Zmarszczyłem brwi, słysząc pytanie, które mi zadał, dlaczego miałoby mi się chcieć pić? Jestem aniołem, nie potrzeba mi niczego co ludzkie, suchość w gardle nie specjalnie mi doskwiera, bardziej dręczą mnie płuca, które przy głębszych wdechach nieco utrudniają mi życie.
- Nie chcę pić, bolą mnie płuca - Mówiłem bardziej do siebie niż do niego, wzrokiem podążając za płynącą leniwie w strumyku wodą, bardzo chcąc do niej podejść. Moje nogi były już w stanie mnie utrzymać, choć wciąż nie do końca chciały ze mną współpracować, co z leksza zdawało się irytujące.
Tak bardzo chciałem tam podejść, już nawet wstałem, robiąc pierwsze kroki ku wodzie prawa noga, lewa noga i nagle stop. Dłoń mojego męża pojawiająca się znikąd na moim biodrze wszystko mi uniemożliwiła, nie miałem jeszcze siły, aby się z nim szarpać, nie chciałem też jednocześnie wracać na koc, nie majaczę, potrzebuje wody.
- Sorey puść, chcę do wody - Byłem świadom tego, co robię, jednocześnie byłem świadom tego, że mogę zrobić sobie krzywdę, moje ciało było słabe, a moce zniknęły, musiałem uważać, aby nie zrobić sobie krzywdy, jednocześnie nie mogłem oprzeć się wewnętrznej pokusie, która ciągnęła mnie w stronę wody. Chłopak, który wciąż trzymał mnie, ułatwiając mi stanie, doprowadził mnie do strumyka, za co byłem mu wdzięczny, sam też bym tu doszedł, nie wiem tylko z jakim skutkiem.
Powoli siadając przy strumyku, włożyłem dłonie do wody, którymi obmyłem twarz, odczuwając niewiarygodną ulgę, chyba jednak brakowało mi wody, a suchość w gardle cały czas mi o tym mówiła, choć ja uparcie trzymałem się swojego zdania.
Mój mąż usiadł obok mnie, przez cały czas mi się przyglądając, co lekko mnie peszyło, nie musiał na mnie patrzeć nie teraz gdy wyglądam tak okropnie, nie chce, aby zapamiętał mnie takiego słabego i okropnie paskudnego, mój wygląd nie prezentował się najlepiej, wyglądałem okropnie, nie była to moja wina, nie chciałem zachorować, z drugiej strony powinienem wziąć się w garść i zacząć pomagać mężowi, który wciąż każe mi tylko odpoczywać, a ja zbyt szybko się mu po prostu poddaję.
- Wyglądam okropnie - Burknąłem, opierając głowę na ramieniu chłopaka, przymykając oczy, nie chciałem spać, to tylko zmęczone oczy same się zamykały.
- Wyglądasz cudownie - Wyszeptał, całując mnie w czoło, na co prychnąłem cicho, nie wierząc w jego słowa, nie wyglądam i doskonale o tym wiem, nie musi mi nic wmawiać, ślepy nie jestem, choć w tym stanie wszystko można mi wmówić.
~~**~~
Dni mijały, a ja zacząłem czuć się coraz lepiej, Yuki również wracał do zdrowia nawet szybciej ode mnie, po dziesięciu dniach oboje byliśmy zdrowi, ciało pracowało prawidłowo, moce wróciły, gorączka zniknęła a wraz z nią majaczenie i koszmary, z czego bardzo się cieszyłem. Przez cały czas Sorey zajmował się nami, choć zdarzało mu się odpływać i on był zmęczony całą tą sytuacją. Martwiło mnie to bardzo, jako człowiek był zdecydowanie mniej odporny na zmęczenie, a ja, zamiast mu pomagać, stałem się jego ciężarem, nie tak miało to wszystko wyglądać.
Ciężko mi było to przyznać, ale ta dziwna grypa po prostu mnie pokonała, teraz gdy jest już dobrze, mogłem pozwolić odpocząć mojej drugie połówce, przygotowując się psychicznie do podróży, straciłem dużo naprawdę dużo czasu na odpoczynek najwyższa pora wziąć się w garść i co najważniejsze nadrobić stracony czas. Z tego, co zauważyłem, robiło się naprawdę zimno, na drzewach nie było już liści, nadchodzi zima, a my wciąż jesteśmy tak daleko od bezpiecznego kąta, w którym będziemy w stanie się skryć.
Zniecierpliwiony już troszeczkę tym zwlekaniem czekałem aż mój mąż obudzi się, Yuki od rana nie mógł znaleźć sobie miejsca. Wyzdrowiał, a wraz z tym wróciła jego energia i wieczna radość, ja sam również czułem się doskonale i dość miałem już odpoczynku, nie mogłem jednak budzić mojego człowieka, zajmował się nami kilka długich dni, wielokrotnie musiał chyba najbardziej użerać się ze mną, nie za wiele pamiętam, choć niektóre wspomnienia zakodowały mi się w głowie, najbardziej chyba ciągłe pytania o jedno i to samo, co zabawne nie pamiętam, jakie były to pytania, pamiętam natomiast, że ciągle o coś pytałem, mój mózg tworzył krótkie wspomnienia twarzy męża, który może był zirytowany, a może zmartwiony moimi ciągłymi pytaniami rany nie pamiętam za dobrze.
- Miki, jak się czujesz? - Zaspany Sorey spojrzał na mnie, przecierając dłonią twarz, patrząc na mnie uważnie, wciąż nie był najwidoczniej pewien czy jest ze mną w porządku. Wiem, że przeszedłem to gorzej od Yuki'ego, ale już wszystko jest dobrze, nie ma się czym przejmować.
- Dobrze, dzięki tobie bardzo dobrze - Przyznałem, składając na jego ustach delikatny pocałunek, który zmienił się w bardziej zachłanny, przynajmniej do chwili, w którym Yuki stojący przy strumyku nie zgłosi swojego sprzeciwu związanego z naszym zachowaniem. - A jak ty się czujesz? Przepraszam, miałem ci pomagać, anioł nie powinien być problemem dla człowieka - Naprawdę było mi z tym faktem źle, nieźle musiał się ze mną namęczyć, do tego doszedł Yuki, gdybym był wtedy obecny, wszystko byłoby dobrze, a mój mąż nie musiałby się ze mną męczyć.
<Sorey? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz