czwartek, 19 listopada 2020

Od Yra'i CD Keya

Cisza zawisła w powietrzu, gniotąc nas swym niezręcznym ciężarem. Wiadomości dochodziły do mnie powoli, musiałam wszystko na spokojnie przetrawić. Zwiesiłam głowę, splatając dłonie. Chyba nikt z zebranych tutaj osób nie zamierzał się odezwać.
- Jeśli chodzi im o ciebie, musi być to ktoś, kto cię zna i wie, że tutaj przebywasz – urwał, zaraz potem dokańczając – I dlatego chce się ciebie pozbyć – rzucił w końcu Kenji. Spoglądnęłam na dwójkę znajomych, będąc lekko zmieszaną. Czułam wewnętrzny opór - nie wiem czy na zdradzenie czegokolwiek tej dwójce, czy na strach przed zabójcami, którzy wyraźnie nas sobie upatrzyli. W zasadzie nie miałam pojęcia, dlaczego się tak czułam. To było coś w głębinach mojego umysłu. Coś oddzielnego, jednocześnie świadomego. Wewnętrzny głos, jakby szeptający wprost do mojego ucha, jednak gdzieś daleko osadzony - prawie niedosłyszalny. Coś wołało, wzywało. Ale czego chciało?
- Nie za bardzo wiem, co mam powiedzieć – sięgnąwszy do mojej kieszeni, wyjęłam zgięty równo na pół, popisany papier – Wiem tyle, ile jest tu zapisane – rzekłam, podarowując im kartkę z wyrwanej księgi. Keya marszcząc brwi, wzięła ją do ręki i zaczęła uważnie czytać. Cisza powróciła między nas, lecz teraz była potrzebna. Mi i im. Musiałam wszystko przemyśleć, oni również. Wiedziałam, że i tak nie dam rady niczego zrobić. Za mało wiem. Jestem jak dziecko, które uczy się wszystkiego od nowa. Pozostaje mi jedynie prosić o pomoc i trzymać się rad innych.
W pewnym momencie dostrzegłam w oczach Keyi coś dziwnego. Chłodny płomyk, palący się w jej morskich oczach przez parę sekund. Sceny układały się jak puzzle, wreszcie stwarzając pełne wspomnienie. Wspomnienie jego oczu, mającą barwę błękitno-białego śniegu z płomykami granatu, identycznymi jak w ślepiach Keyi.
Pamiętam, jak przemierzałam długi korytarz ze starcem o długiej, mlecznej brodzie i przydługawych włosach, mijając zaskoczonych ludzi. Zaciskał dłoń na mojej, wtedy jeszcze dziecinnej. Prowadził nas ku drewnianym drzwiom, wkrótce wprowadzając mnie do pomieszczenia, do którego one prowadzą. W sali stali mężczyźni - dumni i wyniośli. Jeden palił cygara, kpiąco się uśmiechając, drugi stał z dłońmi wsadzonymi do kieszeni swych spodni, patrząc złowrogim wzrokiem na innych. I był tam też on. Siedział na drogim, wykonanym z najwyższej jakości skóry, fotelu. Podpierał głowę pięścią i kręcił koła stopą, wyglądając na typowego, wyższego stanowiskiem człowieka. Rozmawiali głośno, śmiejąc się od czasu do czasu. Pobłażliwym wzrokiem zerkali na mnie, a ja unikałam ich spojrzenia – bałam się ich. Nie pamiętam, o czym toczyli dyskusję. Była ona dziwna, nic z niej nie mogłam pojąć. Wiem jedynie, że mówili o mnie. A śnieżnooki podsumował ich rozmowę jedynie niezrozumiałymi słowami, które pamiętam doskonale - Zasialiśmy wiatr, a zbieramy burzę.
Dopiero Keya wyprowadziła mnie z amoku tych powracających wspomnień, mówiąc o przeczytanym opisie, jednak jej głos brzmiał słabo. Po chwili dopiero odchrząknęła, powracając do normalnego tonu. Nie podobała mi się jej reakcja. Teraz, w ogóle nic mi się nie podobało. Dlaczego nie mogę sobie przypomnieć mojej przeszłości?! Nie byłoby tajemnic ani zagadek. Być może każdy byłby bezpieczny i nie musiałby martwić się o swoje życie.
- Kenji, wiesz coś na temat tego rodu? – spytała rudowłosa.
- Nie jestem pewny, ale dziadkowie mojego znajomego chyba znali jednych z klanu – rzekł, widocznie próbując sobie przypomnieć wszystko, co mogłoby nas pokierować.
- Masz z nim kontakt? – kolejne pytanie padło z ust niebieskookiej kobiety.
- Nie żyje od paru lat, on i jego rodzina dostali wyrok śmierci. Nie znałem się z nim jednak aż na tyle, by wiedzieć, co przeskrobał – oznajmił Kenji. Zmarszczyłam brwi, coś mi nie grało. To wszystko w ogóle się nie łączyło. Westchnęłam. Może właśnie nie było połączone?
Ognistowłosa przymknęła oczy i mruknęła coś pod nosem. Dostrzegłam krew, wypływającą prosto z jej nosa. I bynajmniej nie było to kilka kropel bordowej cieczy…
- Um, Keya… Twój nos krwawi… - powiedziałam zaniepokojona do młodej kobiety, która dopiero po moich słowach zdała sobie sprawę z zaistniałej sytuacji. Nie przejęła się tym jednak jakoś bardzo i machnęła ręką.
- Zaraz przejdzie, pewnie zwykłe osłabienie – wytłumaczyła wymijająco, jednak nie przekonała nas tym.
- To nie wygląda dobrze. Często tak masz w ostatnim czasie? – spytał zmartwiony blondyn, podarowując chustę Keyi, by ta mogła zatrzymać krwawienie. Dziewczyna prychnęła tylko i wymruczała jakąś odpowiedź w stylu Nawet jeśli, jestem zielarką, umiem o siebie zadbać. To nie zadowoliło przyjaciela rudowłosej i już po chwili zaczął wypominać, że może jej coś grozić. Grymas wstąpił na moją twarz, wyglądało to bardziej na krwotok. Zupełnie się na medycynie nie znałam, więc nie wiedziałam, co mam zrobić. Siedziałam więc jak kołek, przytłoczona wydarzeniami z dzisiaj i słuchałam dyskusji przyjaciół. No, może bardziej monologu Kenji’ego. Złapałam się za nasadę nosa, teraz jeszcze bardziej pogubiłam się w tym wszystkim. Plus wyszło na to, że Keya miewa problemy zdrowotne. A szczególnie teraz, nie jest to nikomu na rękę.
- Nieopodal jest mój domek, w którym aktualnie nocleguję. Myślę, że przyda się nam odsapnięcie, szczególnie po tym wszystkim, a przynajmmniej Keya będzie mogła sobie odpocząć. Pracę odrobię, jakoś przekonam Mirabel - uśmiechnęłam się niemrawo i obdarowałam kompanów pytającym wzrokiem, na co odwzajemnili mimikę i skinęli wdzięcznie głowami.

<Keeyciaaa? ^^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz