne rzuciłem cioci, że będę jutro i już mnie nie było. Vivi była razem ze mną, najwidoczniej bardzo chciała mi towarzyszyć. Albo po prostu chciała zobaczyć się z Kodą, z którym ostatnio bardzo się zaprzyjaźniła. Uważałem to za dobry znak, przyda jej się troszeczkę towarzystwa gatunkiem podobnego do niej. 
- Cześć, Karotko – odezwał się zadowolony Taiki, kiedy tylko otworzył mi drzwi. Uśmiechnąłem się do niego szeroko, poruszając wesoło swoimi ogonami, czego oczywiście zobaczyć nie mógł, one nie były dla niego widoczne. Nim się zorientowałem, chłopak chwycił mnie za dłoń i wciągając do środka, gdzie było cudownie ciepło. Vivi, wraz z psem chłopaka, zostały na zewnątrz, ku mojemu lekkiemu zdziwieniu, moja towarzyszka rzadko kiedy wybierała dwór. – Stęskniłem się. Jesteś głodny? 
- Nie, dziękuję, jadłem w domu – przyznałem, zdejmując w przedsionku buty oraz kurtkę. 
- Niech ci będzie – westchnął cicho, obserwując mnie spod przymrużonych oczu, jakby chciał wybadać, czy kłamię. – Ciociu, idziemy na górę – krzyknął w głąb domu, ponownie chwytając moją dłoń i ciągnąc mnie na górę. Naprawdę mu się spieszyło, ledwo zdążyłem przywitać się z jego ciocią. Kiedy tylko znaleźliśmy się w pokoju Taiki’ego, ten wbił się w moje usta. Zaskoczyło mnie to nieco, ale nie zamierzałem narzekać, to było bardzo przyjemne. Nieśmiało odwzajemniłem pocałunek, mrucząc cicho z zadowolenia. – Naprawdę się za tobą stęskniłem – dodał, kiedy odsunął się od moich ust. 
- Ja również – przyznałem, uśmiechając się do niego łagodnie. 
- Chciałem z tobą porozmawiać – powiedział poważnie, a ja poczułem, jak serce zaczyna mi bić mocniej ze strachu. Zrobiłem coś nie tak? A może dowiedział się o tym, co zrobił Marko i wziął to za zdradę? Ale jaką zdradę, przecież nie jesteśmy razem… chyba. Nie potrafiłem nazwać naszej relacji, ale całkowicie wystarcza mi sam fakt, że mogę przy im być. Wiedziałem, że Taiki nie chce być w związku, a ja to w pełni szanowałem, dlatego nic nie mówiłem ani nie proponowałem. Bałem się, że przez to mogę go stracić, dlatego cieszyłem się w pełni tym, co mi dawał. – Spokojnie, nie stresuj się tak. Usiądźmy – zaproponował, a ja wcale nie poczułem się spokojniej. Na usta już cisnęło mi się słowo „przepraszam”, chociaż jeszcze nie wiedziałem, za co. – Czego oczekujesz? 
- Ale od czego? – spytałem, kompletnie nie rozumiejąc jego pytania. 
- Ode mnie – wyjaśnił, a ja wcale nie poczułem się lepiej. 
- Niczego, znaczy… - zacząłem szybko czując, jak pląta mi się język. Skąd mu się wzięło to pytanie? Nie chciałbym palnąć czegoś, by przypadkiem mnie od siebie nie odsunął. – Akceptuję każdą twoją decyzję i czegokolwiek nie postanowisz, dostosuję się do tego – wymamrotałem cichutko, spuszczając wzrok i wpatrując się w swoje drżące ze stresu ręce. Nie powiedziałem niczego złego? Nie wiem, wydawało mi się, że nie. Mimo tego miałem wrażenie, że moje serce zaraz wyskoczy z piersi z tego całego stresu.

<Taiki? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz